Przemówienie Wiceprezesa Rady Ministrów, Ministra Finansów Grzegorza W. Kołodko na posiedzeniu Komisji Finansów Publicznych (24 października 2002 r.)

       

 

Dzień dobry Państwu!

Chciałbym bardzo serdecznie podziękować za zaproszenie i możliwość spotkania z Komisją, którą, z racji sprawowanej funkcji i ponoszonej odpowiedzialności uważam za najważniejszą w naszym Parlamencie. Od tego jak Państwo rozstrzygacie ważne dla społeczeństwa i finansów publicznych kwestie, bardzo wiele zależy.

Jako Minister Finansów i przedstawiciel Rządu pragnę zadeklarować; gotowość do współpracy i chęć odpowiedzi na wszystkie postawione pytania, jak również chciałbym zapewnić o możliwości natychmiastowego dostępu do wszystkich stosownych materiałów i dokumentów, których analiza i rozpoznanie jest niezbędne przy ocenie sytuacji, wnioskowaniu i proponowaniu rozwiązań.

Kwestie, które chciałbym podnieść po części, pokrywają się z tym, o co pytał Pan Przewodniczący, a po części są to inne kwestie warte przytoczenia.

Generalnie, o czym Panie i Panowie dobrze wiecie, nadal finanse publiczne znajdują się w bardzo trudnej i złożone sytuacji. Wynika to z kilku okoliczności: ale nie powiem, że na skutek wciąż słabej koniunktury gospodarczej, która jest spowodowana, opartą o z gruntu fałszywą teorię ekonomiczną i w dodatku jeszcze źle przeprowadzoną - koncepcję schładzania koniunktury gospodarczej w ostatnich latach, co spowodowało znakomite zawężenie bazy podatkowej i zawęziło dochody budżetu państwa, wymuszając odpowiednie rozwiązania po stronie wydatków. Sądzę, że wciąż największy problem naszych finansów publicznych polega na tym, że znakomita część środków publicznych, która jest redystrybuowana za pomocą tychże finansów publicznych w ogólności, a budżetu państwa w szczególności, ma charakter socjalny. I w wielu przypadkach trzeba zadać sobie ponownie pytanie, czy w tej fazie rozwoju i transformacji polskiej gospodarki, przy takim rozłożeniu korzyści i kosztów, wynikających z przekształcania instytucji w kierunku gospodarki rynkowej, ten budżet jest właściwy stosownie do proporcji strumieni dochodów i wydatków, które się przez niego przelewają. Mówię to na samym początku, bo z pewnością Państwo widzicie budżet roku 2003 na dłuższej ścieżce czasu. Operujemy latami, ale nic się nie zacznie 1 stycznia i nie skończy 31 grudnia - oprócz tego, że zacznie się i skończy rok 2003. Procesy ekonomiczne są ciągłe, procesy finansowe są ciągłe, natomiast my mamy możliwość i obowiązek budżetowania na kolejne lata. Trzeba widzieć ten budżet na tle tego, co się działo w niedawnej i odległej przeszłości, i co będzie się działo potem. Trzeba więc skupić się na tym, co będzie się działo po roku 2003. I dzisiaj z pewnością nie należy podejmować decyzji, które miałyby nam utrudniać funkcjonowanie, pracę i życie w roku 2004 i następnym, np. pod pozorem ułatwienia tegoż życia i tej pracy w roku 2003.

Z tego punktu widzenia, jeśli słyszę, że są pomysły - słusznie Pan Przewodniczący stwierdza, że one są niezgodne, albo nie mieszczą się w polskim prawie - aby w parlamencie zwiększać deficyt budżetowy, to jako ekonomista powiem: ten deficyt jest za duży. I gdyby parlament wyszedł z propozycją zmniejszenia deficytu budżetowego, to ja bym zaproponowałbym Rządowi, żeby się nad tym poważnie zastanowił i być może wtedy należałoby wyjść z pewnymi inicjatywami umożliwiając tego typu korekty.

