Wystąpienie Wiceprezesa Rady Ministrów, Ministra Finansów prof. Grzegorza W. Kołodko (Senat RP, 10 grudnia 2002 r.)

       

stenogram nieautoryzowany

Pani Marszałku!
Szanowni Senatorzy Rzeczypospolitej!

Trwa i dobiega końca ważna debata, jedna z ważniejszych w tym roku, choć chyba nie najważniejsza dlatego, że debatujemy cały czas na temat istoty warunków, perspektyw wynikających z integracji Rzeczypospolitej z Unią Europejską, co z pewnością ma implikacje dalej sięgające, niż rozstrzygnięcia, które Wysoka Izba będzie podejmowała w związku z projektem ustawy budżetowej na rok 2003.

Ale jest to ważny dokument, który wszakże trzeba widzieć nie tylko w perspektywie roku 2003, położyć go trzeba bowiem na dłuższej ścieżce czasowej, co panie i panowie senatorowie w swoich dyskusjach czynią, a co także można było odczytać z treści niektórych pytań i problemów postawionych przed chwilą senatorowi Markowskiemu, jako sprawozdawcy komisji senackiej.

Budżet ten, także pan senator nazwa budżetem stabilizacji i rozwoju. Czy jest to zatem budżet stabilizacji i rozwoju i jakie argumenty przemawiają na rzecz takiego określenia, czyli mówiąc dokładniej, na czym ma polegać postęp w zakresie stabilizacji, w czym przejawiać ma się intensyfikowanie procesów rozwoju społecznego polskiej gospodarki? Tak, to z pewnością jest budżet stabilizacji, następuje bowiem wyraźny postęp, jeśli chodzi o stabilizację finansową państwa, co w szczególności jest widoczne, a z czego korzystają wszystkie polskie rodziny, wszystkie gospodarstwa domowe, z stabilizacji inflacji na bardzo niskim poziomie.

Niektórzy z ekonomistów zaczynają się martwić zagrożeniem, którego kilka lat temu jeszcze nikt nawet nie ośmieliłby się przewidzieć, a mianowicie presji deflacyjnej, a więc troszczą się tym, że wzrost cen może być niedostateczny z punktu widzenia wpływu na efektywność mikroekonomiczną i poprawę konkurencyjności polskiej gospodarki. W obliczu zagrożenia deflacyjnego stoi w jakimś stopniu gospodarka światowa, w tym najwyżej rozwinięte kraje, w niektórych deflacja jest już faktem - na przykład w Japonii. W jakimś stopniu także dotykana jest większość z tak zwanych wyłaniających się rynków, a mianowicie chiński. O tym zagrożeniu mówi się także w niektórych państwach Unii Europejskiej czy Północnej Ameryki.

Czy Polsce grozi deflacja? Nie sądzę. I pomimo niekwestionowanych sukcesów ostatnich lat, także roku, który szczęśliwie dobiega już końca, w Polsce zbiliśmy inflację do bardzo niskiego poziomu, ale cały czas występują napięcia i występują zagrożenia. I choć dzisiaj może pora ogłaszać już triumf w walce z inflacją z pewnością nie jest to triumf ostateczny, gdyż ona drzemie i zawsze zagrożenia pewne będą występowały.

Dlatego, między innymi, lepsza musi być koordynacja polityki budżetowej, fiskalnej, rządu z polityką pieniężną, monetarną niezależnego Banku Centralnego i w tym zakresie, zwłaszcza w drugim półroczu kończącego się roku, osiągnęliśmy znakomity postęp. Sądzę, że także wpływa to na poprawę oczekiwań formułowanych odnośnie do polskiej gospodarki zarówno przez podmioty krajowe, jak i naszych globalnych międzynarodowych partnerów.

Dzisiaj czas zweryfikować dół prognozy, który najśmielsi z optymistów kreślili na koniec tego roku odnośnie do wskaźnika inflacji, gdyż jest ona mniejsza niż wydawało nam się to jeszcze kilka miesięcy temu. W listopadzie inflacja była mniejsza niż 1%, Za kilka dni dowiemy się dokładnie, ile ten wskaźnik wynosił, czy 0,8%, czy 0,9%. W grudniu, w porównaniu z grudniem ubiegłego roku, ten wskaźnik w minimalnym stopniu przekraczać może 1%. Średnioroczny wskaźnik inflacji w tym roku, i tu Wysoka Izba pomyliła się strasznie, przyjmując budżet na rok 2002, w ślad za Sejmem i rządem i moimi poprzednikami, wyniesie, jak dzisiaj szacujemy, około 1,9%. Pamiętajmy o tym, że w ustawie budżetowej na rok 2002 zapisana jest inflacja w wysokości 4,5%, w więc inflacja jest ponad dwukrotnie mniejsza w roku 2002, niż wydawałoby się jeszcze rządowi, parlamentowi, rok temu, kiedy przyjmowano ustawę na ten rok.

Czy to dobrze, czy to źle? Generalnie dla polskiej gospodarki to bardzo dobrze.

2002 zapisana jest inflacja w wysokości 4,5%, a więc inflacja jest ponad dwukrotnie mniejsza w roku 2002 niż wydawało to się jeszcze rządowi, parlamentowi rok temu, kiedy przyjmowano ustawę na ten rok.

Czy to dobrze, czy to źle? Generalnie dla polskiej gospodarki, to bardzo dobrze, generalnie dla beneficjentów budżetu, to jeszcze lepiej dlatego, że te w wielu przypadkach skromne przyrosty strumieni nominalnych i wydatków okazują się być przyrostami bardzo dużymi. Jeśli bowiem gdzie nakłady miały zwiększyć o powiedzmy 6% nominalnie, zakładano, że to będzie oznaczało, że to będzie tożsame ze wzrostem tylko o 1,5%.

Natomiast dzisiaj ten przyrost to 6% nominalnie trzeba skorygować, urealnić w oparciu o wskaźnik poniżej 2%, jak szacujemy, powiadam, jest to 1,9%, a więc oznacza to ponad czteroprocentowy wzrost realny. I to jest skala rzeczywista poprawy finansowania pewnych segmentów naszej infrastruktury, które dzięki temu są w mniejszym stopniu wąskim gardłem bądź przestają nim być, jeśli chodzi o rozwój polskiej gospodarki. To jest miara postępu odnośnie dofinansowania, realnie patrząc, nakładów na kapitał ludzki, na narodową kulturą, na polską naukę, na oświatę i wychowania, na sport, na opiekę społeczną.

Wobec tego jest pytanie, czy my tego błędu nie popełniamy w jakimś stopniu także na przyszłość. No to w jakimś stopniu to tak, ale tak strasznie jak się państwo pomyliliście rok temu, to my się już teraz pomylić nie możemy, oznaczałoby to bowiem konieczność wejścia w deflację. Budżet jest oparty na prognozie inflacji, licząc przeciętny poziom cen w roku 2003 do przeciętnego poziomu cen w roku 2002, w wysokości 2,3%.

Dziś chciałbym poinformować Pana Marszałka i Wysoką Izbę, że na nasze prognozy mówią, że to będzie mniej, tylko żeby to stało się faktem, no to jednak trzeba ciężko ten rok 2003 przepracować. I będziemy ciężko pracować, bo tego warta jest nasza Polska i tego warte jest wyzwanie, które przed nam stoi w roku ostatnim poprzedzającym wejście Polski do Unii Europejskiej. Budżet bowiem, który przyjmujemy na rok 2003, w pewnym sensie jest budżetem historycznym, to jest ostatni budżet Rzeczypospolitej w tym układzie geopolitycznym, w tym układzie instytucjonalnym i także w tym układzie finansowym.

