Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Eseje

 

Eseje

Nowe Życie Gospodarcze

Magazyn Olimpijski

Prawo i Gospodarka

Przegląd

Panorama

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Płaski szczyt

 

        Po tym jak ostatnio do ONZ dołączyło Tuvalu, organizacja ta liczy 189 członków. Przedstawicieli większej ilości państw spotkać można już tylko na igrzyskach olimpijskich w Sydney. Zanim jednak słońce po raz pierwszy w nowym tysiącleciu wzejdzie właśnie w okolicach wyspy Tuvalu na Południowym Pacyfiku, w nowojorskiej siedzibie ONZ zebrał się kolejny szczyt. Okrągłe daty prowokują do hucznych obchodów i celebracji, tak więc było i tym razem. Odbył się "szczyt milenijny", w którym udział wzięło prawie 160 przywódców z całego świata - koronowanych głów, prezydentów, premierów. Nic dziwnego, że dano każdemu bardzo mało czasu na wystąpienie, ale w ten sposób wszyscy mieli dosłownie swoje "pięć minut", ale - niestety - niewiele to dało.

        W sferze ekonomicznej ONZ ma zdecydowanie mniej osiągnięć niż w politycznej, co bierze się z równoległej aktywności innych międzynarodowych organizacji gospodarczych, zwłaszcza Banku Światowego i kontynentalnych banków rozwoju oraz MFW, WTO i OECD. Ograniczona jest także skuteczność funkcjonowania własnej sieci agend. Instytucje takie jak regionalne komisje gospodarcze, UNCTAD czy UNDP nie tylko niepotrzebnie powielają działania podejmowane przez inne, sprawniejsze organizacje, ale są zbyt zbiurokratyzowane i nie wyposażone w odpowiednie instrumenty. A globalizacja wymaga coraz większej dozy koordynacji polityki na skalę ponadnarodową. Zgromadzeni na szczycie przywódcy wydają się to rozumieć, ale nie potrafią się z tym wyzwaniem uporać. Nie dlatego, że brakowało czasu na przemówienia, ale ponieważ nie starcza wciąż koncepcji, jakimi metodami koordynować politykę ekonomiczną i społeczną na skalę ponadnarodową.

Nic dziwnego zatem, że w tym samym czasie obradowały i demonstrowały inne - pozarządowe - organizacje, które domagają się działań, a nie powtarzania obietnic i kreślenia iluzorycznych wizji lepszego świata. Uważam, że sporo z nich wnosi do sprawy globalizacji i poszukiwania nowego międzynarodowego ładu ekonomicznego wiele pozytywnych elementów. Bez aktywności Oxfam i Jubilee 2000 nie byłoby postępu (wciąż niewystarczającego) w odniesieniu do redukcji długu najuboższych krajów. Bez Green Peace nie byłoby ustaleń "Szczytu Ziemi" w Rio w 1995 roku czy też konwencji z Kyoto wymuszającej redukcję emisji gazów powodujących szkodliwe zmiany klimatyczne. Organizacje te okazują się przeto sprzymierzeńcem spraw, które leżą na linii zainteresowań ONZ i jej agend, choć sojusz ten często sprowadza się do wymuszania akcji, do podjęcia których sama ta organizacja nie jest zdolna.

Milenijny szczyt obiecuje zatem. Do roku 2015 ma być nie tylko zagwarantowana powszechna edukacja na podstawowym szczeblu dla wszystkich dzieci, ale również o połowę spaść ma ilość ludności żyjąca w nędzy. Niestety, podczas poprzedniego piętnastolecia, mimo szybkiego ogólnego tempa rozwoju, wzrosła ona bezwzględnie. Nierówności na skalę światową wciąż się zwiększają, a jedyny znaczący postęp w walce z nędzą odnotowano w Chinach i Indiach. Co ciekawe, dokonano tego bez istotniejszej pomocy ze strony organizacji międzynarodowych i światowej społeczności, a głównie wskutek rozważnie koordynowanej przez rządy tych krajów stopniowej liberalizacji z polityką rozwojową.

Szczyt ONZ nie daje trafnej odpowiedzi na pytanie, dlaczego rosną nierówności i nie maleje bieda, a jedynie odsyła sprawę - a jakże - do ministerialnej konferencji swojej agendy UNDP, która właśnie ponownie radzi, w jaki sposób najbiedniejsi tego świata powinni skorzystać z dobrodziejstw globalizacji. Debaty te jednak niewiele wnoszą nowego, gdyż proch został już wymyślony, a brak dobrych skutków jest funkcją bardziej niedostatku środków i instrumentarium niż teorii i koncepcji.

To prawda, że szerokie korzystanie przez uboższe kraje ze swobodnie przepływających kapitałów i absorbowanie strumienia zagranicznych inwestycji bezpośrednich - z jednej strony - oraz ułatwiony dostęp do światowych rynków, na których mogłyby one plasować w rosnącym wymiarze swoje produkty i usługi - z drugiej strony - jest kluczem do wzrostu gospodarczego i poprawy warunków życia. Ale prawdą jest też, że globalizacja powodować może niekorzystną dla krajów zacofanych redystrybucję strumieni i zasobów. Konieczna zatem jest korekta tej redystrybucji poprzez decyzje polityczne i zastosowanie odpowiednich instrumentów alokacji kapitału na skalę międzynarodową. Milenijny szczyt był rzadką okazją ku temu, by podjąć decyzję o redystrybucji jednego procenta PKB z krajów bogatych do biednych. Rzecz w tym, że wciąż nie są one do tego gotowe, a ich przywódcom pewnie i dziesięć minut nie starczyłoby, aby o tym powiedzieć.

W sumie był to dość płaski szczyt, a z takiej perspektywy trudno dostrzec lepszą przyszłość światowej gospodarki. Czeka ona wciąż na swój nowy ład instytucjonalny. Z tego punktu widzenia szczyt milenijny okazał się tylko kolejną zmarnowaną okazją. Ale przynajmniej ładnie się nazywał.

 

Nowy Jork, 16 września 2000 r.