Wystąpienie Wiceprezesa Rady Ministrów i Ministra Finansów prof. Grzegorza W. Kołodko podczas pierwszego czytania projektu ustawy budżetowej na rok 2003

       

 

(na podstawie stenogramu sejmowego)

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Przed nami projekt ustawy budżetowej na rok 2003, projekt budżetu stabilizacji i rozwoju. Przed nami przyszłość i ten budżet ma być kolejnym krokiem w kształtowaniu rzeczywistości, w której będziemy coraz wydajniej pracować i coraz lepiej żyć.

Z tego też punktu widzenia budżet przedstawiany przez rząd pana premiera Leszka Millera, budżet stabilizacji i rozwoju, trzeba widzieć nie jako samoistny cel, ale jako instrument, jako narzędzie rozwiązywania trudnych, społecznych, ekonomicznych i finansowych problemów polskiego państwa, społeczeństwa, polskich przedsiębiorców i polskich rodzin.

Jest to dobry budżet, ale trudny. Trudny w fazie przygotowywania. Z pewnością trudny w trakcie prac Wysokiej Izby, całego naszego parlamentu. Prace rozpoczynamy dzisiaj, a w zasadzie rozpoczęto je wcześniej, gdyż budżet w posiadaniu Wysokiej Izby jest już od 12 dni i z pewnością, panie i panowie posłowie, skwapliwie przestudiowaliście i przyjrzeliście się wszystkim jego zawiłościom, jego dobrym stronom, których jest więcej i tym słabym, których też nie brakuje. Słabości bowiem wciąż występują w polskim systemie finansów publicznych i także w polskiej gospodarce.

Dziś, 11 października roku 2003, w bez mała rok po objęciu władzy przez rząd SLD, Unii Pracy i PSL, trudności tych jest mniej, niż rok temu.

Za rok z pewnością będzie ich jeszcze mniej - jeśli wspólnie wypracujemy dobry budżet, jeśli decyzjami Wysokiej Izby go przyjmiemy i jeśli, we wspólnym, znojnym wysiłku polskiego społeczeństwa, go zrealizujemy. Nie jest to bowiem budżet pana premiera Millera, na pewno nie ministra finansów, na pewno nie naszego rządu. Jest to budżet polskiego państwa i polskiego społeczeństwa, którego emanacja zasiada tutaj w Wysokiej Izbie i z chwilą uchwalenia będzie to budżet, za który Wysoka Izba weźmie na siebie odpowiedzialność, a nasz rząd, minister finansów skwapliwie będzie wykonywał swoje obowiązki tak, aby zrealizować jego stronę dochodów, tak, aby zrealizować jego stronę wydatków, tak, aby różnica między tą jedną i drugą stroną była taka, jaką w projekcie proponujemy i jaką ostatecznie Wysoka Izba zechce zatwierdzić.

Jest to budżet na jeden rok. Taka bowiem jest pragmatyka, że dokumenty finansowe tego typu, a jest to najbardziej skomplikowany dokument finansowy, jaki istnieje, piszemy na rok, ale procesy ekonomiczne, procesy finansowe, a także procesy społeczne, co chcę podkreślić, choć mówimy w tym momencie o finansach i pieniądzach, ale widzimy je tylko instrumentalnie, powtarzam jeszcze raz, jako narzędzie rozwiązywania trudnych problemów społecznych i gospodarczych, są ciągłe. Z tego też punktu widzenia budżet na rok 2003 trzeba widzieć w kontekście ciągłości tych procesów rozwojowych, tego co już za nami, tego co dzieje się obecnie, a przede wszystkim, tego co przed nami.

Wobec tego budżet wyrasta z realiów, które zostały stworzone obiektywnymi procesami ich przeszłości (a także polityką gospodarczą) w ciągu minionego roku naszego rządu, bądź w ciągu poprzednich lat, wielu innych rządów, które z różną skutecznością usiłowały sprzyjać rozwojowi polskiej gospodarki reformując jej instytucje, struktury, zmieniając ustrój.

Dzisiaj, trzynaście i pół roku po okrągłym stole, bez mała 13 lat po obaleniu muru berlińskiego, a na niewiele ponad rok przed pełnym zintegrowaniem się Polski z Unią Europejską, wiele problemów rozwiązaliśmy, wiele wciąż stoi przed nami. I widać to także w tym budżecie. W jego proporcjach, w jego strumieniach, w relacjach do zasobów, w jego priorytetach.

Budżet ten budujemy w sytuacji, kiedy następuje ożywienie polskiej gospodarki. Po okresie opartym na błędnych doktrynach ekonomicznych i szkodliwych politycznie, po niepotrzebnym schładzaniu, a mówiąc jeszcze dobitniej, przechłodzeniu koniunktury gospodarczej, w sytuacji, kiedy wskutek pewnych szoków zewnętrznych należało tę koniunkturę pobudzać, zastaliśmy kraj - mówię teraz o naszym rządzie - pomimo właśnie tej ciągłości procesów gospodarczych. W sytuacji, kiedy produkt krajowy brutto i ten efekt naszej działalności gospodarczej, a zarazem podstawa, na której możemy przygotowywać budżety, zwiększał się raptem w czwartym kwartale roku ubiegłego o marne 0,2%. Jak niektórzy powiadają: w granicach błędu statystycznego. Można powiedzieć z dużym prawdopodobieństwem, że wzrostu w ogóle nie było. Do tego doprowadziła szkodliwa koncepcja schładzania koniunktury gospodarczej, przeciwko czemu formacja polityczna, która stoi za dzisiejszym przedłożeniem - SLD-Unia Pracy-PSL - opowiadała się w tamtym czasie. Dzisiaj ma lepsze propozycje w ślad za tym, co z coraz większą skutecznością realizujemy w ramach programu rozwojowego i naszej strategii dla Polski, w ciągu minionego roku.

W pierwszym kwartale tego roku produkt krajowy brutto zwiększył się o 0,5%, troszkę szybciej, niż w czwartym ubiegłego roku, ale nadal w skali śladowej. W drugim kwartale tempo to zostało podniesione do 0,8%. W sumie podczas pierwszego półrocza skala wzrostu wynosi 0,6%. W trzecim kwartale być może oscyluje wokół 1%. W czwartym, jak sądzę, w tym bieżącym wyniesie około 1,7-1,8%, a trzeba to porównywać z tym marnym 0,2% rok temu. Ale też trzeba porównywać to z tym, co planujemy na przyszłość, bo mówiąc o dłuższym okresie trzeba widzieć ten budżet jako tylko krok istotny i we właściwym kierunku na drodze powrotu do wysokiej dynamiki rozwojowej, która cechowała polską gospodarkę już w latach 1994-1997, gdy zresztą - nie przez przypadek - rządziła podobna formacja polityczna, jak rządzi teraz. Wtedy udowodniła, że potrafi tak sterować polityką gospodarczą i finansową, że coraz szybciej może rosnąć produkcja, że coraz bardziej może spadać bezrobocie i może następować postęp w zakresie finansów publicznych. Chcemy udowodnić to także i tym razem.

Budżet ten trzeba widzieć w szerszym kontekście toczących się procesów globalnych, których Polska jest uczestnikiem. Wobec tego musimy postrzegać ten budżet jako instrument wykorzystania w jak największym stopniu szans, które stwarza nam globalna gra ekonomiczna, a zarazem jako instrument minimalizacji ryzyka, który z udziału w tej globalnej grze nieustannie i nieuchronnie wynika.

Globalizacja, zważywszy na naszą pozycję geopolityczną i walory transformacji systemowej do społecznej gospodarki rynkowej, stwarza nam zdecydowanie więcej dodatkowych szans, niż dodatkowych zagrożeń. Natomiast jak wielki jest ten pozytywny bilans, ten bilans w tym budżecie szans i zagrożeń, zależy już od kunsztu polityki gospodarczej, od umiejętnej strategii gospodarczej, a także od tego jak dobry, bądź jak niedobry, bo i to się w przeszłości zdarzało, jest budżet.

