Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Eseje

 

Eseje

Nowe Życie Gospodarcze

Magazyn Olimpijski

Prawo i Gospodarka

Przegląd

Panorama

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ameryka, Ameryka ...

 

Amerykanie wydają się być zadowoleni z siebie i z życia. Nie tylko tutaj - w słonecznej południowej Kalifornii gdzie czas jak zazwyczaj wydaje się płynąć przyjemniej i spokojniej - ale w całym kraju. Wydawać się może, że problemy z recesją mają głównie politycy i przedsiębiorcy, ale to tylko pozory. Co prawda, utrzymujący się pomimo "twardego lądowania" gospodarki i wygaśnięcia koniunktury wzrost wydatków konsumpcyjnych chroni tę najpotężniejszą gospodarkę świata przed głębszym pogrążeniem się w recesji, ale stan ten może szybko ulec pogorszeniu. Stąd też sprawą najważniejszą polityki wewnętrznej USA jest ożywienie produkcji i powrót na ścieżkę wzrostu gospodarczego.

To będzie niemożliwe bez istotniejszego zwiększenia popytu wewnętrznego. Stąd też tak spektakularne, radykalne obniżanie w trakcie minionego roku stóp procentowych przez amerykański bank centralny i - w obliczu występowania nadwyżek budżetowych - zmniejszenie części obciążeń podatkowych. I chociaż realna stopa procentowa już jest ujemna, to spodziewać się można, że System Rezerw Federalnych w lutym jeszcze raz je zredukuje. Trzeba wszakże poczekać jeszcze co najmniej pół roku, aby zabiegi te przełożyły się poprzez inwestycje i mechanizmy mnożnikowe na pchnięcie produkcji do przodu.

Bardziej skomplikowana jest sytuacja w stosunku do zamiarów administracji prezydenta George'a W. Busha co do dalszego zmniejszenia podatków. A to dlatego, że wielką łudą okazała się ogromna nadwyżka budżetowa, jaką przewidywano rok temu. Jak bańka mydlana pękła wizja nadwyżki w wysokości 5,6 biliona dolarów prognozowana na lata 2001-11. Obecnie zarówno rządzący republikanie jak i opozycyjni demokraci szacują ją na zaledwie 1,8 do 1,9 biliona, a i to nie jest pewne. Jeśli zaś pominąć w rachunku finansowe nadwyżki państwowego systemu emerytalnego, to faktycznie mamy do czynienia z deficytem budżetowym, choć umiarkowanym i nie przekraczającym 1 procenta PKB. Dlatego też wątpić można w spełnienie wcześniejszych zapowiedzi o daleko posuniętej obniżce podatków. Niejako na wszelki wypadek prezydenta Bush mówi teraz, że tylko "po jego trupie" mogłyby być one zwiększone.

Dziś wypada powtórzyć, że na zasadnicze tendencje występujące w gospodarce amerykańskiej - z wszystkimi tego implikacjami dla gospodarki światowej - atak terrorystyczny z września 2001 roku nie miał istotniejszego znaczenia. Początkowe reakcje wielu polityków i analityków okazały się przesadzone. Nie nastąpiło z tego powodu ani załamanie się optymizmu konsumentów, ani też krach na giełdzie. To zaś, że nie jest dobrze, wynika z wcześniej już zapoczątkowanych procesów, w tym przede wszystkim dość drastycznego jeśli nie końca, to przynajmniej tąpnięcia mirażu "nowej gospodarki". Ostre wyhamowanie dynamiki gospodarczej zostało zapoczątkowane już wcześniej, a wspomniane "nadwyżki" budżetowe zaczęły wyparowywać już latem.

Wcześniej także zaczęło narastać bezrobocie, które podczas minionego roku skoczyło aż o 1,8 punktów procentowych i obecnie wynosi 5,8 procent. Aczkolwiek jest to dużo mniej niż w Eurolandzie (8,5 procent), to z pewnością narastające trudności na rynku pracy - jeśli nie uda się odwrócić tych niekorzystnych tendencji - zaczną szybko psuć wciąż jeszcze dobre samopoczucie konsumentów. Czy jest zatem szansa na powrót gospodarki USA na ścieżkę szybkiego wzrostu?

