Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Eseje

 

Eseje

Nowe Życie Gospodarcze

Magazyn Olimpijski

Prawo i Gospodarka

Przegląd

Panorama

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nietwórcza destrukcja

 

        Przed rokiem z większym optymizmem witaliśmy nowe "na niby" milenium, a gdy nadchodzi to prawdziwe - dominują nastroje minorowe. Choć powinno nam na tym bardzo zależeć, scena polityczna zniechęca uczciwych i rozumnych ludzi do angażowania się w sprawy publiczne. Pesymizm narasta jednak głównie dlatego, że coraz bardziej wychodzi z worka polityki gospodarczej ostatnich trzech lat szydło serii fatalnych błędów koncepcyjnych i implementacyjnych. Nadchodzący czas Świąt i Nowego Roku tradycyjnie skłania do puszczania w niepamięć wielu przewinień i bratanie się w zalewie dobrych życzeń. Są wszakże błędy niewybaczalne, skoro można było posłuchać mądrych rad i ich uniknąć. Są też życzenia niepoważne, jeśli wobec narastającej biedy życzy się fortuny albo w obliczu bankructwa opłacalnych inwestycji.

        Acz są i pozytywne procesy, to dzieją się one nadmiernym kosztem społecznym lub też na korzyść wąskich grup interesów i ich partyjnego zaplecza. Niekiedy jest nieco lepiej pod wpływem czynników zewnętrznych. W tym półroczu odnotowujemy poprawę w sferze handlu zagranicznego, ale było to spowodowane dobrą koniunkturą w Unii Europejskiej i aprecjacją euro. Teraz jednak ten pozytywny impulsu wygasa. Dodatkowym czynnikiem wzrostu eksportu - skądinąd wciąż niższego tak od potrzeb bilansu płatniczego, jak i potencjału naszej gospodarki - jest stagnacja popyty wewnętrznego. To zaś implikuje narastające niezadowolenie zarówno krajowych producentów (ograniczenia możliwości zbytu), jak i konsumentów (ograniczenia dynamiki dochodów realnych). O ile popyt wewnętrzny w latach 1997-98 wzrastał średnio o 7,9 procent rocznie, to w latach 1999-2000 już tylko o 4,6, a na następny rok (Szczęśliwego Nowego Roku!) przewiduje się ledwie 3,9 procent.   

Coraz bardziej ewidentne dla wszystkich obiektywnych obserwatorów jest, że nie tylko wielce chybiona okazała się polityka finansowa rządu koalicji AWS-UW, ale nie sprawdza się także polityka monetarna banku centralnego. W konsekwencji negatywnie wpływa to na stan sfery realnej - oszczędności, zapasy, inwestycje, produkcję, handel, konsumpcję. Umiarkowane ożywienie w eksporcie w dużej mierze wzięło się z deprecjacji złotego, teraz zaś znowu nastąpiła jego aprecjacja. Dlaczego? Otóż z oczywistego faktu przestrzelenia optymalnej wysokości nominalnych stop procentowych wskutek błędnych decyzji wpierw o ich skokowym podwyższeniu, a teraz - gdy realne stopy procentowe wzrosły o prawie dwa punkty procentowe w ślad za nieco niższą inflacją - braku śmiałej i mądrej decyzji o ich redukcji. Oprocentowanie polskich obligacji jest aż o około 420 punktów bazowych wyższe niż węgierskich, choć inflacja jest na Węgrzech nieco wyższa (w październiku 9,9 i 10,4 procent). Takie zróżnicowanie jest niezwykle intratne dla zagranicznego kapitału spekulacyjnego, który wartko płynie i - poprzez zwiększony popyt na złotego - powoduje znowu jego przejściową aprecjację. W sposób oczywisty szkodzi to w obecnej fazie polskiej gospodarce hamując eksport, od zintensyfikowanie którego tak wiele zależy. Nic dziwnego, że tempo produkcji spada, a bezrobocie rośnie.

        Niektórzy przeto sądzą, że teraz alternatywa dotyczy już jedynie wyboru "mniejszego zła". Utrzymywanie stóp procentowych na irracjonalnym poziomie musi nasilić tendencje stagnacyjne, a ich obniżenie mogłoby przyspieszyć inflację. O ile pierwsza teza jest prawdziwa (przecież już tego doświadczamy), to druga jest fałszywa. W aktualnych warunkach zmniejszenie stóp procentowych pociągnęłoby za sobą tak ożywienie produkcji oraz wzrost zatrudnienia, jak i spadek inflacji. Dramat polega na tym, że korzystna dla nas korekta polityki finansowej nie zostaje na czas wykonana. A już bez mała tragedią jest (choć niektórzy mówią, że to tragifarsa), iż polityka nie potrafi z tego wyciągnąć właściwych wniosków. Karawana idzie dalej...

Tak oto polityka finansowa sama siebie zapędziła w ślepy zaułek, z którego przy jej kontynuacji trudno będzie wybrnąć bez dalszego regresu w sferze realnej. Wpierw, na początku lat 90-ych, mieliśmy do czynienia z "twórczą destrukcją", która okazała się kpiną z schumpeterowskiej teorii wyjaśniającej istotę postępu poprzez działanie mechanizmu nieustannego obumierania starych technologii i ich wypierania przez nowe. Pod koniec dekady mamy natomiast do czynienia już tylko z wielce nietwórczą destrukcją.

Cięcia wydatków budżetowych przy równoczesnym wyśrubowaniu stóp procentowych są bardzo bolesne dla ludności, ale już nie są dostatecznie atrakcyjne dla kapitału zagranicznego, który jest zaniepokojony niemożnością skonstruowania sensownego budżetu i rozchwianiem sceny politycznej. Zagraniczni inwestorzy nie są skłonni inwestować na długie terminy, a na krótkie czynią to z coraz większą powściągliwością i na coraz wyższy koszt obciążający polskiego podatnika i przedsiębiorcę. Oto zgubne skutki polityki ostatnich lat, w rezultacie której obecny minister finansów niewiele rozsądnego może uczynić, gdyż przytłacza go destrukcyjna spuścizna pozostawiona przez poprzednika.

        

Rochester, 9 grudnia 2000 r.