Następny budżet na rok 2004, będziemy już przyjmować, antycypując nasze wejście do Unii Europejskiej z dniem 1 maja roku 2004, wobec tego gra w ramach finansów publicznych, będzie toczyła się inaczej. Będziemy bowiem, niezależnie od tego, czy będziemy zawsze naszą Polską Rzeczypospolitą, będziemy także częścią Unii Europejskiej i budżet Unii Europejskiej będzie naszym budżetem, w takim stopniu, w jakim będziemy partycypować w jego dochodach i w jakim to stopniu będziemy czerpać z jego wydatków.

Jaki to ostateczny będzie stopień, to już w zasadzie wiemy, w zasadzie gdyż w odniesieniu do wydatków, one są dosyć precyzyjnie określone, wynika to bowiem z reguły gry, które obowiązują w Unii Europejskiej, a które przyjmujemy, aspirując do członkostwa w tym jednym z najważniejszych światowych ugrupowań ekonomicznych. Jeśli zaś chodzi o wydatki, te sprawy są cały czas negocjowane.

Rząd polski nadal negocjuje warunki finansowe, pakiet, budżet i finanse, z Unią Europejską, czekając na ostateczne rozstrzygnięcia w tych sprawach, które zapadną jak państwo wiecie w tym tygodniu. Nie mam wątpliwości, że będzie to najbardziej korzystny z możliwych układów, gdyż negocjujemy twardo, starając się poprawić pozycję finansową netto Polski w całym układzie ekonomiczno-finansowym, w tym zminimalizować implikacje, konsekwencje członkostwa w Unii Europejskiej dla budżetu państwa polskiego, zwłaszcza w tych początkowych latach, w tym szczególnie w roku 2004, o czym jeszcze za chwilę.

Wobec tego jest to budżet stabilizacji, gdyż zawiera mechanizmy, zawiera instrumenty lepszej koordynacji, polityki rządu w zakresie budżetu i podatków z polityką niezależnego banku centralnego, odnośnie do stóp procentowych i współkształtowania metodami pośrednimi kursu walutowego, a więc ta tak zwana mieszana polityka policy mix(?) będzie bardziej skuteczna z punktu widzenia postępu stabilizacji i konsolidacji, stabilizacji w stabilność.

Co do samego zaś budżetu, jest on także przejawem stricte postępu odnośnie do stabilizacji dlatego, że zmniejszamy deficyt budżetowy. Zmniejszamy deficyt budżetowy z około 5,4, 5,5%, poczekamy jeszcze na ostateczne wyniki, jak ukształtuje się i licznik i mianownik, a więc i sam poziom deficytu, ale również jak ukształtuje się produkt krajowy brutto, który rośnie w coraz szybsze tempie, o czym też za chwilę, aż będą dane zweryfikowane, aby orzec jaki ostateczny jest ten deficyt w roku 2002.

To co już dzisiaj można powiedzieć, to z pewnością to, że on jest duży, to z pewnością, że on jest za duży, to z pewnością, że on mógłby być dużo mniejszy, gdyby lepiej prowadzono politykę i trafniej podejmowano pewne decyzje w przeszłości, gdyż na tak wysoki poziom deficytu, bynajmniej z natury rzeczy i procesów transformacji i otwarcia na szersze kontakty z gospodarką światową w ogólności, a Unią Europejską w szczególności skazani nie byliśmy. Budżet stabilizacji i rozwoju zakłada zmniejszenie deficytu na rok przyszły do 38,7 miliarda zł, co według polskiej metodologii liczenia tego deficytu, oznacza około 4,9%.

Skąd się bierze ta kwota, skąd się bierze ten deficyt? W sposób oczywisty wynika on z konfrontacji dwóch strumieni, podstawowych strumieni budżetu, strony dochodowej i strony wydatkowej.

Jeśli chodzi o dochody, są one zakreślone na bardzo ambitnym poziomie, ale realistycznym i rząd, a także parlament, przyjmując wolą Wysokiej Izby ostatecznie ten ważny dokument, może wziąć na siebie śmiało odpowiedzialność za trafność tych prognoz, które są oparte wszakże na prognozach zakładających dalsze przyspieszanie tempa wzrostu polskiej gospodarki i poprawy konkurencyjności polskich przedsiębiorców.

Przyjmujemy, że tempo wzrostu w roku 2003 ulegnie dalszemu przyspieszeniu i będzie wynosiło blisko 3,5%, 3,5%, w tej sprawie dalej są odmienne opinie, coraz rzadziej krytykowany jestem Panie Marszałku, za tak zwany nadmierny optymizm, którym nie tryskam, ja tryskam bowiem optymizmem realistycznym.

Natomiast wczoraj mi się zdarzyło być dwukrotnie skrytykowany za niedostateczny optymizm, a raz, za nadmierny pesymizm. Wobec tego nastroje się zmieniają i czekam na to, kiedy będę krytykowany za nadmierny pesymizm głosząc tak defetystyczne cele dla polskiej gospodarki, jak raptem przyspieszenie tempa do marnych 3,5% dlatego, że nasze aspiracje są dużo większe. Są one bowiem takie, że chcemy, pragniemy, możemy, bo potrafimy i to zrobimy wrócić na ścieżkę szybkiego wzrostu, którą kroczyliśmy w latach strategii dla Polski 1994-1997, kiedy średnioroczne tempo wzrostu na jednego mieszkańca, realnego produktu krajowego brutto, wynosiło aż 6,4% i to jest pewien punkt odniesienia.

Wobec tego realistyczne jest przyjęcie założenia, że PKB będzie zwiększał się w roku przyszłym realnie, po wyeliminowaniu skutków tej bardzo niskiej, pełzającej, około 2%, poniżej 2% wynoszącej inflacji, mierzonej indeksem cen konsumpcyjnych.

Skąd się to bierze? Otóż, zwróćmy uwagę, że o ile w I kwartale tego roku, albo może zacznijmy od tego co było dokładnie rok temu, o ile w IV kwartale roku ubiegłego, PKB zwiększał się o marne 0,2%, w wyniku słabej koniunktury gospodarczej. W I kwartale było to rachityczne wciąż 0,5%, w II - 0,8%, ale w III, jest to już 1,9, 2,0, w IV, obecnym, jest to 2,1 plus minus 0,1 punktu procentowego. A więc w całym II semestrze roku 2002, przeciętne, tempo wzrostu produktu krajowego brutto oscyluje wokół 2,1%,w porównaniu z 0,7% w pierwszym półroczu tego roku, można byłoby powiedzieć, że trzykrotnie szybsze, wyższe.

Jeśli ta projektoria zostanie utrzymana, a powinna być utrzymana, bo wynika to z pogłębionych rzetelnych, profesjonalnych analiz poprawy mikroekonomicznej efektywności, a także efektywności alokacyjnej, coraz wyraźniej rodzącego się polskiego kapitału z lepszego zarządzania na szczeblu mikroekonomicznym, wynika to także z przeprowadzanych operacji restrukturyzacyjnych.

To mamy szansę już w przyszłym roku o tej porze, a więc w IV kwartale 2003 mieć tempo wzrostu przynajmniej dwukrotnie szybsze niż teraz. A więc sięgające 4,5% w końcu przyszłego, tak aby w roku pierwszym członkostwa w Unii Europejskiej osiągnąć już dynamikę około 5% i potem dalej jeszcze przyspieszyć nieco to tempo i utrzymać się na tym poziomie, nie przez 4 lata, jak w latach 1994-1997, ale przez lat wiele, może czternaście a może jeszcze więcej, może przez całe pokolenie, gdyż o to idzie gra. I tak też trzeba patrzeć na budżet roku 2003. W tym roku nic się nie zacznie, oprócz nowego roku i nic się nie skończy oprócz tego, że ten rok się skończy, pewne problemy polska gospodarka rozwiąże, pewne problemy się zrodzą, pewne tezy i pytania w tej izbie będą powtórzone także za rok.