Ten idealny nie jest, ale z pewnością jest lepszy, niż budżety, z którymi mieliśmy do czynienia w ostatnich latach, dlatego, że dzieje się coraz więcej dobrego w polskiej gospodarce. Następuje ożywienie produkcji w wyniku kontynuacji reform strukturalnych i zmian instytucjonalnych realizowanych przez cały okres transformacji, a przede wszystkim, wskutek przyspieszenia działań reformatorskich przez Rząd Premiera Millera. Programy, które są realizowane także wskutek uchwalania całego pakietu ustaw, także przez Wysoką Izbę, coraz wyraźniej przynoszą swoje skutki, dają o sobie znać. Do tego dochodzą pewne dodatkowe działania. Idąc w tym samym kierunku przyspieszamy tempo, zmieniamy bieg, przesuwamy akcenty. Stąd m.in. już funkcjonuje, wchodzi w życie, działa, przynosi efekty tzw. pakiet antykryzysowy, który to zestaw ustaw Wysoka Izba zechciała uchwalić na początku minionego kwartału.

Chcemy wobec tego, by ten budżet nie tylko w miarę naszych polskich możliwości zaspakajał nasze potrzeby w zakresie inwestowania w infrastrukturę, w zakresie wspierania przedsiębiorczości w odniesieniu do zaspakajania całej masy piętrzących się potrzeb społecznych, ale także był instrumentem pobudzania, ożywiania, przyspieszania i utrzymywania na wysokim poziomie tempa wzrostu gospodarczego.

Musimy wszakże zrealizować budżet na rok bieżący. Dziewięć miesięcy, trzy kwartały za nami. Niespełna kwartał do tego końca roku jeszcze nam pozostał, ale pragnę poinformować Pana Marszałka i Wysoką Izbę, że idzie dobrze. Idzie dobrze, dlatego, że pogłębia się dyscyplina finansowa, następuje ożywienie, coraz większa część przedsiębiorstw małych, średnich, dużych, a także tych mikro, odnotowuje coraz wyższe dochody, ma zyski. Wobec tego rosną dochody do budżetu, także wskutek sprawniejszego działania służb skarbowych. Te inwestycje instytucjonalne, ta zdeterminowana polityka gospodarcza, a przede wszystkim wysiłek i poprawa zarządzania mikroekonomicznego, za co wdzięczni powinniśmy być naszym przedsiębiorcom, dają efekty.

Wobec tego dochody preliminowane decyzjami Wysokiej Izby na rok bieżący w wysokości 145 100 mln zł będą wykonane. Te dochody będą wykonane, a w pewnych pozycjach dochody realizowane są na tyle dobrze, że mogliśmy podjąć decyzje, z których na pewno cieszą się nie tylko nasi nauczyciele, którzy już w przyszłym tygodniu uzyskają bardzo istotną, poprawiającą budżety ich gospodarstw domowych, podwyżkę. Ale mam nadzieję, że wraz z nimi cieszyć będą się uczniowie, gdyż obowiązuje zasada: "coś za coś". Płacąc więcej grosza publicznego naszym nauczycielom, wspierając w ten sposób narodową oświatę, edukację, stosujemy zasadę "coś za coś". Oczekujemy dalszej troski nauczycieli o poprawę ich kwalifikacji i wyższego poziomu kształcenia oraz wychowania młodego pokolenia Polaków, dla którego również jest ten budżet. Może jeszcze nie wszyscy z nich doceniają pojęcie stabilizacja, ale z pewnością także każdy uczeń i uczennica, student, nawet niekoniecznie ekonomii i finansów, wiedzą co oznacza rozwój, a na rozwoju powinno zależeć nam wszystkim. Ta podwyżka płac dla naszych nauczycieli możliwa jest dzięki temu, że realizujemy - na poziomie nawet wyższym niż rok temu mogło to się Wysokiej Izbie wydawać - dochody z pewnego typu podatków pośrednich, zwłaszcza podatku od wartości dodanej.

I choć dochody są prognozą, dziś informuję Wysoką Izbę, że ta prognoza jest pozytywna, jest optymistyczna. Idzie dobrze, choć oczywiście chcielibyśmy, żeby było jeszcze lepiej. Ale wyjdziemy najprawdopodobniej dokładnie na ten poziom dochodów, który przewidujemy w ustawie budżetowej. Wydatki budżetu, także w tym, który przyjmiemy na rok 2003, nie są prognozą, są obowiązkiem. Dochody, wobec tego, trzeba okreśłić dobrze i potem je zrealizować ściągając należne państwu daniny, dzieląc się wypracowanymi w jednych częściach gospodarki dochodami, z innymi, a przeznaczając je na wydatkowanie w innych częściach gospodarki, przesuwając od jednych grup społeczeństwa do drugich grup społeczeństwa zgodnie z preferencjami, które wyraża demokratycznie wybrany parlament, a więc są to preferencje społeczne. Wydatki te wynoszą w roku bieżącym 185.100 mln zł i zostaną zrealizowane ze względu na to, że znajdują i znajdą pokrycie do końca tego roku.

Ale pozostaje różnica okrągłe 40 mld zł, taki jest deficyt, tak Wysoka Izba to postanowiła na rok 2002 i taki deficyt też stanie się faktem w noc sylwestrową, kiedy ten rok będziemy mieli już za nami. Stanowi to aż 5,4% produktu krajowego brutto, to jest ta najczęściej stosowana miara względna, relatywna przy naszej definicji deficytu, która różni się od definicji stosowanych w systemie Unii Europejskiej, o czym jeszcze powiem za chwilę, mówiąc o deficycie na rok przyszły.

I w tym roku przyszłym, w roku 2003 budżet stabilizacji i rozwoju oparty jest także o pewne prognozy napięte, realistyczne wszakże, a wynikające z ambicji jaką mamy jako Polacy, polscy przedsiębiorcy, menedżerowie, biznesmeni, inwestorzy, ale także polscy politycy, przynajmniej ci, którzy dźwigają odpowiedzialność za losy polskiej gospodarki w takim zakresie, w jakim polityka może w ogóle tą odpowiedzialność dźwigać, gdyż coraz więcej zależy od przedsiębiorców, coraz więcej zależy od aktywności na szczeblu lokalnym i regionalnym, od tego co się dzieje w samorządach, gdzie jest coraz więcej władzy, a także coraz więcej możliwości dysponowania środkami publicznymi. Przed nami, wobec tego, nie tylko wybory odnośnie do proporcji budżetu państwa, ale także wybory władz samorządowych, które współdźwigają naszą odpowiedzialność za sprawne funkcjonowanie finansów publicznych i finansowanie całego szeregu potrzeb, które mają być właśnie zaspokajane na szczebla lokalnym.

Co zaś do makroekonomii, to po tym karygodnym przechłodzeniu koniunktury polskiej gospodarki, która doprowadziła do kryzysu, stagnacji, a także załamania finansów publicznych, na rok przyszły zakładamy wzrost produktu krajowego brutto realnie, a więc po wyeliminowaniu skutków spadającej i bardzo niskiej inflacji, o 3,5%. W tym roku wierzymy w to, żeby wzrost wyniósł 1,2%. Jest to nieco więcej niż zakładano wcześniej, gdyż na skutek uruchomienia pakietu antykryzysowego i innych dodatkowych działań interwencyjnych oraz strukturalnych i systemowych w drugim półroczu będziemy mieli większą skalę przyspieszenia, niż w roku poprzednim.

