W polityce już swoje zrobiłem
Wywiad dla eSeMeS 5/2004


Publikacje
Książki
Eseje
Working Papers
Artykuły
Wywiady
CV
Kontakt

     


W kuluarach Sejmu krąży dowcip: "Czym się różni Grzegorz Kołodko od Pana Boga? Pan Bóg nie sądzi, że jest Grzegorzem Kołodką!" Jak Pan reaguje na tego typu dowcipy?

Grzegorz W. Kołodko: Znam lepszą odpowiedź na pytanie z tego dowcipu: Otóż różnica polega na tym, że Pan Bóg jest wszędzie, a Kołodko już tam był!

Wiele osób uważa pana za showmana sceny politycznej. Co Pan chciał osiągnąć poprzez stosowanie różnych rekwizytów i obcesowego języka?

Grzegorz W. Kołodko: Tak mogą uważać tylko nieudacznicy tej sceny politycznej i ich zaplecze propagandowe w osobach równie nieudanych dziennikarzy. Ja w ogóle nie zajmuję się polityką, zrobiwszy bowiem swoje po raz drugi w polskim rządzie, pół roku temu zakończyłem swoją misję i wróciłem do pracy akademickiej. Uprawiając politykę posłużyłem się na konferencji prasowej rekwizytem - nożycami, żeby osiągnąć jakiś efekt. Jest on nawet silniejszy niż zamierzałem. Zwrócono uwagę na te nożyce, które się odzywały wtedy, kiedy były blokowane pewne rozwiązania w systemie podatkowym, a także na to, iż znakomita część budżetu państwa, który symbolizował ten bochenek chleba, nie znajduje pokrycia w dochodach i właśnie "przejadamy" swoją przyszłość.

Uważa pan, że takie symbole trafiają lepiej do opinii publicznej niż słowa?

Grzegorz W. Kołodko: Gdyby tak nie było, to panowie nie zadawaliby mi tego pytania, a to właśnie ono jest tego najlepszym dowodem.

W latach 1967-68 pracował pan jako robotnik budowlany...

Grzegorz W. Kołodko: Tak, bo nie poznali się na mnie od razu i musiałem dwukrotnie zdawać na uczelnię, obecną Szkołę Główną Handlową. W przerwie byłem niewykwalifikowanym robotnikiem budowlano-montażowym i pracowałem przy tunelu pod Dworcem Głównym w Gdańsku. To był okres szczególny, gdyż wtedy w dużym stopniu kształtowały się poglądy i charaktery. Słynny Marzec 1968 r. przeżyłem wówczas właśnie w Gdańsku i to nie jako student, ale jako robotnik. Potem słynny Grudzień 1970 r. na Wybrzeżu, tak burzliwy i tragiczny, przeżyłem jako student i właśnie skrzyżowanie tych dwóch doświadczeń i punktów widzenia dało mi bardzo wiele materiału do młodzieńczych przemyśleń. Będąc robotnikiem zdrowo się wieczorami uczyłem, żeby zdobyć indeks, a nie wylądować w wojsku.

Prowadził pan wykłady w USA. Jakie różnice zauważył pan pomiędzy studentami polskimi i amerykańskimi?

Grzegorz W. Kołodko: Różnice są przede wszystkim między studentami dobrymi i mniej dobrymi, bo jednak studenci na najlepszych uczelniach są lepsi niż studenci na średnich czy na słabych. Wykładając na amerykańskich uczelniach i znając polskie realia, nie mam żadnych kompleksów ani jako profesor z Polski, ani żadnych kompleksów z punktu widzenia polskich studentów. Znam jednak uczelnie w Polsce, gdzie są lepsi studenci niż na niektórych amerykańskich uniwersytetach i odwrotnie, choć myślę, że te różnice są coraz mniejsze.

Czy widzi pan różnice miedzy studentami szkół prywatnych i państwowych?

Grzegorz W. Kołodko: W Polsce jest akurat tak, że uczelnie państwowe jeszcze są lepsze ze względów zupełnie zrozumiałych. Po pierwsze, mają dużo lepsze wyposażenie w aparaturę, urządzenia, bibliotekę. Po drugie, są nasycone kadrą, która jest dobrze w tych uczelniach zakorzeniona. Jednakże pojawiły się na polskiej mapie dydaktycznej i naukowej prywatne uczelnie, z których najlepsze są lepsze od najgorszych spośród państwowych i ten proces jest nieodwracalny. Ja sam od jakiegoś czasu pracuję wyłącznie na jednym etacie w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego, dlatego że tam stworzono mi odpowiednie warunki pracy i mogłem umiejscowić tam swoje Centrum Badawcze Transformacji Integracji i Globalizacji "Tiger". Ta uczelnia może być przykładem takiej, która nie musi mieć żadnych kompleksów z punktu widzenia porównywania się z uczelniami państwowymi.

A jak pan ocenia naszą uczelnię? Jakie są szansę absolwentów?

Grzegorz W. Kołodko: Mało ją znam, ale rzuca mi się w oczy kilka pozytywnych elementów i nie jest to tylko piękny, nowy budynek. Po swoim wykładzie zauważyłem, że pytania, jakie były formowane głównie przez studentów pokazują, że ci ludzie wiedzą o co pytać, a to jest bardzo ważny miernik. Znając niektórych profesorów, ich umiejętności naukowe, organizacyjne i dydaktyczne uważam, że ta uczelnia będzie rozwijała się ponad przeciętną i będzie należała do czołówki najpierw uczelni niepublicznych, a z czasem w ogóle uczelni, bo być może potrwa to jeszcze kilka lat, ale podział na uczelnie państwowe i prywatne będzie odgrywał coraz mniejszą rolę.

Kiedy na scenę polityczną "powróci słodko Grzegorz Kołodko", jak mówi tekst piosenki jednego z polskich artystów?

Grzegorz W. Kołodko: Kiedy pierwszy raz odchodziłem z rządu po latach 1994-97 miałem świadomość, że zrobiłem więcej niż zamierzałem, rozpoczynając realizację Strategii dla Polski. Wzrost produkcji o 28 procent, zmniejszenie się bezrobocia o milion osób, a inflacji o dwie trzecie - sądzę, że te wyniki są pozytywnie oceniane z perspektywy historycznej. Pamiętam, że wtedy odchodziłem w poczuciu dobrze spełnionej misji, ale także z głębokim przekonaniem, że do polityki nie wrócę, gdyż ma ona szereg takich uwarunkowań i cech, które mi nie odpowiadają. Mówiąc wtedy, że do polityki nie wrócę, szczerze tak myślałem i na podobne pytanie odpowiadałem, że nie jest to moim marzeniem. To samo mogę powiedzieć teraz z jeszcze większym przekonaniem, bo już dwa razy na tej wojnie byłem i nie widzę sensu, żebym miał pojechać trzeci raz jako weteran i kombatant. Świetnie się czuję w nauce i nie mam najmniejszego zamiaru wracać do polityki. Nic w tym kierunku nie robię i nie zamierzam. W polityce już swoje zrobiłem.

Dziękujemy za rozmowę.

Rozmawiali: Sławek Krzysztoń i Tomek Ćwiąkała

Rozmowę przeprowadziliśmy 12 grudnia 2003 r. podczas wizyty Grzegorza Kołodki w Zamiejscowym Wydziale Administracyjno-Prawnym WSAiZ, gdzie profesor wygłosił wykład "Globalizacja, a perspektywy rozwoju polityki gospodaczej".