To przyspieszenie tempa wzrostu gospodarczego bierze się także z niekonwencjonalnych działań, przede wszystkim z pakietu ustaw restrukturyzacyjnych, albo ja niektórzy wolą je nazywać, antykryzysowych, ja nazywam je restrukturyzacyjnymi, nie wchodząc w dyskusję, która w sumie niewiele daje, czy sytuacja były kilka miesięcy temu kryzysowa czy przedkryzysowa. Ona na pewno jest dostatecznie trudna, że nie sposób określać jej boomem albo sukcesem albo prosperity, w to wierzę i chcę i w tym kierunku działam - dopiero przed nami.

Ale operacja restrukturyzacji, która potrwa przez cały rok 2003, o którym mówimy, bynajmniej, wobec tego, jeszcze nie jest zakończona, ona dopiero się rozpoczyna i już wydaje się być osiągnięciem i sukcesem. Jej celem nigdy nie były osiągnięcia czy skutki fiskalne, to był element który pojawia się niejako przy okazji, celem przedsięwzięcia restrukturyzacji finansowej przedsiębiorców, jest stworzenie im warunków do zachowania płynności finansowej, do możliwości akumulacji kapitału, funkcjonowania na coraz bardziej konkurencyjnym rynku, utrzymania poziomu zatrudnienia, w miarę wysokiego i wejścia w fazę wzrostu gospodarczego.

I to nam się udaje osiągać. Udaje nam się to osiągać dlatego, że do programu restrukturyzacji finansowej zapisało się ponad sześćdziesiąt tysięcy przedsiębiorstw. Pragnę zwrócić uwagę, że wśród tej wielkiej grupy przedsiębiorstw, ponad 95% są to przedsiębiorstwa małe, a zatrudniające do pięćdziesięciu osób według polskich norm i statystyk i przedsiębiorstwa średnie, zatrudniające do dwustu pięćdziesięciu osób, a tylko niewiele - są to przedsiębiorstwa duże.

Z tego faktu także wynika jednoznaczny wniosek, że w przytłaczającej większości ,w przytłaczającej większości, są to przedsiębiorstwa prywatne, co też pragnę zaakcentować, dlatego że przedsiębiorstwa średnie i małe, małe - prawie w 100% są prywatne.

I pora sobie zadać także, przy tej okazji, raz jeszcze pytanie, jak to się stało, w wyniku jakiegoż kataklizmu doszło do takiej sytuacji albo doprowadzono do takiej sytuacji, że oto ponad sześćdziesiąt tysięcy przedsiębiorstw traci płynność, stoi w obliczu bankructw, likwidacji, zwalniania masowo setek tysięcy ludzi? Otóż wzięło się to z tego, że polska gospodarka utraciła swoją dynamikę rozwojową, i tak były ustawione parametry ekonomiczne, w tym niespójna polityka przemysłowa i polityka handlowa oraz polityka fiskalna i polityka pieniężna, że wielu przedsiębiorców pomimo poprawnego, sprawnego zarządzania swoimi aktywami, nie było w stanie utrzymać się na poziomie płynności, zyskowności, rentowności. I to jest ta upragniona przez nas wyższa forma własności, własności prywatnej.

Wobec tego, oferta restrukturyzacyjna, skierowana bynajmniej nie jest do firm wielkich, posocjalistycznych molochów, jak niektórzy próbowali to onegdaj sugerować, a dzisiaj jakoś nie słychać tych głosów i nikt nie odwołuje tego co mówił, tylko właśnie do tych przedsiębiorców, którzy zupełnie niepotrzebnie zostali doprowadzeni do sytuacji takiej, która groziła mu falą masowych likwidacji upadłości i skokowego wzrostu bezrobocia.

I dzisiaj, te firmy złożyły wnioski o restrukturyzację zobowiązań publiczno-prawnych, której towarzyszą mikroekonomiczne plany restrukturyzacji. Te procesy będą realizowane, te firmy będą wnosiły opłaty restrukturyzacyjne, najczęściej w wysokości 15% w pewnych specyficznych, ustawą którą Wysoka Izba także akceptowała, wyjątkach - 1,5%. Do tego dochodzi oczekująca na podpis prezydenta, i tu też będzie jak sądzę, duży ruch w interesie, i wreszcie to będzie interes a nie płakanie i narzekania i roszczenia, ustawa o restrukturyzacji przedsiębiorstw o szczególnym znaczeniu dla rynku pracy, zdefiniowała je Wysoka Izba jako te firmy, które zatrudniają ponad tysiąc pracowników. W naszej Polsce takich firm jest trzysta dziewięćdziesiąt dziewięć.

O ile w sektorze przedsiębiorstw zatrudnionych jest wciąż blisko cztery miliony dziewięćset tysięcy rodaków, to 1, blisko milion i ćwierć, pracuje w przedsiębiorstwach zatrudniających ponad tysiąc pracowników. To jest drugi koniec tego spektrum. Z jednej strony, mamy te firmy małe, bardziej elastyczne, prężne, prywatne, wydawałoby się że powinny sobie świetnie radzić w warunkach młodej gospodarki rynkowej, ale nie radzą sobie ze względu na zbyt drogi pieniądz, na niekorzystny kurs, na zbyt duży zalew rynku towarami importowanymi, więc tym razem w przypadku, wskutek korzystnego dla importerów i dla producentów zagranicą kursu walutowego i tym pakietem, chcemy im pomóc, natomiast tamtym firmom chcemy stworzyć możliwości restrukturyzacji, nie tylko finansowej ale także majątkowej i rzeczowej, i ta ustawa niedługo będzie wchodziła w życie.

Wobec tego jest pytanie stricte ekonomiczne: jak to, ustawa jeszcze nie weszła w życie, jak to, dopiero zaczynamy program restrukturyzacji zobowiązań publiczno-prawnych przedsiębiorców, a ja już mówię tu, wobec Wysokiej Izby, że są pozytywne efekty tegoż w sferze produkcji? Oczywiście, że tak. Oczywiście że tak, dlatego że przedsiębiorcy podejmują decyzje na przyszłość w oparciu o swoje oczekiwania i widzą w tej chwili, że rząd prowadzi poważną politykę restrukturyzacji, nie bojąc się różnych pomówień i oskarżeń, że to jest wbrew kanonom, że to jest nieortodoksyjne, że to jest pomoc tym, którzy sobie sami nie mogą pomóc.

Otóż, my chcemy pomóc tym, którzy sobie właśnie potrafią sami pomóc, rozluźniając pewien gorset który został nałożona w niewłaściwym momencie, poprzez niewłaściwe zbitki instrumentów polityki gospodarczej, a ten niewłaściwy moment właśnie wziął się z tego, że i tak dekoniunktura bardzo tym firmom doskwierała.

W związku z tym, że firmy nie zwalniają już, Panie Marszałku, ludzi. My to widzimy w statystyce zatrudnienia. I jeśli w tym tygodniu i w przyszłym dowiemy się, że wskaźnik bezrobocia w listopadzie jest nieco wyższy niż w październiku, to nie dlatego że ubywa miejsc pracy, tylko dlatego że rejestrują się absolwenci, gdyż niestety, i to jest oczywiście nasze wspólne zmartwienie, bardzo wielu z nich nie może od razu znaleźć pracy i nie znajdzie tej pracy tak długo, jak polska gospodarka nie będzie szła do przodu jak burza, a nie czołgała się w tempie 0,1%. I ten czas nadejdzie. Ten czas nadejdzie za kilka kwartałów, za kilka lat będziemy to coraz wyraźniej odczuwać i będziemy mieli oczywiście mnóstwo innych problemów, z którymi wtedy trzeba będzie sobie radzić jakoś, a może nie jakoś tylko dobrze i skutecznie.