Ten deficyt jest za duży - z punktu widzenia długofalowych możliwości rozwojowych polskiej gospodarki. Natomiast Rząd nie widział możliwości dalszego zmniejszania deficytu budżetowego, ponad to co zaproponował Parlamentowi, a więc do około 38,7 mld zł. Trzeba to widzieć w szerszym kontekście finansów publicznych, salda budżetów samorządów terytorialnych oraz agencji i paru innych instytucji związanych z naszym systemem finansów publicznych.

Do projektu ustawy budżetowej załączony jest bardzo ważny i sądzę, że interesujący - choć Państwo to macie osądzić - dokument w sprawie strategii zarządzania długiem publicznym w latach 2003 - 2005. Przedkładamy prognozy, oceny i propozycje działań, aby tak zarządzać długiem publicznym, za który odpowiedzialność ponosi całe państwo polskie i społeczeństwo, aby zwiększając się, rósł on w granicach, które są do zaakceptowania z punktu widzenia poprawy konkurencyjności polskiej gospodarki i warunków życia polskich rodzin. Z tego też względu nadmierne zadłużanie się byłoby wielkim błędem polityki finansowej i należy myśleć o budżetowaniu w taki sposób, aby nie uciekać się do pomysłów prostych, a niekiedy tak prostych, że prostackich - że najlepiej zwiększyć deficyt, pożyczyć i będzie dobrze. My nie uważamy, że nie należy pożyczać, że nie powinno być deficytu. Powtarzam: ten deficyt jest ogromny. On wynosi 4,9% - tak jak my go liczymy. Przy czym, według metodologii porównywalnej z Unią Europejską, on wynosi tylko 3,9%. Dla przykładu w Niemczech ogłoszono, że u nich deficyt wyniesie najprawdopodobniej 3,2%. W Portugalii wynosi 4,1%. Więc, gdyby w Polsce deficyt wyniósł 3,9% w roku 2003, to byśmy uplasowali się przynajmniej nie na końcu ligi europejskiej.

Budżet to wydatki, ale jest to przede wszystkim instrument finansowania niekwestionowanych, różnych potrzeb rozwojowych, socjalnych, społecznych, regionalnych itd. To wszystko musi się zbilansować. Kto, jak kto, ale Komisja to rozumie równie dobrze, jak Ministerstwo Finansów i jego oddani pracownicy.

Musimy wiedzieć, że jest to ostatni budżet przed wejściem Polski do UE. Transfery pomiędzy Polską a Unią Europejską będą z pewnością dla nas per saldo korzystne, więcej pieniędzy będzie wpływało, począwszy od pierwszego roku członkostwa niż wypływało.

Mechanizm płatności, w tym składka członkowska, wypłata z góry dopłat bezpośrednich dla naszego rolnictwa, które w ten sposób chcemy wspomagać, konieczność współfinansowania pewnych programów, wymaga tego, że pieniądze są wykładane w określonych kwotach i w pewnej sekwencji. Natomiast potem pieniądze wpływają po części do budżetu, a po części do podmiotów gospodarczych, czy to na niższe szczeble administracyjne do gminy, województwa, czy do powiatu, i nie wracają do budżetu. Z tego punktu widzenia mamy nowy element, a mianowicie, sztywne płatności w budżecie na rok 2004, 2005 i następne. Wszystko jest korzystne dla polskiej gospodarki. Natomiast z punktu widzenia samego budżetu państwa i odpowiednich relacji strumieni - dochody-wydatki, ten rok będzie trudniejszy, nawet jeśli w roku 2004, na co jest szansa i musimy ją wykorzystać, PKB zwiększy się nawet o ok. 5%. Nawet jeśli będzie taka dobra koniunktura gospodarcza i poszerzy się baza podatkowa, wzrośnie ściągalność podatków, do czego zmierzamy realizując stosowne ustawy parlamentarne, niezwykle trudne będzie zbilansowanie budżetu na poziomie deficytu, jaki parlament uznałby za właściwy. A właściwy byłby taki, który spokojnie, z biegiem lat doprowadziłby nas do spełnienia kryteriów konwergencji ekonomicznej i walutowej. Po to, aby będąc już członkiem UE, we właściwym momencie wprowadzić Polskę do obszaru euro, co znakomicie obniży koszty transakcyjne, podnosząc konkurencyjność polskiej gospodarki i ułatwiając ekspansję naszego eksportu, który ma odgrywać jedną z kluczowych ról w nakręcaniu koniunktury gospodarczej.