Ktoś może powiedzieć, to znakomicie, jeśli będzie 3,5% wzrostu produktu krajowego brutto, to jest to aż trzy razy więcej niż w roku 2002, jest to 3,5-krotnie więcej niż w roku 2001, ale ktoś inny może powiedzieć, to jest bardzo mało, bo to jest wciąż dwa razy mniej, niż było już kiedyś, jak realizowaliśmy strategię dla Polski, bo były i takie lata, kiedy produkt krajowy brutto w trudniejszych warunkach zewnętrznych i przy słabszym zaawansowaniu instytucjonalnym transformacji systemowych, przy mniejszym zakresie sektora prywatnego w naszej gospodarce, wzrastał aż o 7%.

Wobec tego czy to jest dużo, czy mało, możemy także ocenić w naszej debacie budżetowej, ale z punktu widzenia rządu jest to prognoza i ambitna, i realistyczna, i jest to cel do osiągnięcia. Jest to cel do osiągnięcia, jeśli dobrze będzie koordynowana polityka makroekonomiczna, zmiany strukturalne, instytucjonalne, polityka przemysłowa i handlowa, inne polityki, które są w naszych rękach, a także te, do których się przyczyniamy współdziałając z innymi partnerami w grze ekonomicznej, w tym zwłaszcza chodzi o dobrą koordynację polityki budżetowej, za którą odpowiedzialność ponosi rząd z polityką pieniężną, za którą odpowiedzialność dźwiga na swoich barkach niezależny bank centralny. W ciągu minionego kwartału dokonał tutaj się znakomity postęp w koordynacji tych polityk i mamy nadzieję, że ta linia dobrej współpracy, przyczyniająca się do lepszego skoordynowania polityki budżetowej i polityki pieniężnej, będzie także kontynuowana w roku następnym i kolejnych.

Skąd ma się wziąć wzrost gospodarczy w wysokości 3,5%? Przede wszystkim ze wzrostu popytu wewnętrznego. Powiedziałem przy innej okazji, że nikt nie wymyślił takiego modelu ekonomicznego, bo on jest nie do wymyślenia, bo nie może istnieć taka gospodarka, w której na dłuższą metę mogła by rosnąć produkcja jeśli nie rośnie sprzedaż. Tę produkcję trzeba sprzedać, albo na rynku wewnętrznym, albo w innych częściach gospodarki światowej, nazywanych wciąż tradycyjnie zagranicą (choć od tego pojęcia też stopniowo musimy odchodzić), albowiem zintegrujemy się coraz bardziej, nie tylko z gospodarką Unii Europejskiej, ale właśnie z całym układem globalnym. Otóż chcemy, żeby rósł popyt wewnętrzny, gdyż w innym przypadku bariera zbytu będzie uniemożliwiała ekspansję polskich przedsiębiorców. Dzisiaj problemem nie jest to, że nie ma z czego wyprodukować. Dzisiaj problemem jest to, że nie ma komu sprzedać. A problemem jest to dlatego, że nie ma komu sprzedać, bo nie ma kto kupić. A nie ma kto kupić dlatego, że nie ma za co kupić. Wobec tego bez wzrostu popytu nie będzie ożywienia produkcji, nie będzie nowych miejsc pracy, nie będzie poprawy warunków życia polskich rodzin. Sztuka, natomiast, polityki gospodarczej, w tym także skonstruowania budżetu przy tych trudnych uwarunkowaniach, polega na tym, aby był to przyrost popytu nieinflacyjny, nie stymulujący wzrostu cen. Dlatego, że to szkodziłoby rozwojowi gospodarczemu, wzrostowi na dłuższą metę, w dłuższym okresie. A tego długofalowego, strategicznego priorytetu, utrzymania wysokiej dynamiki rozwojowej polskiej gospodarki, na korzyść i na rzecz przyszłych pokoleń, ani na chwilę nie musimy gubić z pola widzenia. I ta inflacja jest bardzo niska. Wydaje się, że zima nie wiele przyspieszy tą inflację. Mamy obecnie inflację mierzoną poziomem cen w lipcu, sierpniu, wrześniu do poziomu cen z odpowiednich miesięcy roku ubiegłego, w wysokości zaledwie 1,2%. Sądzę, że w końcu roku, w grudniu ten wskaźnik będzie wynosił 1,7%, 1,8%, ale nie zdziwię się i nie będę niemile zaskoczony, gdyby okazało się, że będzie on jeszcze niższy. A to dlatego, że niezwykle silnie działają już mechanizmy konkurencji w polskiej gospodarce, co wymusza dbałość o to, żeby właśnie znaleźć klienta, znaleźć kogoś, kto zechce kupić to, co inni produkują. Dzisiaj mamy rynek konsumenta. Pozycja konsumenta jest silna na naszym rynku, on w dużym stopniu decyduje, co ma być produkowane i po ile to może być sprzedawane. Co nie oznacza, że nie ma jeszcze na jakąś skalę, tu i ówdzie, niegodziwych praktyk, czy zachowań monopolistycznych, czemu nasza polityka przeciwdziała, gdzie Urząd Ochrony Rynku i Konsumenta interweniuje, gdzie także Wysoka Izba będzie jeszcze dyskutowała i przyjmowała pewne nowe rozwiązania legislacyjne. Chcemy bowiem chronić przede wszystkim interesy konsumentów. Konsumentów, którymi jesteśmy wszyscy, ale także troszcząc się o dobre warunki ekspansji dla producentów, dla polskich przedsiębiorców. Na dłuższą metę te cele są zbieżne. W krótkim okresie mogą występować pewne konflikty. Producenci chcieliby sprzedawać jak najdrożej, konsumenci kupować jak najtaniej. I widać, że z tej konfliktogenności celów, jeśli spojrzeć na ceny na rynkach rolnych, na ceny towarów spożywczych, my konsumenci, gospodarstwa domowe, jesteśmy zadowoleni. Żywność nie tylko nie drożeje, ale w ostatnim okresie, w wielu asortymentach potaniała. I to jest główny czynnik takiego drastycznego, głębokiego obniżenia inflacji. Natomiast dla producentów rolnych jest to bardzo dotkliwe. Z tego też punktu widzenia rząd wspiera politykę rolną, restrukturyzację i modernizację wsi, interweniując na rynku rolnym tak, aby rolnikom pomóc w zachowaniu warunków konkurencyjności i wesprzeć strumień ich dochodów, aby mogli reprodukować w swoich gospodarstwach swoją siłę roboczą, swoje maszyny, urządzenia, swój kapitał - po to, aby polskie rolnictwo było coraz nowocześniejsze i nie tylko było w stanie wyżywić polskie społeczeństwo, ale także konkurować na rynkach międzynarodowych.

