Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Eseje

 

Eseje

Nowe Życie Gospodarcze

Magazyn Olimpijski

Prawo i Gospodarka

Przegląd

Panorama

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Gospodarka czy kasyno?

 

        Kreśląc prognozy notowań giełdowych, instytucje finansowe z reguły sugerują, że będzie nieco lepiej, choć same często w to nie wierzą, a jedynie chcą "zaczarować" rynek. Czasami to się udaje i zapowiedzi poprawy koniunktury zamieniają się w rzeczywistość na zasadzie samospełniającej się prognozy. Przewidywanie tendencji na rynkach kapitałowych opiera się wszakże nie tylko o spekulacje stricte finansowe, ale także odnoszące się do sfery polityki, z którą w ten sposób wchodzi się w interakcję. To niejednokrotnie lepiej wyjaśnia reakcje inwestorów niż solidna analiza stanu gospodarki.   

        Nikt nie mógł trafnie przewidzieć zmian na światowych giełdach w bieżącym roku. To samo można powiedzieć o latach poprzednich i następnych. O ile w odniesieniu do syntetycznych wskaźników - na przykład indeksu Capital International (CI) szacowanego przez bank Morgan Stanley dla najważniejszych giełd rozwiniętego świata - można wnioskować co do kierunki zmian (w przyszłym roku wzrośnie), to wobec poszczególnych wskaźników uczynić tego już nie sposób. Nie można bowiem opierać prognoz notowań na ocenie tendencji w sferze produkcji i efektywności. Okazuje się, że to co powinno na notowania wpływać najbardziej, działa zdecydowanie słabiej niż same oczekiwania co do charakteru zmian na rynku kapitałowym i idące w ślad za nimi oddziaływanie czynników psychologicznych. Często więcej w tym kolorystyki kasyna niż logiki ekonomii.

        W dłuższych okresach nadmierny rozziew między procesami realnymi a tendencjami na rynkach finansowych jest nie do utrzymania. Jednak prawidłowości przebijające się w ramach dekady czy pokolenia są przedmiotem zainteresowań teorii ekonomii i historii gospodarczej, a nie analityków finansowych i doradców inwestycyjnych. Siłą napędową operacji giełdowych jest spekulacja zorientowana na krótki horyzont, choć dokonywane tam transakcje - jeśli tylko unika się reakcji panikarskich i kryzysowych sytuacji - sprzyjają efektywności alokacyjnej i akumulacji kapitału w dłuższych przedziałach czasu.

Obserwując jedynie kształtowanie się proporcji realnych strumieni i zasobów, nie sposób wyjaśnić, co i dlaczego dzieje się na światowych giełdach. Dotyczy to tak krajów wyrafinowanego, dojrzałego instytucjonalnie kapitalizmu, jak i mniej zaawansowanych w rozwoju. Wskaźnik CI spadł podczas 10 miesięcy 2000 roku o 9,3 punktu (wszystkie wskaźniki giełdowe w przeliczeniu na dolary). Jest to wypadkową takich skrajności jak załamania się japońskiego indeksu Nikkei 225 aż o 25,5 procent oraz spadku belgijskiego Bel 20 i austriackiego ATX o 19,3 procent oraz wzrostu jedynie dwu spośród 26 wskaźników skompilowanych w CI, a mianowicie kanadyjskiego Toronto Composite o 8,8 i duńskiego Copenhagen SE o 10,5 procent. Pozostałe wskaźniki spadły od kilku do kilkunastu procent.

Jednocześnie w żadnym z tych krajów nie tylko nie występuje recesja, ale wręcz cieszą się one szybkim wzrostem produkcji. Podczas gdy amerykańskie wskaźniki straciły sporo na wartości - DJIA 5,2 procent, a NASDAQ aż 18,1 - to PKB rośnie o imponujące 5,2 procent w tym roku, a na następny przewiduje się kolejne 3,5. W Austrii wskaźniki te to odpowiednio 3,3 i 2,9 procent, a w Belgii 4,0 i 3,2 procent. Nawet Japonia, tracąc przez niespełna rok czwartą część kapitalizacji giełdy, odnotowuje wzrost PKB w tym roku o 1,9, a na 2001 rok przewiduje się 2,1 procent.

Jeszcze większe rozbieżności występują w krajach mniej rozwiniętych. Tylko w jednym przypadku trudno się dziwić, że giełda kwitnie, gdyż i jej udzielił się ogólny boom, choć z przesadą, co czas skoryguje. W Chinach notowania skoczyły w tym roku aż o 44,4 procent, na co wpłynęły przede wszystkim perspektywy dalszego otwarcia związane z akcesją do WTO. Jedynie jeszcze w dwu innych krajach tej grupy notowania wzrosły - w Rosji o 9,2 i w Wenezueli o 10,9 procent. W obu przypadkach pomogła zwyżka cen ropy, a w przypadku Rosji także odreagowanie po irracjonalnym załamaniu się notowań po kryzysie 1998 roku, kiedy to spadły one aż o 95 procent. Poprawiła się też wreszcie ogólna sytuacja, co wyraża się we wzroście PKB w tym roku o ponad 6 procent. Z kolei w Indonezji, Tajlandii i na Filipinach notowania spadły dramatycznie, o ponad 50 procent, choć PKB rośnie (odpowiednio o 4,1, 6,6 i 4,5 procent). Na tym tle Polska wcale nie jest aż tak odmienna, skoro wskaźnik WIG spadł o 13,7 procent przy wzroście PKB o około 4,5 procent.

        Z pewnością w dłuższych przedziałach czasu spodziewać się należy szybszego tempa wzrostu wskaźników na tzw. wyłaniających się rynkach - od Litwy do Brazylii. Nadal wszakże oczekiwać należy głębokich fluktuacji. Na giełdzie trochę tak jak w produkcji, trochę tak jak w kasynie; liczy się nie tylko rachunek ekonomiczny i rozsądek, ale również szczęście i emocje. Dzisiaj z większą niż na Dow Jones nadzieją patrzeć trzeba na krzywą Nikkei, a pewniej niż Pekin i Moskwę obstawiać można Seul i Budapeszt. Szkoda tylko, że w ogóle trzeba obstawiać, ale wyliczyć - trudno.  

 

Rochester, 5 listopada 2000 r.