Pracujemy obecnie nad trudnym, złożonym - nie tylko legislacyjnie, ale i społecznie i politycznie - pakietem restrukturyzacji finansów publicznych, który będzie zmierzał w dwóch zasadniczych kierunkach. Po pierwsze, będzie zwiększał zdolność absorpcyjną naszej gospodarki i naszego systemu finansów publicznych do wchłaniania funduszy strukturalnych i funduszy spójności transferowanych z Unią Europejską do polskiej gospodarki, na różnych szczeblach, nie tylko do budżetu państwa. Po drugie, ta restrukturyzacja zmierzać będzie do zmniejszenia stopnia sztywności wydatków w naszym budżecie. Będą nowe wydatki sztywne wynikające z członkostwa w Unii Europejskiej. W tej chwili, jak Państwo wiecie, mamy 67,8 % po stronie wydatków w przyszłorocznym budżecie, wydatków sztywnych. Jeśli nic by się nie zmieniło w naszym systemie finansów publicznych to wydatki budżetowe wg dotychczasowych zasad musiałyby wynieść w roku 2004 ponad 208 mld, a w roku 2005 ok. 215 mld, przy obecnie obowiązujących ustawach, zasadach indeksacji, zasadach waloryzacji, podczepianiu się niektórych wydatków pod proporcje, w stosunku do produktu krajowego brutto, a to do innych dochodów z tytułu członkostwa w Unii Europejskiej, i innych sztywnych płatności.

W Państwa sprawozdaniach, pojawiają się pewne propozycje, na co warto byłoby wydatkować jakieś środki, ale w zasadzie Minister Finansów absolutnie nie miał takiej możliwości, żeby przyjść do Parlamentu i powiedzieć, że jest na boku 3 mld zł rezerwy i niech Parlament zgodnie z tym, jak sam wychwytuje preferencje w społeczne rozdzieli te pieniądze. Niestety obciążenie wydatkami sztywnymi jest tak silnym gorsetem, że to, iż ten budżet jest obciążony tylko deficytem w wysokości 38,7 mld jest naszym wspólnym osiągnięciem, choć wątpliwości pozostają.

Baza podatkowa, jest w trudnej sytuacji, ale wbrew pewnym oczekiwaniom ożywia się produkcja i to na niemałą skalę. Jest za wcześnie, aby obwieszczać tryumf, że syndrom przechłodzenia polskiej gospodarki w wyniku błędów polityki gospodarczej, przestrzelenia realnych stóp procentowych, nadmiernego ograniczenia wydatków z budżetu, co spowodowało drastyczny spadek popytu wewnętrznego i wpędzenie drogim pieniądzem wielu przedsiębiorców poniżej granicy opłacalności produkcji, jest przełamywany na skutek działań prowadzonych od pewnego czasu.