Te dwie przyczyny spowodowały to, że inflacja jest tak niska. I te dwie przyczyny zasadniczo będą działały także w roku następnym. W związku z czym, o ile inflacja, licząc przeciętnie w skali roku poziom cen z roku 2002 do przeciętnego poziomu cen w roku 2001, wyniesie, jak szacujemy - i tutaj nasze oceny, prognozy, oczekiwania są zasadniczo zgodne z wyliczeniami, szacunkami Narodowego Banku Polskiego - tylko 2,1%, a chcę przypomnieć i uświadomić Paniom i Panom Posłom, że w ustawie budżetowej, którą państwo przyjęliście na ten rok, zakładano, że ten poziom wzrostu cen, ten wskaźnik wyniesie aż 4,5%. Idziemy zaś na 2,1%. Stąd też wydatki nominalne, które ustawowo nas obowiązują i są realizowane zgodnie z ustawą budżetową na rok 2002, są realnie o ponad 2 punkty procentowe wyższe niż było to intencją Wysokiej Izby. I nikt tutaj bynajmniej nie łamie prawa. Tylko oprócz praw, które ustanawia Wysoka Izba, rządzą także prawa ekonomiczne. Tak jak rządzi siła grawitacji. Tak akurat się składa, i to jest dla wielu beneficjentów naszego budżetu w roku 2002 bardzo dobra nowina, że konsekwentna realizacja polityki rządu - Przedsiębiorczość przede wszystkim - strategii SLD-UP-PSL, daje skutki większe niż nawet oczekiwaliśmy to jakiś czas temu i to pomimo wciąż trudnej sytuacji gospodarczej. Na rok przyszły zaś zakładamy, że inflacja mierzona do przeciętnego poziomu cen, a więc ta porównywalna z tym planowanym przez Sejm w budżecie na ten rok wskaźnikiem 4,5% i rzeczywistym, jak dzisiaj go oceniamy 2,1%, wyniesie 2,3%. Powinno to także sprzyjać temu wzmacnianiu, tej tendencji dożywiania polskiej gospodarki. Wzrost weźmie się z tego, że, jak powiedziałem, będzie rósł popyt wewnętrzny. Zakładamy, że o ile w tym roku jeszcze o ponad 5%, wskutek tego fatalnego przechłodzenia koniunktury w latach poprzednich, spadną inwestycje, gdyż przedsiębiorstwa utraciły zdolność do akumulacji finansowej. Wiele z nich utraciło płynność, dopiero teraz dla wielu z nich stwarzamy szansę jej odzyskania. Trwa proces restrukturyzacji finansowej. Ku naszemu pewnemu zdziwieniu, przede wszystkim zgłaszają się do urzędów skarbowych firmy małe i średnie. Akcja się rozpędza. Wiele z nich chce skorzystać z tejże restrukturyzacji, z tego dobrodziejstwa, które swoimi ustawami Wysoka Izba zaproponowała polskim przedsiębiorcom. Jak łatwo się domyśleć, skoro zdecydowana większość są to firmy małe i średnie, to prawie wszystkie, jeśli nie wszystkie, są to firmy prywatne. Otóż ta poroniona koncepcja schładzania koniunktury doprowadziła do tego, że małe i średnie przedsiębiorstwa prywatne zostały doprowadzone do granicy bankructwa, przed którą chcemy teraz je uchronić za opłatą restrukturyzacyjną umożliwiając zmianę swoich zobowiązań publiczno-prawnych. I te firmy zamiast znikać z rynku, będą wzmacniały na nim swoją pozycję. Będą wobec tego więcej wytwarzać. Czy będą mogły więcej sprzedawać? To jest dobre pytanie. Jak mają więcej sprzedawać, skoro w latach poprzednich tak bezsensownie, przesadnie tłumiono popyt. Za granicę? Za granicę pod jednym warunkiem, że jest na to popyt, a popyt jest, jeśli za granicą jest rozkwit gospodarczy i dynamiczny wzrost popytu i kiedy nasza produkcja jest dostatecznie konkurencyjna oraz jeśli parametry ekonomiczne są tak ustawione, że wskutek polityki kursowej i polityki stóp procentowych, a także innych parametrów, kursy walutowe sprzyjają ekspansji eksportowej.

Mamy nadzieję, że tak w coraz większym stopniu na rosnącą skalę, będzie w roku przyszłym. Dlatego też przyjmujemy, że eksport zwiększy się w przyszłym roku realnie o 8,5%, a więc znacznie, bo 2,5-krotnie szybciej niż Produkt Krajowy Brutto. I to jest elementem naszej strategii. Ekspansja gospodarcza ciągniona także przez eksport. Jednakże o sukcesie tej koncepcji zdecyduje przyrost popytu realnego, wewnętrznego, w przypadku inwestycji oczekujemy wzrostu, jak wspomniałem, o 5,6% realnie. Natomiast jeśli chodzi o konsumpcję indywidualną, finansowaną z dochodów osobistych ludności, z płac, ze świadczeń, z rent, z emerytur, z dochodów ludności rolniczej, z zysków i zarobków przedsiębiorców małych, większych, średnich i wielkich, ta konsumpcja ma zwiększyć się o 3,2%. I to jest skala postępu, którą proponujemy polskim rodzinom, polskim konsumentom, a którą w zasadzie oni sami sobie proponują, swoją zapobiegliwością, pracowitością, wysiłkiem. My staramy się stworzyć tylko właściwe ramy instytucjonalne reformami strukturalnymi, polityką makroekonomiczną, której kluczowym elementem jest przedstawiany Wysokiej Izbie projekt budżetu.

Jeśli chodzi o Produkt Krajowy Brutto w roku przyszłym, zważywszy na punkt wyjścia, zakładamy, że wyniesie on ok. 784 mld zł. Zbliżamy się wobec tego do kwoty 800 mld zł. Oznacza to realny wzrost o 3,5%. To jest bardzo ważne, dlatego że chcemy, aby przy przyspieszaniu tempa wzrostu gospodarczego realizować jeden z najważniejszych priorytetów, nie sądzę, żeby tylko naszego rządu. Mam nadzieję, że także nasz rząd będzie mógł liczyć na twórcze wsparcie ze strony partii opozycyjnych, gdyż tym priorytetem jest walka z największą plagą polskiej gospodarki, a mianowicie z bezrobociem. Bezrobocie kiedyś już w Polsce osiągnęło prawie 17%, 1994 roku. Wówczas wspólnym wysiłkiem Polaków sprowadziliśmy je w dół o ponad milion bezrobotnych. Spadło do około 10%. Niestety, znowu z tej samej przyczyny, wskutek schładzania, ponownie wzrosło do bardzo wysokiego poziomu przekraczającego chwilami 18%.

Ale i tutaj są pewne dobre wiadomości. I tu jest postęp. Priorytet naszego rządu w stworzeniu miejsc pracy dla jak największej części Polaków, nie odwracając się wszakże od tworzenia gospodarki rynkowej, ale pamiętając o tym, że ma ona mieć w sobie silny swój społeczny komponent. Ta gospodarka tak funkcjonuje, że o ile w ciągu dziewięciu pierwszych miesięcy roku 2001, kiedy kto inny prowadził politykę gospodarczą, w Polsce przybyło 218 tys. bezrobotnych, a z tym nędza, bieda, wiele ludzkich dramatów, których skutki są odczuwane przez wielu z nas jeszcze do tej pory. To w ciągu dziewięciu miesięcy roku 2001, kiedy to kto inny już prowadzi politykę gospodarczą, ubyło chociaż tysiąc bezrobotnych.

Panie Marszałku, Panie Premierze, Wysoka Izbo! My obecnie mamy troszkę, ale jednak, mniej bezrobotnych, niż mieliśmy w noc sylwestrową poprzednio. I to jest znakomite osiągnięcie polityki dotychczasowej. Natomiast w roku przyszłym chcemy dokonać tutaj przełomu. Chcemy, aby w roku przyszłym zdecydowanie szybciej przybywało nowych miejsc pracy, niż będzie ubywało starych miejsc pracy, gdyż nasza koncepcja walki z bezrobociem nie polega na ochronie za pieniądze podatników nieefektywnych podmiotów gospodarczych. Te muszą się restrukturyzować, bądź schodzić z rynku i temu m.in. ma służyć także szybkie wdrożenie - o co proszę, zależy to bowiem od uchwalenia tejże ustawy przez Wysoką Izbę - nowego prawa upadłościowego i naprawczego. To jest bardzo ważna ustawa systemowa, która uzupełnia ustawy restrukturyzacyjne, ale ,o ile tamte są incydentalne, ta jest systemowa i ma działać długofalowo.

