Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Eseje

 

Eseje

Nowe Życie Gospodarcze

Magazyn Olimpijski

Prawo i Gospodarka

Przegląd

Panorama

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Miasto aniołów i trzech olimpiad 

Każde kolejne igrzyska wymagają wzniesienia przez gospodarzy wielu nowych  obiektów sportowych. Z jednej strony jest to bardzo kosztowne, ale z drugiej daje pole do popisu nie tylko sportowcom, lecz i architektom, a nowe budowle upiększają potem okolice przez długie lata i służą pokoleniom sportowców oraz widzów. Tak jest w Atlancie, chociaż centralny stadion olimpijski stał się tam już boiskiem do baseballa i nosi bynajmniej nie imię któregoś ze znanych mistrzów olimpijskich, ale twórcy sieci telewizyjnej CNN - Turnera.  Podobnie jest też w Sydney, gdzie powstało sporo nowych obiektów dodających jeszcze bardziej uroku temu miastu. Wyjątkowo natomiast zdarza się, aby ktoś był w stanie zorganizować igrzyska olimpijskie tylko w oparciu o uprzednio istniejące obiekty sportowe. W zasadzie jest to możliwe jedynie wtedy, gdy korzysta się z dorobku poprzedniej imprezy, która w tym samym miejscu już kiedyś się odbyła.  

W wypadku Aten, które za cztery lata ponownie będą gościć po ponad wiekowej przerwie igrzyska olimpijskie, odległość w czasie pomiędzy jedną a drugą imprezą jest zbyt długa. Trzeba zatem przygotować od nowa bez mała wszystkie obiekty. W wypadku Insbrucka i Lake Placid, miast zimowych zmagań, było odwrotnie - prawie wszystkie konkurencje na dwu  igrzyskach rozegranych w tych miastach mogły odbyć się na tych samych obiektach. Co ciekawe, podobnie rzecz miała się w wypadku Los Angeles, największym spośród miast dwu olimpiad. Ma to swoje specyficzne uwarunkowania i konsekwencje, które w "mieście aniołów" można dostrzec do dzisiaj. Aniołów co prawda  tutaj nie widać, ale nieustannie trwający ogrom aktywności sportowej z pewnością tak.

Los Angeles gościło igrzyska olimpijskie dwukrotnie: w 1932 i  w 1984 roku. O ile przy pierwszej okazji uczestniczyło w nich jedynie 37 państw, o tyle za drugim razem było to aż 140 krajów. I to pomimo niefortunnego bojkotu ze strony państw socjalistycznych, które w ten sposób brały rewanż za wcześniejszy bojkot igrzysk w 1980 roku w Moskwie, tym razem przez liczne kraje zachodnie. Jednak czas politycznie motywowanych bojkotów minął - miejmy nadzieję, że bezpowrotnie - i w Atlancie otarliśmy się o liczbę 200 uczestników tych największych zmagań sportowych świata. Jak przystało na erę globalizacji.  

Co ciekawe, impreza w 1932 roku też nie obeszła się bez protestów. Otóż pamiętajmy, że odwrotnie niż podczas boomu gospodarczego lat 80. wówczas odbyła się ona na dnie Wielkiej Depresji gospodarczej lat 1929-33. Drastycznie załamana została produkcja, olbrzymi był zakres bezrobocia, bardzo szerzyła się bieda. To było zupełnie inne niż dzisiaj Los Angeles, co szczególnie było widać poza stadionami, gdzie toczyły się ludzkie zmagania nie o laury i rekordy, ale często wręcz o przetrwanie tego wyjątkowo trudnego okresu. Wówczas też jeden z działaczy związków zawodowych - Tom Mooney - w geście protestu obiegł wokół Los Angeles Memorial Coliseum. Okrążał nie tyle samo boisko olimpijskie, ile cały stadion. Kiedy teraz obiegam sobie dla przyjemności ten sam stadion, zastanawiam się, co też on wtedy odczuwał? Jego bieg to nie był jogging uprawiany dla zachowania dobrej formy, ale protest przeciwko wydawaniu pieniędzy na spektakularną imprezę, podczas gdy brakowało ich bardzo na finansowanie wielu elementarnych potrzeb ludzi pracy, a raczej bez pracy.

Tom Mooney jednak wniósł coś więcej niż ten bieg, o którym mało kto obecnie pamięta. Więcej; prawie nikt o tym nic w ogóle nie wie nawet tutaj, o czym mogłem się przekonać, napomykając przy okazji o tamtym wydarzeniu moim studentom podczas jednego z wykładów na UCLA. Otóż zawdzięczamy mu jakże popularne kolorowe podkoszulki z nadrukami, niezastąpione nie tylko podczas rozmaitych ćwiczeń T-shirt. Po raz pierwszy w takiej właśnie koszulce, z napisem protestującym przeciwko wielkiemu bezrobociu, biegał wokół centralnego stadionu olimpijskiego właśnie Tom Mooney dokładnie 68 lat temu. Teraz codziennie czynią to miliony ludzi, a na koszulkach drukowane jest co tylko popadnie. W samym zaś Los Angeles także biega mnóstwo ludzi, a produkcja i sprzedaż kolorowych T-shirt jest teraz niezłym interesem i daje zatrudnienie nie jednemu, z troską o interesy którego onegdaj biegał i protestował tutaj amerykański związkowiec.

Skoro igrzyska olimpijskie w 1932 roku odbywały się w okresie nader ekonomicznie niekorzystnym, nie należy dziwić się, że nie były one sukcesem finansowym. Ale za to od strony sportowej było to wydarzenie zupełnie wyjątkowe. Nie do powtórzenia jest wyczyn pań, które w dyscyplinach lekkoatletycznych ustanowiły rekordy we wszystkich konkurencjach. Dwa pokolenia później padło ich dużo mniej na tym samym stadionie, na którym zasiadali wnukowie kibiców z poprzedniej olimpiady. Nie do powtórzenia jest też osiągnięcie pływaków, którzy na odkrytym basenie nie ustanowili nowego rekordu tylko w jednej konkurencji.

W roku 1984 igrzyska przyniosły nadwyżkę dochodów nad wydatkami w wysokości aż 225 milionów dolarów. Przede wszystkim dlatego właśnie, że od fundamentów trzeba było wybudować tylko jeden obiekt, a wszystkie pozostałe wystarczyło tylko odpowiednio zmodernizować, funkcjonowały bowiem z pożytkiem przez wszystkie te między olimpijskie lata. To obniżyło zasadniczo koszty. Z kolei światowa ekspansja telewizji i daleko już wtedy posunięta komercjalizacja igrzysk znakomicie podniosła dochody. 60 procent tej nadwyżki przekazano miastu na popieranie sportu wśród młodzieży. Gołym okiem widać dobre tego skutki, nie tylko na plażach i uniwersyteckim kampusie. Tu się czuje, że jest to miasto dwu olimpiad. A może z czasem także i trzeciej?