Widzę postęp w związku z realizacją pakietu restrukturyzacji finansowej. Przy okazji chciałbym także poinformować, że w urzędach skarbowych wniosków o restrukturyzację zobowiązań publiczno-prawnych jest już blisko 2 tys. I chciałbym podkreślić, bo to jest ważne i nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, że ponad 90%, wniosków złożyły małe firmy, w stu procentach prywatne. Tego jeszcze tak do końca nie sprawdziłem, bo takiej statystyki posiadam, ale można przyjąć, że prawie wszystkie z tych firm zatrudniających do 50 pracowników, to są firmy prywatne i one znalazły się w tak trudnej sytuacji, że muszą korzystać z dobrodziejstwa Sejmu i Senatu, który uchwalił te ustawy restrukturyzacyjne - żeby odzyskać płynność, żeby odzyskać szansę na funkcjonowanie na rynku, żeby nie zamykać interesu i nie zwalniać ludzi, tylko żeby móc rozwijać produkcję. Z tego też punktu widzenia rośnie optymizm producentów i rosną pewne segmenty popytu wewnętrznego. Rosną wobec tego możliwości zbytu i rośnie produkcja. Mamy w tej chwili wyraźne przyspieszenie. O ile PKB w czwartym kwartale ubiegłego roku zwiększył się tylko o 0,2%, w pierwszym o 0,5 proc., w drugim o 0,8%, to w trzecim zwiększył się o ok. 2%, a w czwartym on może się zwiększyć nawet o 2,3%. Wobec tego w skali całego roku, inaczej niż to jest zapisane w ustawie budżetowej, którą realizujemy dotychczas z powodzeniem, nie jest wykluczone, że PKB zwiększy się aż o 1,4%. Uważam, że tym bardziej uwiarygodnia to naszą prognozę co do 3,5% wzrostu w roku przyszłym, choć wymaga to bardzo wielkiego wysiłku i to może nie tylko Parlamentu, Rządu i Ministra Finansów, ile przede wszystkim przedsiębiorców, którym trzeba stworzyć dobre warunki, nie tylko od strony systemu, ale także od strony klimatu na rynku.

Jeśli chodzi o sytuację zewnętrzną, tu wiadomości nie są dobre. Wysokość oczekiwanego ożywienia w Niemczech jest mniejsza niż to mogło się wydawać - i im, i nam - kilka miesięcy temu. Podobnie ze względu na znaczenie gospodarki niemieckiej i jej powiązania z innymi krajami. W całej Unii Europejskiej dynamika produkcji może być niższa niż oczekiwano.

Jednakże to nie ma fundamentalnego wpływu na sytuację polskiej gospodarki, gdyż losy polskiej gospodarki zależą przede wszystkim od tego, co się dzieje tutaj i od tego, czy uda nam się pobudzić metodami bezinflacyjnymi wzrost popytu - przede wszystkim konsumpcyjnego, gdyż stanowi on większą część absorpcji produktu krajowego brutto, ale także inwestycyjnego. W tym kontekście nie ma powodów, aby weryfikować in minus te założenia i prognozy, które leżą u podstaw awersji budżetu, nad którą pracuje parlament.

Dziewięć dni temu prowadziłem twarde negocjacje i konsultacje w Brukseli. Jest jeszcze parę znaków zapytania. Nie miałem wątpliwości, że zwyciężymy referendum w Irlandii. Miałem sygnały i informacje, jakie będą decyzje parlamentu czy Holandii. Sprawy zasadnicze będą zdecydowane dzisiaj i jutro w Brukseli, a część z nich będzie pozostawiona do szczytu w Kopenhadze.

Niezależnie od gry, która się toczy wokół pakietu finansowego i rolnego, pomiędzy piętnastką Unii Europejskiej a dziesiątką państw aspirujących i kandydujących aplikantów - toczy się bardzo ważna gra ekonomiczna z implikacjami politycznymi i finansowymi. W łonie piętnastki, odnośnie do dalszej kontynuacji, sposobu i czasu gruntownego zreformowania wspólnej polityki rolnej, są poważne rozbieżności pomiędzy Niemcami a Francją. Z drugiej strony niektórzy politycy Unii Europejskiej bez mała "zatrzaskują drzwi za sobą", co utrudnia im negocjacje. Wypowiedź prezydenta Chiraca, na temat rabatu brytyjskiego została odparowana, choć nie ustami premiera Blair'a, a jego rzecznika, że to jest nienegocjacyjne, co zaproponował prezydent Chirac. Wtedy trudno rozmawiać.

Jak powtarzam, z pewnością będziemy netto beneficjantem całego przedsięwzięcia od strony finansowej, natomiast pewne decyzje ostateczne, co do rozwiązań w zakresie polityki rolnej i kompleksu rolno-spożywczego z jednej strony oraz pakietu finansowego z drugiej strony, mam nadzieje, że będą zdecydowane podczas szczytu Kopenhaskiego.

