Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Eseje

 

Eseje

Nowe Życie Gospodarcze

Magazyn Olimpijski

Prawo i Gospodarka

Przegląd

Panorama

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tylko polskie prezenty - to dobre prezenty!

 

        Pomimo zapowiedzi i podejmowanych przez rząd wspólnie z NBP prób przywrócenia pożądanych zewnętrznych relacji ekonomicznych, rok 2000 kończy się podobnie jak poprzedni. Niedobrze. Ani cięcia wydatków budżetowych dokonywane pod hasłem dyscypliny budżetowej, ani utrzymywanie wygórowanych stóp procentowych pod hasłem przeciwdziałania inflacji, ani też koordynacja obu tych działań pod hasłem przywrócenia równowagi zewnętrznej nie dają oczekiwanych rezultatów. Budżet zadłużony jest ponad własne możliwości, inflacja (licząc przeciętnie rocznie) jeszcze w roku 2001 będzie wyższa niż w 1999, a deficyt na rachunku obrotów bieżących utrzymuje się na wysokim poziomie ponad siedmiu procent PKB. A wszystko to przy niskiej dynamice wzrostu, która według zgodnych opinii organizacji międzynarodowych, banków inwestycyjnych i zagranicznych ośrodków badawczych w nadchodzącym roku będzie jeszcze niższa.

W odróżnieniu od atmosfery dominującej przed rokiem obecnie fakty te wywołują mniej alarmistyczne reakcje. Jedni pogodzili się z nieskutecznością realizowanej po 1997 roku polityki, innym natomiast wcale ona nie przeszkadza, bo - uczestnicząc w procesach prywatyzacji, handlu, czy też przepływach kapitałowych o charakterze spekulacyjnym - wychodzą wcale korzystnie na redystrybucji dochodów. Fakt; rośnie fala protestów rozmaitych grup społecznych - od pielęgniarek do pracowników zakładów przemysłu obronnego - ale polityka przejmuje się tym umiarkowanie i trwa w fałszywym przekonaniu, że jest właściwa. Wystarczy tylko przetrwać trudny okres "przepychania" budżetu, który w zasadzie nic w tym syndromie małej dynamiki i dużej nierównowagi nie zmienia. Oczywiście, oprócz tego, że daje jeszcze jeden rok na udowadnianie, iż ma się rację, podczas gdy tak ewidentnie się jej nie ma.

Przed nami święta, a więc i ferwor świątecznych zakupów. W tym sezonie powinny one odbywać się pod hasłem "Tylko polskie prezenty - to dobre prezenty!". To stworzyłoby jakąś szansę, że wreszcie zacznie poprawiać się bilans handlowy. Gospodarka w ostatnich trzech latach jest tak źle prowadzona, że spodziewać się można, iż wyniesie on ponownie ponad 14 miliardów dolarów; żadnej poprawy w porównaniu z ubiegłym rokiem pomimo narzucenia tak dużych kosztów społecznych. W kategoriach względnych oznacza to, że z kolei deficyt obrotów bieżących nadal przekracza siedem procent PKB. Co gorsza, w ponad 60 procentach jest on finansowany dopływem krótkoterminowych inwestycji portfelowych, których właściciele przy okazji robią sobie na gwiazdkę prezent naszym kosztem. Koszty tu  - na barkach podatnika i przedsiębiorcy, zyski tam - na koncie zagranicznego eksportera i inwestora. Taki oto jest ten "gwiazdkowy prezent" zafundowany przez naszą politykę niekoniecznie naszym producentom i konsumentom.

Zwiększonemu strumieniowi importu towarów konsumpcyjnych sprzyja nie tylko ferwor świątecznych zakupów, ale i ponowna silna aprecjacja złotego, która znowu jest zaskoczeniem dla władz monetarnych. Gdy kilka tygodni temu kurs kształtował się w pobliżu 4,7 złotego za dolara, prezes NBP twierdziła, że przy aktualnych uwarunkowaniach to jest jego właściwy poziom. Nieco później - gdy uwarunkowania te w niczym się nie zmieniły - oscyluje on wokół ledwie 4,4 złotego za dolara, ale władze nadal nie chcą zrozumieć, że ma to ścisły związek z dalszym wzrostem realnych stóp procentowych. Teraz już nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy doradza obniżenie irracjonalnie zawyżonych stóp, ale wykonanie takiego ruchu we właściwym czasie wydaje się ponad siły banku centralnego. Przekonanie, że nie mając racji, można ją posiąść tkwiąc w swoim błędnym przekonaniu, jest złym doradcą. W ten sposób nie ma się jej jedynie przez dłuższy okres i dłużej obdarza się wszystkich takimi "świątecznymi prezentami" - jednym rózgę, innym lukier.

Utrzymujące się relacje kursowe zachęcają przedsiębiorców i handlowców do dodatkowego importu, a konsumentów do kupowania jako prezentów pod choinkę swoim najbliższym importowanych, a nie krajowych towarów. Za granicą niestety nie można tego powiedzieć o polskich produktach, zwłaszcza że niekorzystny kurs równocześnie zniechęca rodzimych producentów i eksporterów do plasowania własnych produktów pod i na cudzych choinkach. "Na", bo nie wiele mając do zaoferowania wymagającymi rynkowi amerykańskiemu, wciąż jeszcze jesteśmy potęgą w eksporcie tradycyjnych bombek do przystrajania świątecznych drzewek. Także za oceanem są one popularne, chociaż nie aż tak jak w Polsce. Jeśli jednak obecna polityka potrwać miałaby jeszcze przez kilka lat, to i z rynku bombek wypchną nas Chińczycy, którzy - acz bombek lepszych nie robią - lepiej potrafią posługiwać się stopą procentową i kursem walutowym.

Tak więc jedyna szansa na ratowanie naszego podupadającego bilansu płatniczego, to pokierowanie się sentymentem zgodnie z patriotycznym okrzykiem: "Tylko polskie prezenty - to dobre prezenty!"

Wesołych Świąt!                                   

 

Nowy Jork - Warszawa, 17 grudnia 2000 r.