Wobec tego, dzięki temu pakietowi restrukturyzacyjnemu, jak szacujemy, sto kilkadziesiąt tysięcy ludzi w drugim półroczu tegoż bieżącego roku, nie utraciło pracy. I tu się kłania poeta: "Szlachetna roboto, ile jesteś warta nie wiadomo tak długo, jak ciebie nie stracimy". My mówimy tylko o tych, co tą pracę stracili, natomiast proszę pamiętać, że sto kilkadziesiąt tysięcy ludzi straciłoby pracę, gdyby nie pakiety restrukturyzacyjne, z którymi wyszedł rząd pana premiera Millera.

I dlatego, chciałem także Wysokiej Izbie podziękować za to, że poparliście te rozwiązanie, że zgłosiliście Panie i Panowie Senatorowie wiele krytycznych i słusznych, mądrych uwag, które zostały uwzględnione, a my będziemy najlepiej realizować, jak potrafimy to, gdyż to wszystko jeszcze trzeba zrobić, aby te oczekiwania przedsiębiorców się spełniały, aby ich rodzący się optymizm miał podstawy w realnych procesach gospodarczych.

Jeśli od sześciu miesięcy mamy wzrost wskaźnika optymizmu konsumentów, to ja nie sądzę, żebym działał tak zaraźliwie, iż ja ich tym optymizmem poraziłem. Ja sądzę, że to wynika z obserwacji faktów, z analizy sytuacji mikroekonomicznej przedsiębiorców, regionów, firm, niektórych branż, niektórych gospodarstw domowych, i to w niczym nie przekreśla, koniec końców, smutnego obrazu polskiej gospodarki, bo dalej mamy bardzo małe tempo wzrostu gospodarczego, choć wyższe niż niedawno i wyższe niż oczekiwano, bo dalej mamy masowe bezrobocie, choć już okazują się, i to bardzo dobrze, niespełnialne, wcześniejszego prognozy także mojego rządu z początku tego roku, że to bezrobocie może nawet przekroczyć 20% w końcu tego roku. Nie. Nie przekroczy, ani w końcu tego roku ani w końcu następnego roku. I jeśli ktoś będzie starał się dowodzić, że nieprzekraczanie bezrobocia 20% jest funkcją miękkiej, niedostatecznie twardej, agresywnej, najchętniej nazywanej reformatorską, polityki rządu, to się myli, dlatego że rzecz nie polega na tym, żeby było masowe, wielkie bezrobocie, tylko żeby tak prowadzić strategię rozwoju polskiej gospodarki, aby nowych konkurencyjnych miejsc pracy przybywało więcej i w szybszym tempie , niż/ będzie nieuchronnie ubywać miejsc pracy w starych, niekonkurencyjnych sektorach. I my te sektory znamy, stąd rząd podejmuje trudne wyzwania. Rząd podejmuje trudny, albo inaczej - kontynuuje także wysiłki poprzednich rządów w zakresie restrukturyzacji sektora górnictwa węglowego, przemysłu zbrojeniowego, przemysłu stalowego, stoczni i wielu, wielu innych przemysłów, bo okazuje się, że restrukturyzować musimy nie tylko te wielkie, ciężkie, kiedyś narodowe przemysły, ale także przemysł farmaceutyczny, przemysł spirytusowy, przemysł mleczarki, praktycznie, wydaje się, że wszystko trzeba restrukturyzować i w miarę tych instrumentów, które stoją do naszej dyspozycji, to czynimy.

Wobec tego ten optymizm jest czymś, na czym, moim zdaniem, można budować strategię rozwoju polskiej gospodarki i na czym także, w jakimś stopniu oparte są założenia i projekcja przyszłorocznego budżetu. Projekcja - tak. Jeśli panie i panowie senatorowie uchwalicie ten budżet, to po stronie dochodów to jest projekcja, a po stronie wydatków to jest obowiązek. I to też trzeba sobie zdawać z tego sprawę. Jako minister finansów Rzeczypospolitej zdaję sobie z tego sprawę w pełni, że dochody to my zakładamy że tak będzie, a wydatki muszą być zrealizowane, bo są prawnym zobowiązaniem, które parlament nakłada na rząd i na ministra finansów.

Wobec tego zły byłby minister finansów, który przyjmowałby prognozy nierealistyczne, gdyż tym samym musiałby przyjąć, że nie będzie w stanie zrealizować wydatków, które parlament nałoży na rząd i na ministra finansów.

Te prognozy, jak powiedziałem, opierają się z jednej strony o założenie, że oto coraz szybciej będzie rosła nam produkcja, ale z drugiej strony także o to, że będzie poszerzała się baza podatkowa w wyniku poprawy efektywności mikroekonomicznej, rentowności produkcji i już widzieliśmy, że po dziesięciu miesiącach wyraźnie podniósł się właśnie w październiku, ten proces trwa, w drugim półroczu w trzecim kwartale wyraźnie i w czwartym jeszcze silniej wskaźnik rentowności przedsiębiorców. Wynosił on po dziesięciu miesiącach już 3,5%. A więc coraz więcej firm jest ponownie tam, gdzie być powinno, tam gdzie jest sens przedsiębiorczości, a więc nad kreską, tam gdzie się opłacalnie produkuje a nie gdzie się patrzy gdzie są ulgi, dotacje, subwencje, umarzalne kredyty, czy inne czasami przekręty albo umykanie się w szarą strefę, żeby uniknąć od obowiązku łożenia daniny na nasze wspólne dobro, jakim jest właśnie budżet państwa polskiego.

Niestety, nie wchodzi w życie jedno z rozwiązań, które miało służyć dalszemu poszerzeniu bazy podatkowej i być silnym instrumentem absorpcji szarej strefy, a mianowicie ekstraordynaryjne, wyjątkowe, jednorazowe rozwiązania w postaci tak zwanej abolicji podatkowej i systemowe rozwiązanie temu towarzyszące w postaci deklaracji majątkowych, który to instrument jest stosowany w przytłaczającej większości państwo OECD, w zdecydowanej większości państw Unii Europejskiej w takich czy innych postaciach.

Miał to być instrument absorpcji skutecznej szarej strefy, której wielkość nasz Główny Urząd Statystyczny szacuje na około 15% produktu krajowego brutto. I pamiętajmy, że definicja szarej strefy jest precyzyjna. To jest działalność, która jest zgodna z prawem tylko nie zgłoszona, nie zarejestrowana i nie opodatkowana. To nie ma nic wspólnego z działalnością przestępczą. Z taką bowiem formą aktywności gospodarczej mój rząd będzie zawsze walczył wszystkimi dostępnymi instrumentami i wierzę, że można w tej materii zawsze liczyć na poparcie pań i panów posłów, senatorów, bez względu na to, w którym kącie sal senackich i sejmowych zasiadacie, czy na lewicy czy na prawicy. Jest to bowiem nasz wspólny interes, aby w polskiej gospodarce aktywność gospodarcza rozkwitała, ale była legalna, była zarejestrowana i tak żeby była opodatkowana, gdyż z pewnością poziom dochodów jest niewystarczający.

Natomiast chcę zwrócić uwagę Wysokiej Izby na to, że te dochody one rosną w sposób skokowy. To jest na granicy możliwości ale nie jest to prognoza nieodpowiedzialna. Zakładamy, że dochody do budżetu państwa w roku przyszłym zwiększą się nominalnie o około 7,3%. To jest bardzo dużo. To jest bardzo dużo. Przy inflacji średniorocznej dzisiaj, zdaje się już nawet 1,9 być może a nie 2,3, oznacza to wzrost dochodów realnie o 5,3%. Jeśli nam się to uda zrealizować będzie to niebywałe osiągnięcie polityki fiskalnej rządu Rzeczypospolitej. I my nie widzimy już możliwości zwiększania dochodów w tej sytuacji będąc pozbawionym instrumentów w postaci abolicji i deklaracji majątkowych bez podnoszenia podatków a z takim wnioskiem rząd premiera Millera nie wyszedł. Wobec tego to są maksymalne możliwe dochody.