Moim zdaniem jest to naturalne, że przy tak poważnych historycznych procesach i zwrotach, pojawiają się głosy o tym, żeby przesunąć w czasie moment integracji dziesięciu krajów Europy Środkowo-Wschodniej z Unią Europejską. Natomiast nie mając stuprocentowej gwarancji, sądzę, że z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, decyzje na "tak" zapadną ostatecznie na szczycie Kopenhaskim.

Wydaje mi się, że to podniesie wiarygodność Polski i polskiej gospodarki w oczach tzw. zagranicy, jako kraju już instytucjonalnie bardziej dojrzałego, jako kraju, który jest prawie że członkiem większego ugrupowania. Zwiększy to także zainteresowanie inwestycjami bezpośrednimi i przedsięwzięciami długofalowymi, stanowić będzie również dodatkowy czynnik dopływu kapitału.

Proszę się nie martwić, gdy się zwiększy deficyt na rachunku obrotów bieżących, to będzie przejawem zdrowia polskiej gospodarki i poprawy jej kondycji, a nie pogarszania. Gdyby w wyniku zbyt wysokich różnic pomiędzy naszymi stopami procentowymi, a stopami procentowymi w innych krajach, podobnie atrakcyjnych strukturalnie, instytucjonalnie, rynkowo jak my, dopływał kapitał krótkoterminowy spekulacyjny, żerujący na tym zróżnicowaniu stóp procentowych na koszt polskiego budżetu, a także w dalszej kolejności producentów i konsumentów i z tego powodu rósł by deficyt na rachunku obrotów bieżących, tak jak było w roku 1998, 1999, to wtedy byłby to powód do poważnej troski i wymagałby odpowiednich i skoordynowanych akcji, tzw. polityki mieszanej, a więc i polityki pieniężnej, którą prowadzi niezależny bank centralny, i polityki budżetowej, którą prowadzi rząd. Natomiast jeśli deficyt na rachunku obrotów bieżących wzrośnie z tytułu dopływu inwestycji bezpośrednich, oby w jak największym stopniu tzw. inwestycji na zielonym polu, a więc związanych z wznoszeniem nowych mocy wytwórczych, nowych linii produkcyjnych, częstokroć o nowoczesnej technologii, lepiej zarządzanych o lepszym poziomie marketingu - i z tego tytułu będziemy nieco więcej importować, gdyż my mniej więcej na każdy milion dolarów zainwestowanych bezpośrednio w Polsce importujemy ok. 400 milionów w postaci maszyn, urządzeń, surowców, materiałów, które muszą obsługiwać tego typu inwestycje. Więc jeśli Toyota ostatecznie zainwestuje ok. 200 milionów euro, niespełna miliard złotych w południowo-zachodniej Polsce w fabrykę wysokoprężnych silników samochodowych, która będzie zatrudniała ok. 400 pracowników - jest oczywiste, że to pociągnie za sobą import, który będziemy widzieli w naszym bilansie handlowym, w naszym bilansie płatniczym, zwiększy nam się ujemne saldo na rachunku obrotów bieżących. Ale to nie jest powód do paniki, albo krytykowania rządu, albo Banku Centralnego, tylko jest to przejaw zaufania do polskiej gospodarki.

Pakiet restrukturyzacyjny będzie przedstawiony Radzie Ministrów na początku stycznia. Wiele zmian będzie miało charakter legislacyjny. A więc niezależnie od debaty, o którą będziemy prosić w Parlamencie, cały szereg ustaw odsztywniających pewne rozwiązania, będzie przedstawiony.

Budżet jest tak skonstruowany, aby w tym roku nie przekroczyć 50% procent długu publicznego, tak jak on jest zdefiniowany w polskim ustawodawstwie w stosunku do produktu krajowego brutto - choć jesteśmy bardzo blisko i ocieramy się o tę barierę. Jak ostatecznie będzie - dowiemy się w maju, jak będą znane wszystkie statystyki łącznie ze zweryfikowaną ostatecznie już niekwestionowalną statystyką odnośnie PKB w stanach bieżących roku 2002. Inne parametry będziemy znali wcześniej. W roku przyszłym przekraczamy 50%, nieprzekroczenie wymagałoby cięcia wydatków, aby zmniejszyć deficyt, bądź niepodjęcia pewnych programów strukturalnych.

