Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Eseje

 

Eseje

Nowe Życie Gospodarcze

Magazyn Olimpijski

Prawo i Gospodarka

Przegląd

Panorama

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Latynoski młyn

 

        Spośród 32 państw Ameryki Łacińskiej i Karaibów w ubiegłym roku PKB wzrósł w 25, a spadł w siedmiu. Najbardziej w Argentynie (o 3,8 procent), najmniej w Meksyku (o 0,1 procent). Maksymalne tempo wzrostu odnotował Ekwador (o 5,0 procent), ale to w dużym stopniu na fali odbicia po katastrofalnym spadku aż o 9,5 procent w roku 1999. Wypadkową tych skrajności jest wzrost PKB dla całego regionu zaledwie o 0,5 procent. Na ten zaś rok prognozuje się wzrost o 1,1 procent.

Patrząc na świat warto od czasu do czasu porównywać istniejący stan rzeczy i zmiany sytuacji zachodzące w jego różnych częściach. Dzisiaj – w epoce globalizacji i czwartej rewolucji naukowo-technicznej – nawet regiony geograficznie odlegle są jakby sobie bliższe, a zarazem coraz mniej różnią się od siebie. W wyniku trwającego od kilkunastu lat na tamtym krańcu świata procesu liberalizacji i integracji, z jednej strony, oraz naszej rynkowej transformacji, z drugiej,  zarówno struktury, jak i instytucje gospodarcze są coraz bardziej do siebie podobne. O ile dziesięć lat temu umieszczenie na okładce mojej książki pt. „Transformacja polskiej gospodarki. Sukces czy porażka?” konturów naszego kraju na tle mapy Ameryki Południowej – na pograniczu Argentyny, Boliwii, Chile i Peru – miało przestrzegać niejako przed niebezpieczeństwem tzw. latynizacji, o tyle teraz w dużym stopniu jest to już faktem. Tak w odniesieniu do naszego kraju, jak i wielu innych gospodarek przechodzących ustrojową transformację.   

        W międzyczasie jednak – w wyniku przemielenia się jak w młynie wielu zjawisk i procesów – sporo zmieniło się także w tamtej części świata, gdzie też wskazać można na przypadki względnego sukcesu, jak i absolutnej klęski. To już jest inna Ameryka Łacińska niż przed dekadą i życzeniem niejednego kraju posocjalistycznego może być taki stan gospodarki, jak na przykład w Chile. Przy okazji również w łonie samej Ameryki Łacińskiej i Karaibów nastąpiło dalsze istotne zróżnicowanie sytuacji. Jedne kraje – na przykład Meksyk czy Dominikana – są daleko bardziej zaawansowane na drodze strukturalnych reform wdrażających pełnokrwistą gospodarkę rynkową, inne – chociażby Paragwaj czy Surinam – pozostają w tyle. Na dłuższej ścieżce czasowej daje to już znacząco odmienne rezultaty ekonomiczne. Pod tym względem bezsprzecznie najlepiej wypadają Chile i Kostaryka, najgorzej zaś Haiti i Kuba. Przy okazji widać też, jak wiele – pomijając rolę historycznej spuścizny – zależy od strategii i polityki. Chociaż Dominikana i Haiti leżą na tej samej wyspie, to w tym pierwszym kraju PKB wzrósł w latach 90. o 82, w drugim zaś spadł o 11 procent.  

        W całym zaś regionie PKB zwiększył się o 37 procent w latach 1991-2001, wzrastając średniorocznie o 2,9 procent. Największy postęp odnotowało Chile, w którym w tym czasie PKB wzrósł aż o 86 procent, czyli średniorocznie o 5,8 procent. Niestety, w trakcie ostatnich trzech lat dynamika ta została utracona i tempo wzrostu jest obecnie ponad dwukrotnie niższe. Tylko Kuba, Salwador i Wenezuela – wszyscy z innych powodów – byli w stanie w zeszłym roku utrzymać dynamikę produkcji powyżej średniej dla minionych 11 lat.