Co do wydatków z kolei, to wydatki wynoszą 194,4 miliarda zł. I rosną nominalnie o 5%, co oznacza realny wzrost wydatków o około 3%. Jest to znowu bardzo dużo, choć z pewnością niezadowalająca wielkość z tego przyrostu z punktu widzenia potrzeb.

Ale jeśli skonfrontować te dwa strumienie zostaje nam właśnie ten deficyt 38,7 miliarda zł. Jeśli podzielić go przez ilość rodaków wychodzi dokładnie co do jednego złotego - tysiąc zł na mieszkańca. Tak, że na tych naszych rodaków, którzy dopiero się będą w roku przyszłym rodzić. Równo tysiąc zł na mieszkańca mamy deficytu. I to jest duży deficyt. To warto sobie uzmysłowić, że przyjmując ten budżet państwo nakładacie na mnie jako na ministra finansów obowiązek, upraszczając, pożyczenia takiego tysiąca zł i zwiększenia o odpowiednim stopniu długu publicznego, choć to jest bardziej skomplikowane, o czym za chwilę. Mam na myśli wzrost i zarządzanie długiem publicznym.

Ten deficyt wynosi 4,9% PKB, który na się zwiększyć nominalnie, realnie o 3,9% i będzie przekraczał już w przeliczeniu na euro - co czasami warto sobie uzmysłowić i podkreślić, patrząc na nasze członkostwo niedługo w Unii Europejskiej - 185-186 miliardów euro. Ale czy on wynosi 4,9? Otóż my mamy inną metodologię liczenia deficytu budżetowego i także mamy inną metodę liczenia, szacowania długu publicznego niż ta, która obowiązuje w Unii Europejskiej. I bardzo bym prosił panie i panów senatorów, żeby zwrócić na to uwagę, dlatego że czasami sami jesteśmy wprowadzeni w błąd i niechcący możemy kogoś innego wprowadzić w błąd niewłaściwie interpretując pewne kategorie, porównując naszą metodologię czy wyniki, szacunki wynikające ze stosowania polskiej metodologii, w oparciu o polskie ustawodawstwo z tą, która obowiązuje w Unii Europejskiej, a zwłaszcza z tak zwanymi kryteriami z Maastricht.

Otóż według kryterium z Maastricht, gdyby wyszacować deficyt naszego budżetu, to być może jest on o cały punkt procentowy niższy niż to, o czym my tutaj mówimy. A więc być może, że on oscyluje wokół 4%. On na pewno jest minimum o 0,5-0,6 mniejszy niż ten, który my tu oficjalnie głosimy. Z czego to się bierze? Otóż po stronie przychodów i wydatków pewne rzeczy są liczone zgodnie z polskim prawem finansowym, z prawem, z ustawą o finansach publicznych, z naszą metodologią, z naszą nomenklaturą a inaczej jest to liczone z różnych względów, gdyż są problemy w rzeczy samej metodologiczne w Unii Europejskiej. I z tego punktu widzenia my jesteśmy zdecydowanie bliżej spełnienia kryterium z Maastricht, tegoż kryterium fiskalnego, które z pewnością najtrudniej będzie spełnić niż niektórym z nas to się może wciąż jeszcze wydawać. A więc tych, którzy z tego powodu się martwią, no to teraz się będą musieli już mniej, a tych, którzy z tego powodu się cieszą, że mamy taki wysoki deficyt, no to teraz będą mieli mniej tej radości, bo on jest w kategoriach Unii Europejskiej w Maastricht zdecydowanie mniejszy.

Co do długu publicznego. Dług publiczny według polskiej metodologii oscyluje wokół 50% produktu krajowego brutto. Jesteśmy na granicy. Być może w tych minutach, być może w tych godzinach przekraczamy te 50%. Być może nie. Ale jesteśmy tak blisko, że tak naprawdę czy przekroczymy czy nie, to nie będziemy mogli powiedzieć tego ani w tym tygodniu, ani w przyszłym, ani być może przed Sylwestrem, bo jeszcze parę rzeczy trzeba będzie się dowiedzieć, które będziemy precyzyjnie wiedzieć dopiero za jakiś czas. A to ostatecznie jaki będzie produkt krajowy brutto, który mamy w mianowniku tego przedsięwzięcia, jaki będzie ostatecznie ten dług publiczny - a to jeszcze zależy od tego, czy sfinalizowane zostaną pewne transakcje prywatyzacyjne, no bo jeśli nie, to wtedy minister finansów będzie musiał zaciągnąć dług i sfinansować niedobór poprzez emisję papierów wartościowych zwiększając ten dług. Jeśli zostaną podjęte jeszcze pewne decyzje odnośnie do udzielenia poręczeń i gwarancji niektórym przedsiębiorstwom - a wołają one o to w przemyśle stoczniowym, w rolnictwie, Agencji Rynku Rolnego, w górnictwie, w restrukturyzowanych hutach, częstokroć wołacie o to także panie i panowie senatorowie troszcząc się o zakłady pracy, które są w trudnej sytuacji w regionach, gdzie wyborcy wynieśli Was do zaszczytu senatora Rzeczypospolitej - to to zwiększa dług publiczny. A więc Wy też zwiększacie dług publiczny domagając się tych gwarancji i tych poręczeń, zabiegając o lokację środków na restrukturyzację przemysłów na ułatwienie sytuacji finansowej tym, którzy nie są w stanie samodzielnie w pełni poradzić sobie w tej trudnej sytuacji.

Więc być może przekraczamy w tym roku 50%, być może stanie się to dopiero w roku przyszłym. W ramach inżynierii finansowej, która jest do dyspozycji, która jest na ręku ministra finansów staramy się minimalizować koszty obsługi długu publicznego. I jak państwo wiecie z informacji udzielanych w innym trybie, także na posiedzeniu senackiej komisji, te koszty zostały znakomicie zredukowane w stosunku do tego, co zostało zapisane wcześniej w ustawie budżetowej. I takie wysiłki, jeśli będzie tylko możliwość osiągnięcia czegoś na tym polu będziemy także podejmować w roku przyszłym.

Co oznacza 50% długu w stosunku do PKB w Polsce? Otóż trzeba od tego odjąć tym razem od 4 do 5 punktów procentowych, żeby sprowadzić to do warunków porównywalności z Unią Europejską. Czyli polski dług publiczny dzisiaj w stosunku do polskiego produktu krajowego brutto, liczony metodą z Maastricht wynosi około 46%. Kto tu mówi o 60%? To by trzeba było przez pięć lat szaleć i popełniać głupstwa. Tego żaden rząd w Polsce nie robił i nie będzie robił, żeby dojść do 60%. W ogóle nie ma takiej możliwości. Teoretycznie ona oczywiście jest, ja mógłbym teraz nagrać scenariusz co się musi dziać w sferze realnej, w sferze finansowej, żeby przekroczyć barierę 60% długu publicznego w stosunku do produktu krajowego brutto.

No tak, ale my mamy też zdefiniowane według polskiej metodologii, czyli mamy 50%, zostało dziesięć punktów do 60%. Czy nam to grozi?

Panie Marszałku! Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Nie, w tej perspektywie czasowej, o której tu mówimy. Ja nie tylko mam na myśli rok 2003, bo tu w ogóle nie ma problemu. Mam na myśli rok 2004, 2005, 2006, 2007 - nie ma takiego niebezpieczeństwa.