Rząd polski będzie pożyczał za przyzwoleniem parlamentu, my nie mamy innego sposobu finansowania szerokiego programu budowy arterii komunikacyjnych szybkiego ruchu i autostrad, jak z kredytu, który będzie musiał być gwarantowany przez rząd. My nie mamy innego sposobu, jak po części, dofinansowanie restrukturyzacji sektora węglowego kredytem Banku Światowego, co w sposób oczywisty musi być dopisane do naszego długu publicznego. Prowadzimy negocjacje w sprawie zakupu samolotu wielozadaniowego, żeby utrzymywać określony poziom obronności. W tej sprawie pewne decyzje już zapadły, jest zapis i kolejna sztywna płatność: 1,95 na obronę narodową i 0,05 PKB na tzw. samolot wielozadaniowy. Jak zapadną decyzje, jaki to ma być samolot wielozadaniowy, to wtedy będziemy musieli realizować bardzo drogą i kosztowną transakcję. Niedawno kongres amerykański podjął decyzję, że udzieliłby Polsce kredytu ok. 16 mld złotych.

Jeśli przekroczymy dług publiczny w tym roku o 50%, to decyzjami Parlamentu - uruchamia to pewne działania. Relacja deficytu do dochodów budżetu w roku 2004 nie mogłaby być większa niż w roku, w którym to przekroczenie by miało miejsce, czyli mniej niż w roku 2002, jeśli to się stanie w tym, bądź przesuwamy to sobie o jeden rok. Natomiast przekroczenie 55% w rzeczywistości spowodowałoby pewien wstrząs. Moja polityka jest taka, żeby w żadnym przypadku nie narazić Polski na przekroczenie 55%, gdyż to by oznaczało pozbawienie nas ważkiego instrumentu, czasem nadużywanego, stosowania poręczeń i gwarancji Skarbu Państwa, czego domagają się bardzo liczne podmioty gospodarcze. Nie dalej jak w poniedziałek Minister Finansów z upoważnienia rządu podpisał poręczenia także na kwoty idące w setki milionów złotych dla Stoczni Gdynia, wcześniej związanej z kompanią cukrowniczą, a jeszcze przy innej okazji związanej ze Stocznią Szczecińską. Dyskutujemy z wieloma innymi podmiotami. Jest to nasz instrument którym posługujemy się, wspomagając finanse publiczne w restrukturyzacji tzw. trudnych sektorów. Chodzi o to, żeby w strategii finansowej na lata następne pogodzić się z tym, że dług publiczny przekroczy 50%, ale nie dopuścić żeby przekroczył 55%. I tu są trudne pytania i wybory, dlatego, że po części on jest funkcją także przychodów z prywatyzacji, a do sprywatyzowania mamy coraz mniej i w tej sprawie wraca kwestia nieprzekraczalnych poziomów deficytu budżetowego. Ten dług publiczny wynosi ok. 50% PKB, co w przyszłym roku będzie oznaczało 10.000 złotych na statystycznego Polaka. Wyliczone jest to według metodologii, która jest bardzo restrykcyjna, przyjęta w polskim ustawodawstwie, w ustawie o finansach publicznych i w naszej konstytucji, gdzie my liczymy także te zobowiązania wynikające z udzielonych zobowiązań i poręczeń do długu publicznego i mamy jeszcze kilka innych różnic metodologicznych. Jeśli trzeba, to przekaże komisji notatkę w tej sprawie, abyśmy mieli na piśmie i w punktach na czym te różnice polegają, dlaczego my liczymy tak, a Unia Europejska inaczej. Według Unii Europejskiej tego słynnego kryterium z Maastricht, gdzie ten pułap jest 60%, a przekraczają go i Włosi, i Belgowie, i inne państwa mają z nim problem, to nasz dług publiczny będzie oscylował pomiędzy 44% a 45%, a nie 52% i 53%, jak to wynika z tego, co mamy zapisane według polskiej metodologii. Nasza sytuacja nie jest zła, państwo polskie nie jest jeszcze nadmiernie zadłużone. Natomiast z pewnością, i absolutnie nie ma wątpliwości, że możemy liczyć na siebie nawzajem, nie możemy doprowadzić do tego, żeby się nadmiernie zadłużyć. Trzeba szukać takich rozwiązań, żeby przesuwać część z wydatków socjalnych na finansowanie potrzeb rozwojowych, aby polska gospodarka została rozkołysana i wróciła na ścieżkę wzrostu powyżej 5% jak najszybciej - mam nadzieję, że już w roku 2004 na jak najdłużej, może na lat kilkanaście, a nie na kilka.