Dochody w roku przyszłym mają wynieść 154 mld 762 mln zł, a więc o ponad 9-9,5 mld zł więcej, niż w roku bieżącym. Czy jest to duży wzrost dochodów? Przypuszczam, że Wysokiej Izbie wielu posłów, wielu parlamentarzystów będzie twierdziło, że dobrze byłoby żeby jeszcze więcej. Ale w trwającej już publicznej dyskusji często słyszymy, że to jest za dużo. Że to jest za dużo, albo, że są to zamiary nierealistycznie nakreślone, albo dlatego, że te dochody biorą się z tego, że ktoś musi tę daninę łożyć na rzecz naszego wspólnego dobra, a może tego nie lubić. Mogliby chcieć zatrzymać te pieniądze w swoich kieszeniach, w swoich sejfach i finansować swoje potrzeby, choć oczywiście publicznie nikt tego nie powie. Powie się tylko, że to jest lepszy sposób wykorzystania środków. Czasami tak, ale niekoniecznie. Z tego też punktu widzenia uważamy ten poziom dochodów za napięty, realistyczny, bardzo ambitny i ,w obecnej sytuacji ekonomicznej i finansowej, a także społeczno-politycznej, uzasadniony.

Skąd ma się wziąć taki przyrost, gdyż jest to przyrost znaczący? Ano m.in. z poważnego potraktowania postulatu już zgłaszanego przez wiele lat, że trzeba zrobić coś więcej i lepiej jeśli chodzi o absorpcję szarej strefy. A więc robimy więcej i lepiej, i m.in. temu służą ustawy restrukturyzacyjne. Między innymi temu służy ustawa popularnie nazywana abolicyjną, którą Wysoka Izba niedawno ogłosiła. I tu nie chodzi tylko o dochody jednorazowe z tytułu opłat restrukturyzacyjnych, których wysokość preliminujemy w przyszłorocznym budżecie na około miliard 300 mln zł, czy też Skąd ma się wziąć taki przyrost, gdyż jest to przyrost znaczący? Ano m.in. z poważnego potraktowania postulatu już zgłaszanego przez wiele lat, że trzeba zrobić coś więcej i lepiej jeśli chodzi o absorpcję szarej strefy. A więc robimy więcej i lepiej, i m.in. temu służą ustawy restrukturyzacyjne. Między innymi temu służy ustawa popularnie nazywana abolicyjną, którą Wysoka Izba niedawno ogłosiła. I tu nie chodzi tylko o dochody jednorazowe z tytułu opłat restrukturyzacyjnych, których wysokość preliminujemy w przyszłorocznym budżecie na około miliard 300 mln zł, czy też o dochody z podatku abolicyjnego, które preliminowaliśmy na 600 mln zł w sytuacji, kiedy rządowe przedłożenie sugerowało stawkę tego podatku w wysokości 7,5%. Być może podniesienie stawki do 12% ograniczy zgłaszanie się części podmiotów (podatników), natomiast zważywszy na to, że stawka jest wyższa przyjmujemy, że jest realne nadal uzyskanie takiego przyrostu, jak około 600 mln zł. Ale tutaj chodzi o to, przede wszystkim, żeby w pierwszym przypadku stworzyć warunki do funkcjonowania, do rozwoju poprzez odbudowę płynności przedsiębiorców, a w drugim przypadku, aby wraz z towarzyszącym abolicji instrumentem, deklaracją majątkową, wyciągnąć na powierzchnię i utrzymać nad tą kreską legalności, oficjalności, jak największą część aktywności gospodarczej, a więc znakomicie zawężyć szarą strefę. A więc to jest sposób na poszerzenie bazy podatkowej na stałe, na przyszłość. Tak to jest zorientowane w tym naszym podejściu.

Na ile się ten zabieg uda, to zależy od tego jak sprawnie tę operację przeprowadzimy. Informuję Wysoką Izbę, że służby skarbowe Ministerstwa Finansów są do tego przygotowane legislacyjnie, logistycznie, kadrowe i czynią swoje powinności tam, gdzie prawo już obowiązuje i są gotowe podjąć odpowiednie działania, gdy uchwalone przez parlament ustawy wejdą w życie.

Ale także wskutek tego co już zrobiliśmy, konsolidując aparat skarbowy, zmieniając regulacje prawne, podnosząc kwalifikacje i morale pracowników aparatu skarbowego, służb skarbowych, dokapitalizowując te instytucje, także informatycznie, lepiej tym zarządzając, sądzimy, że dodatkowo pozyska budżet około 1.450 mln zł. A więc jest to także zwiększenie dyscypliny, ściągalności podatków, czego tak się nieustannie domagają ci podatnicy, którzy regularnie swoje zobowiązania daniny na rzecz całego państwa, całego społeczeństwa realizują.

O miliard złotych są także większe przewidywane wpłaty z zysku Narodowego Banku Polskiego, które przynależą naszej wspólnej narodowej kasie i ta zapisana w projekcie ustawy budżetu kwota jest oczywiście uzgodniona z niezależnym bankiem centralnym. Tyle wobec tego wynoszą dochody.

Natomiast jeśli chodzi o stronę drugą - wydatki - zwiększają się one na zdecydowanie mniejszą skalę, co pragnę podkreślić, gdyż niektórzy dyżurni krytycy wszystkiego co czyni nasz rząd, nie chcą tego faktu zaobserwować. Otóż o ile produkt realny zwiększa się w przyszłym roku o 3,5%, to wydatki realne rosną tylko o 2,2%. I już słyszę krytyczne głosy w Izbie i w komisjach dlaczego tak mało? Że wydatki powinny być dużo większe, bo przecież jest tyle niekwestionowanych potrzeb odnośnie do rozwoju infrastruktury, polityki społecznej, wspierania przedsiębiorczości. Panie i Panowie Posłowie! Wiecie lepiej i za chwilę będziecie o tym z pewnością mówić. Natomiast mówiąc o tym, trzeba by było od razu powiedzieć, jakie inne wydatki, które są zaproponowane w tym budżecie, ograniczyć? Albo też w jaki sposób jeszcze zwiększyć te dochody, które podobno już za wysokie?

Wobec tego - pojawiają się i takie głosy - czy mamy podnosić podatki? My nie chcemy podnosić podatków. Wręcz odwrotnie. Rząd premiera Millera, wspierając przedsiębiorczość, proponuje obniżenie podatku od osób prawnych, od przedsiębiorców o kolejny punkt procentowy. Warto pamiętać, bo pamięć ludzka jest krótka, a polityczna jeszcze krótsza. Że cały proces obniżania podatków został zaproponowany w ramach programu nazywanego Pakiet 2000, części strategii dla Polski. Za rządu Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Polskiego Stronnictwa Ludowego podjęto decyzję przez tamtą większość parlamentarną tu, w tejże Wysokiej Izbie, o zmniejszaniu podatku, wtedy z 40 do 32%, bo niedawno było jeszcze 40%, a więc o osiem punktów zmniejszono podatki decyzjami formacji politycznej, która dzisiaj wolą narodu stanowi większość w Wysokiej Izbie.

Dobrze, że następna formacja kontynuowała tą politykę, choć szkoda, że zmniejszyła podatki tylko o 4%, a zarazem napisała nierealistyczne życzenia pozostawiając te dylematy Wysokiej Izbie, żeby oto obniżać dalej, idąc zupełnie na dno, bo przy okazji zarżnięto koniunkturę gospodarczą wprowadzając wzrost do zera. Otóż podatki należy obniżać wtedy, kiedy nie wymaga to cięcia nakładów na potrzeby społeczne i oszczędzania na wydatkach na infrastrukturze.