Natomiast jest i pojawia się niebezpieczeństwo, i tego jesteśmy w pełni świadomi i liczę tutaj nie tylko na krytykę, ale na poparcie, jak przyjdziemy z pakietem restrukturyzacji finansów publicznych. Bo słowa łatwo rzucać, a czyny dokonywać trochę trudniej. Żeby do tego nie doszło, aby przekroczyć 55%. Bo przekroczenie 55% ma już konsekwencje. Pozbawia politykę gospodarczą bardzo ważnego instrumentu, jakim są gwarancje i poręczenia, a to jest jeden z głównym instrumentów naszej polityki przemysłowej i handlowej, restrukturyzacji w sferze realnej, także w tych sektorach tak zwanych trudnych.

Nie widzę dzisiaj niebezpieczeństwa zbyt wielkiego, aby w tej perspektywie roku 2006 limit 55% według naszej definicji został przekroczony. Natomiast to wymaga bardzo dużej dyscypliny finansowej, odpowiedzialności rządu, rządów, parlamentu, i to nie tylko tej kadencji, ale także następnych.

Co do kryteriów z Maastricht wobec tego, wydłużając nieco tę perspektywę, prowadzimy taką politykę, i instrumentem tej polityki w pewnym sensie jest budżet stabilizacji i rozwoju na rok 2003, aby spełnić wszystkie kryteria, także fiskalne w roku 2005 tak, aby za cztery lata kupować prezenty dla swoich najbliższych, po raz ostatni płacąc w złotych. Za pięć lat, panie i panowie senatorowie, będziecie dostawać prezenty od swoich najbliższych kupowane za euro - a przynajmniej taką chcemy stworzyć możliwość. Dlatego, że do euro trzeba wejść wtedy, kiedy to będzie najbardziej korzystne dla polskiej gospodarki. I odpowiedź na to pytanie ma wyznaczyć moment, a nie jakieś doktrynerskie, ambicjonerskie upieranie się, że my wejdziemy pod taką datą, bo jak nie - to co? Jak nie, to się nic nie stanie.

Natomiast żeby mieć suwerenny wybór w Polsce naszej, musimy spełniać kryteria. I jak będziemy spełniać kryteria, to wtedy dokonamy wyboru, czy wchodzimy do euro, czy też nie.

Wprowadzenie euro w Polsce z pewnością będzie konkurencyjne i przyczyni się do dalszej poprawy konkurencyjności mikroekonomicznej polskich przedsiębiorców poprzez zmniejszenie kosztów transakcyjnych i innych - ogólny efekt konwergencji, dostęp do jednolitego rynku i jednolitą politykę monetarną.

Natomiast pytanie: kiedy wejść do euro - nie jest pytaniem o datę. Jest pytaniem: po jakim kursie? Do euro należy wejść wtedy, kiedy będzie to najkorzystniejsze z punktu widzenia polskiej gospodarki, a to jest uzależnione od tego, po jakim kursie.

Natomiast żeby mieć ten wybór, to trzeba spełnić kryteria. Wobec tego, czy my je spełnimy i kiedy? Kryterium inflacyjne, jak tutaj powiedziano już dzisiaj z tej mównicy, już spełniamy. My mamy jedną z najniższych inflacji w Europie. Kryterium długu publicznego już spełniamy. Niedawno nasz pan premier spotkał się z panem premierem Silvio Berlusconim będąc w Rzymie, ja miałem ten zaszczyt dwa i pół tygodnia temu, będąc na czele delegacji polskiej na szczycie państw inicjatywy środkowoeuropejskiej w Skopje. Otóż premier Berlusconi ma dług publiczny w stosunku do PKB Włoch rzędu 110%. A my, jak powiadamy, według tych kategorii - około 46%. Są inne państwa w Unii Europejskiej, które mają zdecydowanie trudniejszą sytuację. Są inne państwa pośród krajów aplikujących do Unii Europejskiej, które mają zupełnie inną sytuację w tym zakresie.

Jeśli chodzi o kryterium monetarne, kursu - my nie musimy teraz go spełniać, gdyż nie ma takiego formalnego wymogu. Natomiast jeśli patrzeć, jak się kształtuje kurs, nawet przy tej jego aprecjacji, która tak doskwiera polskiemu sektorowi eksportowemu w ostatnich kwartałach i miesiącach, to wahliwość tego kursu jest jednak ograniczona i on się utrzymuje w tym przedziale, jest stabilny kurs. Gdybyśmy byli w Europejskim Mechanizmie Walutowym II, to i to kryterium byśmy spełniali.

Kryterium stóp procentowych: w rzeczy samej, z kryterium stóp procentowym mamy jeszcze pewien kłopot, ale też nie taki wielki, jak by się wydawało. Stopy procentowe realnie są cały czas wyjątkowo wysokie, co podkreślają wszystkie niezależne ośrodki, zarówno banki inwestycyjne, jak i Unia Europejska, OECD, Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, a nawet dosyć ortodoksyjny w tych ocenach i powściągliwy Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Ale wyraźnie te stopy procentowe realnie, zwłaszcza nominalnie uległy obniżeniu; realnie też, choć jest jeszcze miejsce dla ich dalszej redukcji i jest tylko kwestią czasu, kiedy rynek - rynek - wymusi redukcję stóp procentowych do poziomu takiego, że również tutaj będzie spełnione kryterium konwergencji.

Jakie to jest kryterium? Podobnie jak w inflacji. Układ z Maastricht, traktat z Maastricht mówi, że stopy procentowe referencyjne danego kraju nie mogą przewyższać o więcej jak o dwa punkty procentowe realnych stóp procentowych w trzech krajach o najniższej inflacji. A więc bierzemy trzy kraje o najniższej inflacji z piętnastki obecnej - jak będziemy tam, to oczywiście nasze parametry też będą brane pod uwagę --wyliczamy, jakie tam są przeciętne, realne referencyjne stopy procentowe w gospodarce Banku Centralnego; one są bardzo niskie, jak państwo zauważyliście, Europejskie Bank Centralny obniżył niedawno stopy procentowe, one są zdecydowanie niższe niż w Polsce, choć są kraje w podobnej sytuacji jak my, na przykład Czechy, gdzie z kolei te stopy procentowe są niższe niż w Eurolandzie. I teraz dwa punkty procentowe może być stopa kraju kandydującego do wejścia do obszaru euro wyższa od tak wyliczonego parametru. Bardzo jesteśmy blisko tego, żeby to kryterium spełnić.

Zostaje tylko kryterium najtrudniejsze do spełnienia, mianowicie kryterium fiskalne, które mówi o tym, że deficyt powinien nie przekraczać 3% produktu krajowego brutto. My mamy go na rok przyszły zaplanowany według definicji tak zwanej ESA 95 - około 4%.

Ale w Unii Europejskiej też się dzieją ciekawe rzeczy. Patrzcie państwo, że dzisiaj się mówi, że być może w wielkich naszych tutaj sąsiednich Niemczech ten deficyt wynosi 3,8%; w Portugalii wynosi 4,1%; Francja praktycznie już nie spełnia kryterium fiskalnego. Przewodniczący Unii Europejskiej nazwał pakt stabilizacji i rozwoju - głupi. Zaczęła się debata, czy to jest właściwe rozwiązanie. Polska też w tej debacie uczestniczy. Na szczycie ECOFINN, które zgromadziło piętnastu ministrów finansów obecnej Unii Europejskiej plus dziesięciu państw, które zostaną doń zaproszone w końcu tego tygodnia, plus dwóch, które mogą być - bo negocjacje z nimi już trwają - tam w roku 2007, mianowicie Bułgarii i Rumunii, a także jeszcze jedno, które zabiega w tych dniach, żeby ustalić z nim datę rozpoczęcia negocjacji, a mianowicie Turcji - na tym posiedzeniu zgłosiłem pewien postulat; pisze o tym - tak na marginesie - najnowszy numer brytyjskiego tygodnika "The Economist"; - aby do kwestii deficytu fiskalnego w Unii Europejskiej podejść jednak odmiennie niż się podchodzi w ramach tego paktu i stabilizacji, których ja bym nie śmiał, ale przewodniczący Prodi nazwał głupim.