Obecnie cały region znajduje się w fazie kryzysu, co jest związane przede wszystkim z ogólną sytuacją w gospodarce światowej. Terms of trade po wzroście w roku 2000 aż o 5,9 punktu, w ubiegłym roku spadły o 3,7 punktu, przede wszystkim wskutek spadku światowych cen ropy aż o 20 procent. Ropa ma oczywiście z tego punktu widzenia zgoła odmienne znaczenie dla jej eksporterów – takich jak Ekwador, Meksyk, Peru czy Wenezuela – oraz dla importerów, jak chociażby Chile, dla którego z kolei kluczowe znaczenie mają ceny miedzi. Jedyną pociechą z kolei dla wielu krajów środkowoamerykańskich jest skok cen sprzedawanych przez nie bananów aż o połowę. Ale doprawdy trudno na bananach opierać narodową strategię rozwoju we współczesnej gospodarce. Dlatego też w Ameryce Środkowej najlepiej na przyszłość rokuje Kostaryka, która potrafiła rozwinąć własny, konkurencyjny przemysł elektroniczny. Nie można wykluczyć, że wraz z Chile kraj ten już wkrótce – mniej więcej w czasie, gdy my będziemy przystępować do Unii Europejskiej – stanie się członkiem amerykańskiej strefy wolnego handlu NAFTA.  

         W ślad za dekoniunkturą w USA i Europie Zachodniej eksport całego regionu spadł w roku 2001 o 3,5 procent (wyniósł 391 miliardów dolarów), podczas gdy import zmniejszył się o 1,3 procent (414 miliardów). Jest to jednak tylko przejściowe spowolnienie obrotów handlu, gdyż eksportowy potencjał regionu systematycznie rośnie, między innymi w efekcie liberalnych reform oraz napływu bezpośrednich inwestycji zagranicznych podnoszących konkurencyjność miejscowych przemysłów i usług (na przykład turystyki, nie tylko na Karaibach). Natomiast ostatnio odnotowany spadek ich poziomu (tylko 33 miliardy dolarów w roku 2001) to w dużej mierze skutek nasilającego się kryzysu argentyńskiego i wciąż odczuwalnych perturbacji po zapoczątkowanym w Azji Południowo-Wschodniej kryzysie finansowym lat 1997-98.        

Ostatnio wyhamowana została też prywatyzacja, ale to głównie z przyczyn naturalnych (podobnie jak w naszej części świata), gdyż znakomita większość aktywów państwowych została już wcześniej sprzedana. Co warto podkreślić, nie wszystko. Nawet w Chile – sztandarowym przykładzie skutecznego zastosowania polityki ortodoksyjnej – narodowe bogactwo, czyli miedź, pozostaje poprzez państwowy koncern CODELCO pod kontrolą rządu. Generalnie jednak można dostrzec, że uwaga polityki i reformy przesunęły punkt ciężkości z prywatyzacji na walkę z monopolami (teraz już prywatnymi, a więc dużo bardziej szkodliwymi) oraz regulację rynków. Ostatnio w większości krajów kontynentu – acz z pewnością bardziej w Brazylii i Gujanie niż w Boliwii i Kolumbii – uwaga koncentruje się na usprawnieniu nadzoru bankowego i kontroli przepływu kapitału o niewiadomym (czyli wiadomym, bo przestępczym) pochodzeniu.

Jedna wszakże podstawowa różnica między Ameryką Łacińską i Karaibami a Europą Środkowowschodnią i poradziecką Azją utrzymuje się nadal. Otóż w naszych warunkach wzrost produkcji jest tożsamy z jej proporcjonalnym zwiększaniem się w przeliczeniu na jednego mieszkańca, gdyż ilość ludności w zasadzie się nie zmienia. Tam natomiast mieszkańców przybywa szybko. W skrajnych przypadkach – na przykład w Ekwadorze – rozpiętość tych stóp przekracza nawet dwa punkty. I tak PKB w minionej dekadzie rósł na jedną latynoską i karaibską głowę tylko o 1,2 procent, a więc poniżej progu społecznej odczuwalności. Aż w pięciu krajach (Ekwador, Jamajka, Haiti, Kuba i Paragwaj) poziom produkcji w przeliczeniu na mieszkańca w roku 2001 był mniejszy niż 11 lat wcześniej...   

Innymi słowy, poprawa standardu życia w obliczu takiego przebiegu reprodukcji i charakteru procesów demograficznych wymaga w Ameryce Łacińskiej i na Karaibach wyższego tempa wzrostu gospodarczego niż u nas. Jedno jest przy tym absolutnie pewne; zarówno tam, jak i zwłaszcza w naszej części globu – a w Polsce w szczególności – jest ono wciąż zdecydowanie za niskie.                              

 

Santiago – Miami , 4 lutego 2002 r.