Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Eseje

 

Eseje

Nowe Życie Gospodarcze

Magazyn Olimpijski

Prawo i Gospodarka

Przegląd

Panorama

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dzielenie skóry na byku

 

Dawno amerykańskie wybory nie wywoływały aż takiego zainteresowania. Nie dlatego, że tak wiele zależy od ich wyniku, gdyż akurat tym razem ani w amerykańskiej polityce, ani wśród amerykańskiego społeczeństwa nie ma głębszych podziałów, ponieważ nie ma tez i wielkich spraw, co do których występowałyby pryncypialne różnice poglądów. Zainteresowanie bierze się stąd, że tuż przed wyborami nadal nie wiadomo, kto wygra.

Najmniej kontrowersji wywołuje polityka zagraniczna, gdyż obaj kandydaci mają zbliżone opinie. Co prawda, w jednej z debat obecny wiceprezydent został zaatakowany przez kontrkandydata za chybiona interwencję na Haiti oraz błędną politykę administracji wobec Rosji (i nie bez racji),  ale taki "drobiazg" ginie w gąszczu innych spraw i generalnie pozytywnie ocenianej polityki zagranicznej. Oczywiście, nas interesować musi, jak będzie kształtować się amerykańskie podejście do naszego regionu, a do Polski w szczególności. W tej materii wszakże można spodziewać się ogólnie kontynuacji bez względu na to, kto zasiądzie w Białym Domu.

Więcej kontrowersji występuje w sprawach dotyczących polityki wewnętrznej. Niektóre z nich mają swoją amerykańską specyfikę - jak dyskusje co do sposobów kontroli posiadania broni czy finansowania samej kampanii wyborczej - inne są bez mała uniwersalne i ktoś, kto nie zagłębi się dokładnie w treść dyskusji, mógłby mieć wrażenie, że to wybory w Polsce, a nie w USA. Jakież bowiem sprawy są najżywiej dyskutowane i wywołują najwięcej emocji? Struktura wydatków budżetu państwa, zmiany wysokości podatków, reforma systemu emerytalnego, funkcjonowanie ochrony zdrowia, reforma edukacji. Wszystkie one mają jednakże swój specyficzny amerykański kontekst.

Boom gospodarczy w USA trwa już dziesiąty rok, a bezrobocie jest najniższe od pokolenia. Nawet przy mniej korzystnych wskaźnikach w podobnych okolicznościach wygrywał zawsze kandydat związany z rządzącą partia, co powinno przemawiać na korzyść Ala Gore'a - kandydata partii demokratycznej. Ale wielu Amerykanów jest przekonanych, że świetna koniunktura jest skutkiem niezależnie od federalnej polityki rozwijającej się przedsiębiorczości i aktywności na szczeblach stanowych i lokalnych. Skłonni zaś przypisywać część zasług Waszyngtonowi, podkreślają pozytywną rolę, jaką w rozpędzeniu gospodarki i utrzymaniu jej we względnej równowadze (abstrahując od rekordowego deficytu handlowego) odegrał Kongres z większością republikańską i niezależny bank centralny - Fed. Zważywszy, że po ośmiu latach silne jest pragnienie zmiany orientacji politycznej, to przekonanie z kolei wzmacnia pozycją kandydata republikanów George'a W. Busha - gubernatora Teksasu, a więc człowieka spoza waszyngtońskiego establishmentu.

Kampania 2000 rozgrywa się jak nigdy dotąd wokół dzielenia skóry na niedźwiedziu. Choć akurat w tym przypadku wypadałoby powiedzieć "na byku", gdyż w żargonie Wall Street to nie okres złej koniunktury spod znaku niedźwiedzia, ale wyjątkowej prosperity; "byczy" i to nawet bardzo. Prognozy rysują bardzo korzystnie perspektywy budżetu federalnego. Z głębokiego deficytu 4,6 procent PKB (290 miliardów dolarów) w 1992 roku przeszedł on w stan nadwyżki 2,3 procent (221 miliardów) w tym roku. Jeśli nawet pominąć dodatnie saldo systemu ubezpieczeń społecznych, to przez następne dziesięć lat nadwyżka budżetowa oscylować powinna wokół 2,5 procent PKB. Już chociażby z tego powodu warto być prezydentem USA. Jak zatem wydać 2,2 biliona w latach 2001-10? Oto jest zasadnicza kontrowersja tej kampanii.

Obaj kandydaci są za wykorzystaniem części tych środków na sfinansowanie reformy systemu ubezpieczeń społecznych, przy czym G. W. Bush wolałby pójść dalej w kierunki jego częściowej prywatyzacji. Co do ochrony zdrowia, Al Gore chce poszerzyć populacje ubezpieczonych, zaś jego przeciwnik postuluje ulgi podatkowe związane z wydatkami na ubezpieczenia dla rodzin ubogich i wyasygnowanie około 16 miliardów dolarów rocznie na poprawę jakości usług medycznych oferowanych przez sektor prywatny.

Kandydat demokratów proponuje przede wszystkim spłacić do roku 2012 dług publiczny i wykorzystać pozostałe środki zarówno na redukcje podatków z preferencjami dla średnio i mniej zamożnych, jak i na zwiększenie wydatków na ochronę środowiska oraz wsparcie powszechnej edukacji oraz badań naukowych. Kandydat republikanów jest za bardziej radykalnym cięciem podatków - z obecnych pięciu stawek (15, 28, 31, 36 i 39,6 procent) do czterech (10, 15, 25 i 33). Oznaczałoby to jednak, że 59,4 procent z sumy tej redukcji pozostałoby w dyspozycji 10 procent indywidualnych podatników z dochodem rocznym powyżej 89 tysięcy dolarów, w tym aż 42,6 procent korzyści przejętych byłoby przez ledwie 1 procent najzamożniejszej ludności.

Ciekawe, że w sierpniowym sondażu opinii publicznej zdecydowana większość opowiedziała się za spłaceniem długu publicznego, a nie za obniżeniem podatków. Decydujący jednak będzie sondaż listopadowy.

 

Stillwater, Oklahoma, 20 października 2000