Dlatego też tak czyniliśmy realizując Strategię dla Polski i tak czynić będziemy teraz. Teraz, już w roku 2003 widzimy szanse, pewien margines, pewną swobodę w tym zakresie i dlatego istnieje propozycja obniżenia podatku dla przedsiębiorców o 1 punkt procentowy. A co to oznacza? To oznacza, że w ich kieszeniach pozostaje około pół miliarda złotych, które, mamy nadzieję, w rzeczywistości zechcą zainwestować po to, żeby tworzyć nowe dodatkowe miejsca pracy. Chociaż trzeba się też zastanowić, jak to się dzieje, że w latach ostatnich my obniżaliśmy podatki, a tempo wzrostu spadało i bezrobocie rosło. No, oczywiście demagogią by było, gdyby ktoś stwierdził, że im niższe podatki, tym większe bezrobocie, albo tym niższe tempo wzrostu gospodarczego. Ale w sposób ewidentny widzimy na faktach, na liczbach jest to pokazane, że w Polsce brakuje pewnych elementów w całokształcie systemu gospodarczego i polityce gospodarczej, które powodowałyby to, że produkcja rośnie. I dzisiaj przedsiębiorcom nie doskwierają wysokie podatki, bo są one coraz niższe i - jak powiadam - będą jeszcze niższe. Doskwiera im wysoka cena pieniądza i wysokie stopy procentowe. Dzisiaj przedsiębiorcom nie doskwiera brak materiałów do produkcji, czy wykwalifikowanych ludzi. Dzisiaj im doskwiera brak środków finansowych ze względu na to, że pozyskanie pieniądza na rynku kapitałowym i kredytów jest takie drogie, aby tę produkcję rozkręcić. Wobec tego proponujemy, jeśli Wysoka Izba zechce zaakceptować obniżenie podatku o 1 punkt procentowy, pomimo że inni z pewnością woleliby, aby po stronie dochodów pozostał ten, ta kwota pół miliarda, bo na pewno łatwo byłoby ją przeznaczyć na jakieś inne cele, aby ten podatek obniżyć. Ale robimy więcej i trzeba to widzieć w ten sposób, że w kontekście już przecież podjętych decyzji, także parlamentarnych, o wspomożeniu ekspansji przedsiębiorców, chodzi o przyspieszoną amortyzację. Inwestując można odpisać tzw. koszty podatkowe, koszty uzyskania przychodu, 30% realizowanej inwestycji, co znakomicie poprawia sytuację finansową przedsiębiorców. Że nas to kosztuje po stronie dochodów do budżetu państwa... Tak, tu jest ta zasada "coś za coś". Rezygnujemy z pewnego dochodu w krótkim okresie, ale my myślimy długofalowo, a długofalowo to znaczy chcemy tworzyć przesłanki rozwoju, żeby móc obniżać podatki wskutek tego, że baza podatkowa będzie się poszerzała i koniunktura gospodarcza będzie się nakręcała, ale nie na zasadzie obniżania dla obniżania, jako że my niewolnikami doktryn ekonomicznych nie jesteśmy. Jeśli jesteśmy niewolnikiem czegokolwiek, to zdrowego ekonomicznego rozsądku.

Wydatki wobec tego rosną realnie o 2,2%. To jest reguła, która przyświeca polityce budżetowej w tym roku i w latach następnych. To jest reguła i zasada, która nas obowiązuje - wydatki rosną wolniej, niż rośnie realnie produkt krajowy brutto. Wobec tego teza prawdziwa brzmi tak: wskutek polityki naszego rządu, jeśli Wysoka Izba zaakceptuje ten budżet, zmniejsza się w polskiej gospodarce skala redystrybucji poprzez system fiskalny i budżetowy. Taka jest prawda, którą dzisiaj chcę tutaj się z państwem podzielić, gdyż udział wydatków, ich stosunek do produktu krajowego brutto zmniejsza się z 24,9% do 24,7%. I to jest prawda, którą wszyscy musimy usłyszeć, gdyż to dotyczy naszych pieniędzy, naszych spraw. Konfliktogenność interesów polega na tym, że są tacy, którzy nie chcieli płacić podatku mówiąc, że oczywiście to zwiększy ilość miejsc pracy, a jakoś w poprzednich latach nie zwiększało. A częstokroć zwiększa to po prostu tylko luksusową konsumpcję pewnych wąskich grup społecznych, bądź służy inwestowaniu i wywożeniu tego kapitału za granicę. Więc z pewnością nie jest preferencją naszej polityki budżetowej. Jest nią natomiast inwestowanie w poszerzanie i podnoszenie konkurencyjności poziomu technologicznego naszych mocy wytwórczych polskich przedsiębiorców. Leży to w naszym interesie i jest wysokim priorytetem polityki rządu Pana Premiera Millera i dlatego trzeba te dwa rozwiązania, te dwa instrumenty - przyspieszoną amortyzację i obniżony podatek - widzieć razem.

Preferencje. Jest to słowo używane nie wiem czy za rzadko, czy za często. Ja bym wolał, żeby było używane częściej pod warunkiem, że odpowiemy sobie na pytanie: a co to są preferencje, o co w ogóle chodzi? Chodzi o preferencje Pana Premiera Leszka Millera, moje, naszego reformatorskiego rządu? Nie, nasze zadanie polega na tym, aby przy pomocy państwa, wybrańców narodu, zrozumieć, wychwycić jakie są preferencje polskiego społeczeństwa. Czy polskie społeczeństwo uważa, że trzeba przeznaczać więcej pieniędzy w tej sytuacji na podwyżki dla nauczycieli, czy na przykład na ochronę hutnictwa? Czy na budowę dróg, czy na przezbrajanie polskiej armii? Czy na finansowanie narodowej kultury, czy też może na - tak leżącą na sercu panu premierowi Kalinowskiemu i naszym kolegom z PSL, a przede wszystkim naszym rolnikom - interwencję na rynku rolnym?

Otóż my wsłuchujemy się w to, co mówią ludzie, co mówią rodziny polskie, konsumenci, polscy przedsiębiorcy, co mówi wieś i miasto, co mówią różne pokolenia i staramy się jak najlepiej wychwycić, słysząc ten głos, jakie są rzeczywiste preferencje społeczne i odzwierciedlić je w naszych propozycjach. Wobec tego my nie tyle mamy preferencje jako Rząd, my proponujemy Parlamentowi, Wysokiej Izbie, aby przyjrzał się, czy my trafnie wychwytujemy preferencje społeczne. Nam się wydaje, że tak. Jeśli nie, to nam pomóżcie i wychwyćmy te preferencje społeczne, aby w jak największym stopniu polskie społeczeństwo było zadowolone ze swojego budżetu. Ta stabilizacja i rozwój służyć ma polskiemu społeczeństwu. Wobec tego co my uważamy, że w tej chwili jest zdecydowanie na szczycie pragnień i oczekiwań polskiego społeczeństwa, jego największych grup społecznych, bo przecież i tutaj są bardzo skomplikowane, czasami wręcz konfliktogenne rozbieżności co do tych preferencji, wynikających z różnych interesów ekonomicznych. co jest oczywiste. Z pewnością walka z bezrobociem poprzez przyspieszanie wzrostu gospodarczego. I dlatego to jest najważniejszy priorytet i on znajduje odzwierciedlenie także w budżecie, ale przede wszystkim w całokształcie naszej polityki gospodarczej, o czym już wspomniałem. Teraz dodam tylko tyle, że rosną nakłady w projektowanym budżecie państwa m. in. na Fundusz Pracy, aby, niezależnie od podstawowego instrumentu walki z bezrobociem, jakim jest rozkręcanie koniunktury w sposób trwały, bez pobudzania inflacji i wspomaganie tego procesu przez budżet i politykę gospodarczo-finansową Rządu, są aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu oraz osłona społeczna tych, którzy tej pracy przez jakiś czas przecież jeszcze znaleźć nie będą mogli, a to bezrobocie, niestety, będzie utrzymywało się na wysokim poziomie. Bardzo łatwo było zniszczyć te osiągnięcia, które były dziełem naszym wspólnym w wyniku realizacji Strategii dla Polski, kiedy bezrobocie już spadało poniżej 10% i obecnie mogło oscylować wokół 8% a nie w około 18%. Natomiast doprowadzenie naszej gospodarki do stanu, kiedy bezrobocie będzie mogło znowu oscylować wokół 8%, a nie cieszyć się będziemy z tego, że spada poniżej 18, 17, 16% - to nam zajmie parę lat. I znowu trzeba widzieć ciągłość tych procesów i w tym kontekście budżet na rok 2003.