Otóż my mamy jedną politykę monetarną w Eurolandzie, jeden Bank Centralny, jedną politykę podaży pieniądza, jedną stopę procentową, jedną emisję pieniądza. Natomiast my nie mamy jednego deficytu. My mamy różne państwa, tak wielkie jak Niemcy czy Francja, i tak małe jak Portugalia czy mało liczebne jak Finlandia, które mają różne poziomy deficytu. I dobrze by było, abyśmy wszyscy byli świadomi tego, że jeśli zagregować produkt krajowy brutto całej dwunastki Eurolandu i wyliczyć dla całej dwunastki deficyt budżetowy, to on wynosi 1,1%. A teraz jest wielkie larum, że w Portugalii wynosi 4,1%. Ale gdzie indziej wynosi dużo mniej.

Jak się rodzi w wyniku procesu integracji naprawdę jednorodny organizm ekonomiczno-finansowy, to w zasadzie trzeba mówić o jednym deficycie. Wobec tego ja proponuję podejście podobne, jak na świecie już się stosuje odnośnie do handlu, do obrotu saldami emisji, powodujących efekt cieplarniany: jedne kraje emitują za dużo dwutlenku węgla, a inne mniej niż wynoszą normy. I można handlować tymi emisjami tak, żeby suma emisji dawała efekt, o który zabiegamy.

I tak samo tu chodzi: efekt stabilizacyjny ma być taki, że suma deficytów nie ma być większa niż pewna kwota, która groziłaby destabilizacją finansową, która groziłaby odbiciem inflacji.

Ta propozycja jest popierana zwłaszcza przez Gordona Browna i Tony Blaira - Brytyjczyków, będzie przedmiotem dalszych dyskusji. Ja o tym tylko mówię przy tej okazji, dlatego że nie jest jasne, jakie będą ostatecznie wszystkie kryteria i nie można dziś apriorycznie przyjąć, że wchodząc do Eurolandu w swoim czasie, będą obowiązywały absolutnie takie same zasady, jak w tej chwili. Natomiast w tej chwili obowiązują takie zasady i my prowadzimy politykę pod tym kątem, żeby mieć możliwość odpowiedzenia sobie suwerennie w swoim czasie czy będziemy chcieli wejść do euro czy nie, ja nie mam najmniejszych wątpliwości, że będziemy chcieli, bo nam się to będzie opłacało, tylko musimy jeszcze mieć taką możliwość.

Wobec tego ten budżet stabilizacji i rozwoju trzeba widzieć jako nie tylko cel w ramach polityki finansów publicznych na rok przyszły, aby tak redystrybuować część naszego coraz szybciej rosnącego dochodu narodowego, aby określone nadwyżki przejąć z miejsc tam gdzie one powstają i alokować je tam gdzie my gdzie państwo jako emanacja polskiej demokracji uważacie, że one mają być wydatkowane na rozwój infrastruktury, na inwestowanie w kapitał ludzki, na poprawę warunków życia tych polskich rodzin, które znajdują się w szczególnie trudnej sytuacji, na finansowanie całego szeregu potrzeb, a to że one są konkurencyjne no to jest oczywiste, ale to także dlatego, że tak wysoka Izba sobie tego życzyła. To nie był wniosek ministra finansów, żadnego z moich poprzedników, żeby ustalić wydatki na obronę narodową na sztywnym poziomie 2% PKB, wobec tego one rosną w tempie nominalnego wzrostu PKB panie senatorze, a wysoka Izba nie przeprowadziła nigdy takiej ustawy odnośnie do nauki szkolnictwa wyższego. Wysoka izba miała preferencje do wydatków zbrojeniowych, a nie na naukę.

Wobec tego dzisiaj jak się o tym mówi to trzeba być świadomym tego co się mówi, albo trzeba powiedzieć, że mamy zwiększyć podatki, żeby zwiększyć wydatki na naukę, albo że mamy obciąż wydatki na opiekę społeczną, żeby zwiększyć wydatki na naukę, albo coś innego, albo że mamy zwiększyć deficyt, żeby zwiększyć wydatki na naukę, a teraz jak rosną wydatki na naukę, czy one spadają. Wiecie państwo, zawsze można znaleźć taką miarę, że coś spada, zawsze można znaleźć taką miarę, że coś spada, a jak już nie to wtedy spada temperatura, jak nie w Polsce to gdzie indziej.

Otóż wydatki na naukę, na oświatę, na edukację narodową rosną, rosną w sumie na oświatę, wychowanie i w tym szkolnictwo wyższe o 5,3% w przyszłorocznym budżecie, w budżecie na rok przyszły. 105,3 przez 101,9, jak mówię, taka będzie rzeczywista inflacja to jest około razy 100 minus 100, to jest 2,3 - 2,4%, ja jestem też człowiekiem małpim (?), wolałbym żeby to było 24% a nie 2,4.

Ale uważamy, że w tej chwili na tyle nas stać, natomiast dobrze by było, żeby ten strumień był coraz bardziej wartki i ja sądzę, że odpowiedź na to co zrobić jednak polega na tym, że trzeba poszukiwać sposobu na przyspieszenie tempa wzrostu gospodarczego, ten budżet jest wręcz priorytetowy z punktu widzenia inwestowania w kapitał ludzki, w tym także w szkolnictwo wyższe, otóż już od września, już we wrześniu, albo dopiero we wrześniu, oceniajcie to państwo, będzie kolejna podwyżka płac dla pracowników akademickich szkolnictwa wyższego i to znacząca. I to znacząca od ponad 286 złotych w przypadku asystentów do lekko ponad 1000 złotych jeśli chodzi o profesorów. Już od października albo dopiero od października jeśli ostatecznie wysoka Izba o to to zatwierdzi, zaakceptuje o co w imieniu rządu pana premiera Millera proszę podnosimy, chcemy podnieść płace dla pracowników państwowych jednostek kultury, instytucji kultury narodowych tych, bez której nasza Polska zatracałaby swoją tożsamość, to są wspaniałe instytucje wielkiej, polskiej kultury, chcemy podnieść płace nie tylko tak jak przeciętnie wszystkim, ale tu jest wyraźny priorytet aż o 44%, żeby pracownicy merytoryczni tych instytucji zarabiali bardziej godziwie.

I uważamy i liczymy, że samorządy terytorialne, które finansują cała masę innych placówek kultury, co prawda nie nazywanych formalnie jednostkami kultury czy instytucjami kultury narodowej, ale będącymi tymi instytucjami kultury narodowej, że pójdą śladem rządu, parlamentu i będą poszukiwały takiej możliwości, aby nie było zbyt dużego zróżnicowania płac ja wiem pomiędzy Teatrem Starym w Krakowie, który jest jednostką, instytucją kultury narodowej, a Teatrem Słowackiego, który nie jest, bo jest w ramach finansów publicznych finansowany z budżetu czy to wojewody, czy to sejmiku, czy miasta i panie i panowie senatorowie ze swoich konstytuant znacie takich wiele przypadków, oczywiście tak jak się zdarza co jest oczywiste, że większość tych instytucji narodowej kultury skupiona jest w mieście stołecznym Warszawie, bądź dawnej stolicy Krakowie, ale tak się złożyło gdyż są to bardzo silne centra kultury, tych instytucji kultury narodowej i patrzę na panią minister Jakubowską jest w sumie bodajże trzydzieści i dwie i naprawdę warto na nie łożyć i warto pracownikom zagwarantować taki skok, wzrost skokowy płac. I chcielibyśmy ewentualnie powtórzyć to przedsięwzięcie w kolejnym roku tak, aby te płace jeszcze bardziej wzrosły.