Jeszcze sprawa abolicji - leży ona teraz w gestii Parlamentu, Prezydenta i Trybunału Konstytucyjnego, są to ciała niezależne, a ja czekam na rozstrzygnięcia w tej sprawie. I tak długo jak nie ma innych rozstrzygnięć, to ja przyjmuję, że ta ustawa wchodzi w życie, gdyż jestem przekonany, że Parlament nie popełnił błędu i nie przyjął ustawy, która byłaby niezgodna z konstytucją.

Jeśli chodzi o dochody preliminowane z tytułu ustawy restrukturyzacyjnej, jak powiedziałem jest ona wdrażana, nie ma podstaw żeby spodziewać się więcej niż założyliśmy w ustawie budżetowej dochodów z tytułu opłaty restrukturyzacyjnej. Nie ma przesłanek, żeby występować teraz z jakimikolwiek wnioskami, że trzeba to weryfikować w dół, natomiast to wszystko trzeba jeszcze zrobić. Sądzę, że mechanizm jest taki, że wiele podmiotów czeka na ostatnią chwilę. Przygląda się jeszcze, liczy, kalkuluje i że coraz więcej będzie się zgłaszało, w tym także przedsiębiorstw średnich i dużych, bo ponad 90% to są przedsiębiorstwa małe.

Jeśli chodzi o NBP, to jest to instytucja niezależna i Rząd, i Minister Finansów nie komentuje polityki NBP, tylko się do niej dostosowuje. Z punktu widzenia rozwoju najlepsza jest polityka, która właściwie koordynuje to, co my nazywamy "mieszanką polityczną" polityki fiskalnej, albo budżetowej z polityką pieniężną, którą prowadzi całkowicie niezależny NBP. Rozmawiamy ze sobą, współpracujemy, wymieniamy poglądy, dokumenty. Pracował i nadal pracuje wspólny zespół dotyczący konwergencji walutowej i koordynacji tych polityk w średnim okresie do roku 2005 z perspektywami dalszymi z punktu widzenia spełnienia kryterium z Maastricht i możliwości konwergencji i z czasem wprowadzenia w Polsce wspólnej waluty europejskiej. Przewidujemy, i jest to uzgodnione z NBP, że wpłaty zysku NBP należne budżetowi w przyszłym roku są istotnie większe. Z pewnością w dłuższej perspektywie będzie korzystnie sprzyjać rozwojowi polskiej gospodarki to, jak będą niższe i deficyty budżetowe i stopy procentowe, tu występuje pewna zależność długookresowa, im niższy jest deficyt tym niższe mogą być stopy procentowe i odwrotnie. Wobec tego my obniżamy ze swojej strony to, co możemy obniżyć w granicach rządowych możliwości, jeśli parlament to zaakceptuje i zmniejszamy deficyt na skalę znaczną - choć ktoś może powiedzieć, że wciąż niedostateczną - ale w tym roku jedynie możliwą o 0,5 punktu procentowego.

Chcę podkreślić, że traktuję budżet nie jako cel sam w sobie, ale jako instrument, który ma sprzyjać dynamizowaniu polskiej gospodarki i szybszemu tempu rozwoju społeczno-gospodarczego, ale także jako instrument pewnej korekty proporcji podziału dochodu narodowego w trosce o poczucie sprawiedliwości społecznej - choć na temat tego, co jest sprawiedliwe, mając różne poglądy i systemy wartości normatywnych, moglibyśmy się poróżnić.

Dziękuję bardzo za uwagę!