Drugi priorytet - tak to słyszymy słuchając co mówi społeczeństwo, konsultując to z partnerami społecznymi, spotykając się z wieloma grupami, ludźmi w całej naszej pięknej Polsce - to jest inwestowanie w kapitał ludzki. To są inwestycje w kapitał ludzki i to jest w ogóle najlepszy i powiedziałbym może nawet najprzyjemniejszy sposób wydawania pieniędzy z budżetu. Dlatego, że to jest zarazem i konsumpcja i inwestycja. To jest zarazem coś, co zaspakaja bardzo ważkie potrzeby społeczne, ale stwarza przesłanki do rozwoju na przyszłość, a tym samym do możliwości tego, że będzie z czego zaspokajać te potrzeby również w przyszłości. I dlatego w tym budżecie znajdziecie Państwo propozycje preferencji. Wzrost o 5,8% wydatków na oświatę i wychowanie, wzrost o 10,4% wydatków na kulturę narodową i sport. Uważamy, że inwestowanie tych publicznych, naszych wspólnych pieniędzy właśnie w system narodowej edukacji poprzez poprawę warunków funkcjonowania szkół, lepsze warunki płacowe dla naszych nauczycieli, lepsze zaopatrzenie w materiały dydaktyczne naszych uczniów i wiele innych form zajęć (także pozalekcyjnych) - to jest dobra inwestycja w przyszłość, ale to zaspokaja także potrzeby konsumpcyjne jakże wielkiej grupy ludzi. Wszyscy jesteśmy zainteresowani tym, co się dzieje w szkołach, może nie każdy jako nauczyciel, ale przecież chodzi o to, że kształcimy i wychowujemy tam za nasze wspólne pieniądze i kształcą się tam i wychowują nasze polskie dzieci.

Jeśli chodzi o kulturę i sport, chcemy również zaproponować Wysokiej Izbie i prosimy o akceptację tego, aby - choć dopiero w IV kwartale przyszłego roku - istotnie podnieść płace pracownikom narodowych instytucji kultury.

Raz wobec tego jeszcze powtórzę, że są dwa filary dobrobytu narodów: gospodarka i kultura. I troszcząc się o gospodarkę, nie możemy zapominać o kulturze. Sądzę, że nawet w czasach, które niektórzy mogą określać jako ciężkie, trudne, a czasami słyszę, że wręcz kryzysowe, Byłoby bardzo nieroztropne, gdybyśmy skąpili grosza na wspieranie kultury w ogóle, a naszych narodowych instytucji kultury w szczególności. Zwłaszcza, że w skali całego budżetu państwa są to środki relatywnie małe. Jeśli Wysoka Izba znajdzie sposób, żeby zwiększyć jeszcze te alokacje, to sądzę, że byłoby to przyjęte nie tylko przez te środowiska, ale przez nas wszystkich, z zadowoleniem.

Są także preferencje inne. Kolejne - bezpieczeństwo. Polacy chcą się czuć bezpieczni. Wymaga to rozwiązywania spraw wielkich, strategicznych, jak nasze bezpieczeństwo narodowe. Sytuacja jest, wydaje się bezpieczna, ale jednak świat się zmienia. Okazuje się, że nasze pewne wyobrażenia nie obowiązują, że trzeba zmienić podejście do pewnych spraw związanych z bezpieczeństwem narodowym. Ale mamy pewne rozwiązania instytucjonalne, ustawowe. I chcemy zagwarantować odpowiedni poziom nakładów na naszą obronę narodową, będąc cały czas lojalnym sojusznikiem w ramach Paktu Północno-Atlantyckiego NATO, modernizując nasze siły zbrojne.

Ale chodzi nam również o to, bo tak słyszymy głos ludzi, żeby zdecydowanie aktywniej działać, jeśli chodzi o nasze bezpieczeństwo na ulicach, w domach, w parkach, w miastach i wsiach, żeby było bezpieczniej żyć, pracować i chodzić. I z tego też punktu widzenia zwiększamy, proponujemy zwiększyć nakłady w ramach tych możliwości, które tutaj stwarzamy, przyspieszając tempo wzrostu gospodarczego, na bezpieczeństwo wewnętrzne, na walkę z przestępczością. To jest bardzo ważki priorytet. Również na przeciwdziałanie korupcji, która jest coraz mniejsza w wyniku wielu reform instytucjonalnych, wprowadzanych w ostatnim czasie, ale z pewnością jest wciąż za duża, bo jakakolwiek by nie była korupcja, to zawsze jest za duża. I z tego też punktu widzenia nie tylko metodami doskonalenia prawa, ale także egzekucji tego prawa, przede wszystkim prewencji, ale także penalizacji, z korupcją i przestępczością chcemy walczyć. I tutaj też nie mamy żadnych wątpliwości, że te wszystkie działania będą wsparte nie tylko przez większość koalicyjną, ale także naszych opozycjonistów, którzy z pewnością chcą, żeby budżet stabilizacji i rozwoju był jeszcze lepszy niż to, co proponuje. Wreszcie jest priorytet związany z modernizacją i restrukturyzacją wsi i rolnictwa. Tam się zarabia pieniądze, ale tak się składa, że proporcje gospodarcze, struktury nie zawsze temu sprzyjają. Wobec tego trzeba wspierać z budżetu państwa nasze rolnictwo i naszą wieś, patrząc jednak na to, żeby służyło to jej modernizacji i restrukturyzacji, wielofunkcyjnemu rozwojowi tej wsi. Żeby stwarzało to dobre przesłanki do takiej modernizacji, która zapewni jak największą dozę konkurencyjności polskich gospodarstw rolnych wtedy, kiedy to rolnictwo będzie polskie cały czas, ale będzie także częścią rolnictwa europejskiego. Wobec tego proponujemy alokację odpowiednich środków wspierających nasze rolnictwo także w roku 2003, licząc na to, że środki te będą wykorzystywane tak, że efektywność tego rolnictwa będzie coraz wyższa, a luka pomiędzy poziomem konkurencyjności naszego rolnictwa i rolnictwa Unii Europejskiej coraz mniejsza.

Ale skoro mowa o Unii Europejskiej, jest także i preferencja, którą wymieniam na końcu, choć z pewnością nie jest ona najmniej ważna. Ona idzie niejako w poprzek wszystkiego - to jest preferencja w związku z tym, że Polska przygotowuje się do członkostwa w Unii Europejskiej, na którym to członkostwie zdecydowanie więcej zyskamy i skorzystamy, niż będzie nas to kosztowało. Większość kosztów zresztą już ponieśliśmy, a większość korzyści wciąż przed nami. Integracja z Unią Europejską jest wydarzeniem historycznym. I wszyscy, którzy dobrze życzą polskiej gospodarce i polskiemu społeczeństwu, jak spojrzą trochę dalej w przyszłość, trochę dalej niż tylko na jeden rok, albo tylko niż na swoje własne podwórko, zobaczą, że ta przyszłość wygląda dużo ciekawiej i że będzie dużo lepsza, jeśli będziemy szybko rozwijającą się gospodarką w rodzinie europejskiej. Ale to wymaga także pewnych wydatków, pewnych (czasami trudnych) dostosowań strukturalnych i zmian instytucjonalnych. Czasami to kosztuje. Wobec tego proponujemy stosowne kwoty w projekcie budżetu państwa, widząc to także jako priorytet. Zdecydowana przecież większość zdroworozsądkowo myślących rodaków jest za tym, żebyśmy się zintegrowali z Unią na jak najkorzystniejszych warunkach. Wobec tego wspiera także, wyraża tę preferencję i tak my to rozumiemy.