Jeśli ktoś rozumie przez to prosperity lat 90, to nie jest to możliwe. Tamta dekada - jedna z najlepszych w amerykańskiej historii - już się nie powtórzy, przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości. O ile w ubiegłym roku PKB zwiększył się już tylko o 1,1 procent, to na ten rok przewiduje się jeszcze wolniejsze tempo, a mianowicie 0,7 procent. Potem - począwszy od roku 2003 - tempo wzrostu PKB oscylować może przez kilka kolejnych lat w granicach 2 do 3 procent. Wtedy też ponownie może obniżyć się bezrobocie. Na razie zaś politycy gospodarczy są przygnębieni faktem, że produkcja przemysłowa w grudniu była aż o 5,8 procent mniejsza niż rok wcześniej. A więc recesja ...

Amerykanie przy tym zachowują się i reagują dziwnie. Pomimo wyraźnego pogorszenia się sytuacji gospodarczej i załamania koniunktury oceniają oni swój rząd generalnie pozytywnie, nawet dużo lepiej niż wówczas, gdy gospodarka kwitła, na przykład w połowie minionej dekady. Ten pozorny paradoks łatwo zrozumieć, jeśli zważyć na czynniki pozaekonomiczne, zwłaszcza politykę zagraniczną. Także ocena reakcji prezydenta i administracji na wydarzenia z 11 września bardzo rzutuje na werdykty opinii publicznej. O ile w połowie lat 60, aż dwie trzecie Amerykanów uważało, że rząd z zasady prawidłowo wykonuje swoje funkcje, to pokolenie później - w połowie lat 90 - jedynie 20 procent było skłonne ferować takie oceny. Co ciekawe, natychmiast po ataku terrorystów wskaźnik ten podwoił się i utrzymuje się na tym mniej więcej poziomie do tej pory. Można wszakże spodziewać się, że wraz z upływem czasu - a ściślej  spadkiem emocji rozgrzanych tamtymi wydarzeniami, z jednej strony, oraz brakiem poprawy sytuacji ekonomicznej, z drugiej - ponownie się obniży.

Działania administracji prezydenta Busha oceniane są dość powściągliwie i wyraźnie gorzej niż on sam. Podczas gdy 43 procent ludności uważa, że rząd swoją działalnością tworzy więcej problemów, niż ich rozwiązuje, nieco mniej, bo 42 procent ma zdanie odmienne. Skądinąd nigdy wcześniej aż tak wielu respondentów nie wyrażało tak pozytywnej opinii. I znowu wydaje się to następstwem polityki prowadzonej na innych niż ekonomiczne odcinkach.

Obawiać się jednak można, że zaufanie tak do polityków, jak i biznesu dozna szwanku wskutek bankructwa wielkiej teksańskiej firmy energetycznej Enron. Skoro jej szefowie bardzo dbali o swoje interesy, oszukując zarówno własnych pracowników, jak i klientów - a także państwo - a przy okazji nie omieszkali dofinansować kampanie wyborcze i działania aż 77 (!) spośród 100 senatorów, to trudno dowodzić bezwzględnej wyższości takiego systemu. Tutaj naprawdę wiele musi się zmienić. I choć wciąż - dość bezmyślnie - powtarza się, że "po 11 września świat już nigdy nie będzie taki sam", to USA jednak takie samo, przynajmniej jeśli chodzi o politykę wewnętrzną, pozostać może. A zmienić powinno się wiele. W innym przypadku trudno się dziwić, że tylko około 25 procent społeczeństwa ufa swoim wybrańcom z Kongresu (a teraz, po aferze z Enronem pewnie jeszcze mniej), a 84 pielęgniarkom i aż 90 strażakom. Jednakże - przy całym szacunku należnym strażakom - dużo więcej zależy od polityków.

 

 

San Diego, 21 stycznia 2002 r.