Rosną także nakłady na oświatę, podnieśliśmy dopiero także wolą parlamentu realizując trzeci etap podwyżki płac dla nauczycieli, dochody naszych nauczycieli i zawsze będą podkreślał, że nie jest to celem samym w sobie, choć troszczymy się o warunki bytowe naszych nauczycielek i nauczycieli, ale jest to znowu instrument, my oczekujemy zasady coś za coś, że wyższe alokacje z budżetu państwa kosztem podatnika będzie wyższy poziom kształcenia, będzie większy zaangażowanie kadry pedagogicznej, będzie większa skłonność do podejmowania z młodzieżą zajęć pozaszkolnych.

Rosną nakłady także na sport i to nie tylko dlatego, że za kadencji wysokiej Izby będzie kolejna olimpiada, kolejne igrzyska w Atenach, ale dlatego że w zdrowym ciele zdrowy duch i te nakłady są bardzo istotnie zwiększające się w roku przyszłym, choć niestety co lobby związane ze sportem podkreśla po bardzo głębokim obniżeniu się w tym roku w wyniku cięż budżetowych, które miały jakieś miejsce jakiś czas temu.

Wyraźnie w tym budżecie także widać preferencje dla wsparcia naszego rolnictwa i jego restrukturyzacji i to nie tylko dlatego, że to wynika z pewnych konieczności biorących się z integracji z Unią Europejską, ale z tego powodu, że trzeba unowocześniać polskie rolnictwo tworząc tam alternatywne miejsca pracy, aby zwłaszcza młodsze pokolenie ludności zamieszkującej piękne polskie wsie zechciało tam widzieć i znajdywać sposób swój na przyszłość, a nie emigrować czy to do miast gdzie przecież w wielu przypadkach pracy nie starcza, czy nie daj Boże za granicę, chyba że po to, żeby się tam kształcić, zarobić trochę, zaoszczędzić i wrócić do naszej Polski, aby tutaj pokazać, że czegoś się w tym szerokim świecie nauczyliśmy, bo my się tego świata i konfrontacji z nim nie boimy.

Są tam także preferencje dla sprawiedliwości, niektórzy powiadają, że zbyt duże, że preferujemy sądy przed uczelniami, że preferujemy sędziów przed artystami, nie jest to prawdą, natomiast prawdą jest, że preferujemy wydatki na sprawiedliwość, dlatego że wymaga tego całokształt naszej polityki gospodarczej, nie tylko chęć skuteczniejszej walki z patologiami społecznymi, ale również usprawnienie sposobu funkcjonowania całej gospodarki, bo wspomniane przeze mnie ustawy restrukturyzacyjne zwłaszcza ta o restrukturyzacji majątkowej i rzeczowej, a także finansowej przedsiębiorców o dużym o szczególnym znaczeniu dla rynku pracy a także w końcowej fazie prac w parlamencie fundamentalna systemowa ustrojowa ustawa prawo naprawcze i upadłościowe wymagają sprawnego stanowiska gospodarczego. Wobec tego to wymaga dofinansowania, to jest naprawdę inwestycja w kapitał ludzki.

Oczywiste są pewne preferencje dla obronności wynikające z naszych sojuszniczych zobowiązań w stosunku do Paktu Północno-Atlantyckiego w tej niestety komplikującej się wbrew pewnym naszym wcześniejszym oczekiwaniom sytuacji międzynarodowej i jako sojusznik jesteśmy szanowani, jesteśmy przewidywalni na Polsce jako na poważnym partnerze może się opierać Pakt Północno-Atlantycki w takim zakresie w jakim jesteśmy w stanie łożyć z pieniędzy naszych podatników na tą naszą obronność.

Ale jest to przede wszystkim budżet stabilizacji i rozwoju dlatego, że będzie on przyczyniał się do przyspieszania tempa rozwoju społeczno gospodarczego w dłuższym okresie, że stabilizuje on także pozytywne i optymistyczne oczekiwania przytłaczającej większości polskich rodzin i polskich przedsiębiorców. Dlatego, że jest on także tylko pewnym elementem, segmentem trudnym, ale nie najtrudniejszym, bo trudniejsze jeszcze będą, dużo trudniejsze będzie złożenie budżetu państwa na rok 2004. Także ze względu na to, że trzeba będzie finansować koszty związane z wchodzeniem do Unii Europejskiej. Ale poradzimy sobie z tym, choć powtarzam nie będzie łatwo i bez przyzwolenia wysokiej Izby to będzie niewykonalne.

Z tą debatą wrócimy i do Sejmu i do Senatu jak odpowiednie pakiety programowe będą gotowe, ale podkreślić muszę pani marszałek, panie i panowie senatorowie, bo w tej sprawie musi być pełna jasność, integracja Polski z Unią Europejską jest korzystna dla polskiej gospodarki i dla polskiego społeczeństwa, choć kłopotliwa dla budżetu państwa polskiego, mechanizmy finansowe bowiem działają tak, że my z budżetu naszego państwa wnosimy naszą część do budżetu Unii Europejskiej i niektórych innych instytucji typu Europejski Bank Inwestycyjny, albo Europejski Bank Centralny, ale środki z kolei stamtąd czerpane, które będą większe w sumie będą płynęły do Polski, do polskiej gospodarki, ale nie do budżetu państwa, także na dobrą sprawę najbardziej nieszczęśliwym człowiekiem z powodu tego, że będziemy przystępować do Unii Europejskiej powinien być minister finansów Rzeczypospolitej.

Jak państwo widzicie ja wcale nie jestem nieszczęśliwy, niektórzy powiadają, że jestem nadmiernie optymistyczny, ale jestem realistycznie optymistyczny, także dlatego, że wejście Polski do Unii Europejskiej jest znakomitą historyczną szansą na przyspieszenie rozwoju polskiej gospodarki i na poprawę kondycji naszych rodzin i naszych przedsiębiorców. Czerpać z tego będą wszakże podmioty gospodarcze, sektor prywatny, jednostki samorządu terytorialnego, organizacje pozarządowe, bo tam na zasadzie współfinansowania określonych projektów, które trzeba dobrze przygotować będzie płynął podstawowy strumień pieniędzy z Unii Europejskiej, ale jak się tak bardzo dogłębnie nad tym zastanowić naszych pieniędzy, my je wnosimy do Unii i one będą wracały do Polski czyli popłyną do gospodarki, do społeczeństwa, do regionów, do gmin, ale poprzez inny kanał wymuszający dobre, rzetelne programy, które będą służyły instrumentom rozwoju w płynięciu mikroregionalnym.

I tych środków w sumie per saldo będzie więcej niż my będziemy wnosić do Unii Europejskiej. Czyli pozycja finansowa netto polskiej gospodarki będzie dodatnia, korzystna, w jakimś stopniu a to już zależy od tego jaka będzie nasza zdolność absorbcyjna i nad jej podniesieniem pracujemy, przeprowadzając cały szereg, kontynuując cały szereg reform instytucjonalnych i strukturalnych.

I to wszystko jest wplasowane, wobec tego w drugofalową strategię rozwoju Polski opierającą się na czterech filarach, szybki wzrost, sprawiedliwy podział, skuteczna integracja, korzystna integracja, skuteczne państwo.

I widać już przez pryzmat budżetu stabilizacji i rozwoju na rok 2003, który jest dzisiaj przedmiotem obrad Wysokiej Izby Senatu Rzeczypospolitej, że ten rozwój jest coraz jeszcze szybszy, że ten podział jest i będzie jeszcze sprawiedliwszy, że ta integracja jest korzystna i będzie jeszcze korzystniejsza, i że to państwo, nasze państwo jest skuteczne i będzie jeszcze skuteczniejsze.

Dziękuję