Jeśli jednak takie są wydatki i takie są dochody, pozostaje znowu różnica. W tym roku wynosi ona około 40 mld zł. W roku przyszłym, mimo, że poziom cen będzie nieco, bo tylko o 2,3% wyższy, deficyt wyniesie (jeśli uda nam się wszystko zrealizować) 38,7 mld zł. Ku zaskoczeniu wielu, deficyt ten jest niższy, niż się spodziewano. To jest dobra wiadomość, którą chcę się podzielić z Panem Marszałkiem i Wysoką Izbą. Deficyt wynosi 38,7 mld zł i jest to tylko 4,9%, jeśli porównać to z poziomem 5,4%, albo jest to aż 4,9%, bo to oznacza, upraszczając, że musimy pożyczyć na każdego Polaka tysiąc złotych. Jest nas w kraju 38,7 milionów, a deficyt mamy 38.7 miliarda - równiuteńko po tysiąc złotych na osobę. Jeśli taka będzie wola Parlamentu co do deficytu i całego budżetu, Rząd, minister finansów będzie musiał pożyczyć.

Deficyt ten finansowany jest w sposób bezinflacyjny, nie przyśpiesza inflacji. Natomiast powoduje to pewne trudności w sposób oczywisty i podwyższa koszty pieniądza i funkcjonowania wielu przedsiębiorców na rynku kapitałowym. Dlatego przyjmuję, że i oni odbiorą z radością i zadowoleniem fakt obniżania deficytu budżetowego i w ślad za tym, miejmy nadzieję, szybsze obniżanie się stóp procentowych. Natomiast bezsprzecznie tę strategię obniżania deficytu budżetowego w latach przyszłych trzeba będzie kontynuować.

Pada pytanie: kto za to zapłaci? No, takie pytanie nie powinno padać w Parlamencie. W Parlamencie, rozumiem, że wszyscy wiedzą, że zapłaci za to podatnik - jest to bowiem dług publiczny, jest to dług polskiego państwa i społeczeństwa. I ten dług rośnie. Dług rośnie i w tym roku, zgodnie z metodologią, którą my stosujemy, w ramach obowiązujących nas ustaw i konstytucji, ociera się, zbliża się o wskaźnik 50% produktu krajowego brutto. Czy przekroczy, czy nie, to tak naprawdę i do końca będziemy wiedzieć dopiero w maju roku przyszłego, jak będziemy mieli zweryfikowane i ostatecznie potwierdzone przez Główny Urząd Statystyczny wyliczenia co do tego, jaki będzie faktycznie produkt krajowy brutto w cenach nominalnych wyrażony w roku 2002. A wiele tutaj zależy od tego, jakie będą kursy walutowe ostatniego dnia tego roku, jak uda nam się zrealizować i w jakim stopniu, zakładane wpływy z prywatyzacji i wszelkie działania zmierzające - tego może ktoś nie rozumieć, choć też powinien w Parlamencie - wszelkie działania zmierzające do hamowania procesu prywatyzacji automatycznie powodują zwiększanie długu publicznego. Bo jeśli nie będzie przychodów z prywatyzacji, to wtedy Rząd, minister finansów, musi tę samą utraconą tutaj kwotę pożyczyć i to się dolicza do długu publicznego. Wobec tego musimy wiedzieć, jakie będą ostatecznie dochody z prywatyzacji, co też będziemy wiedzieli jak dobiegnie czas, a procesy się sfinalizują i będą skonkludowane.

Dług publiczny zatem rośnie i zbliża się do 50% - tak jak my go liczymy. Ale, co chcę wyraźnie podkreślić, aby było to usłyszane nie tylko w tej Izbie, ale w Europie i na świecie - polski dług publiczny jest dużo mniejszy niż 50%. Według metodologii znanej jako Esal-95 i European System, albo idąc jeszcze dalej - według zasad obowiązujących zgodnie z kryteriami z Maastricht. Gdyby wyliczyć ten dług publiczny tą samą metodą, jaką liczony jest on w krajach Unii Europejskiej, a ta metoda będzie nas wkrótce obowiązywała, to ten dług wynosi w bieżącym roku nie blisko 50%, tylko około 44,7%.

I prognoza długu publicznego, która załączona jest do uzasadnienia ustawy budżetowej na rok 2003 dla lat 2004 -2005, zawiera odpowiednie wyliczenia, gdzie Panie i Panowie Posłowie możecie sprawdzić, że nawet w wariancie pesymistycznym, przy niekorzystnym zbiegu pewnych okoliczności, w roku 2005 mielibyśmy - na pewno będziemy mieli sporo poniżej 50% według tamtej metody. Ale decyzjami naszego Parlamentu my doliczamy do długu publicznego pewne kwoty, wynikające z udzielonych gwarancji i poręczeń. I jest jeszcze kilka różnic metodologicznych, które także w załączonych do uzasadnienia do projektu ustawy budżetowej dokumentach Panie i Panowie Posłowie, możecie znaleźć. Odpowiadają one na pytanie skąd się biorą te różnice.

Natomiast w przyszłym roku zostanie przekroczony, bo z pewnością zostanie przekroczony, pułap 50% długu publicznego dlatego, że dalej występuje deficyt, a przede wszystkim dlatego, że są wysokie stopy procentowe. Gdyby one były dużo niższe, nie byłoby ryzyka przekroczenia długu publicznego w tym roku, w ogóle. W roku kolejnym relacja deficytu budżetowego do budżetu państwa nie może być wyższa niż ta sama relacja w roku, w którym nastąpiło to przekroczenie. Znowu wobec tego widzicie Państwo, że myślimy tutaj długookresowo i budżet jest tak skonstruowany, żeby być po bezpiecznej stronie tego procesu, gdyż występują w nim pewne zagrożenia.

Na tle tego długu coraz szybciej przyjdzie pora, kiedy będziemy mówić o tzw. kryteriach dostosowawczych albo kryteriach konwergencji. Patrząc nieco dalej jeszcze w przyszłość pod kątem wejścia Polski nie tylko do Unii Europejskiej, ale również funkcjonowania w ramach wspólnego systemu walutowego i wprowadzenia euro w Polsce. W ostatnich dniach opublikowany został wspólny komunikat, ze wspólnych prac, w dobrej atmosferze, konkretnie i fachowo pomiędzy grupą rządową a Narodowym Bankiem Polskim, odnośnie tej strategii dochodzenia i konwergencji. Zakładamy, że może to być już realne pod pewnymi warunkami w roku 2006. My dzisiaj nie musimy spełniać tych kryteriów, ale co ciekawe, sytuacja wcale nie wygląda tak źle, jak niektórzy - nie wiedzieć dlaczego - czy dlatego, że są niekompetentni i dlatego się mylą, czy dlatego, że są kompetentni, tylko chcą mówić nie prawdę - sugerują.

Otóż, jeśli chodzi o kryterium pierwsze - to termin inflacji. Inflacja jest niższa w Polsce niż w większości krajów Unii Europejskiej. Spełniamy z tego punktu widzenia kryterium z Maastricht. Jeśli chodzi o dług publiczny - już powiedziałem - kryterium z Maastricht mówi 60 proc., a my mamy dług publiczny w tym roku w najgorszym przypadku 44,7 proc. Jeśli chodzi o deficyt, który wynosić ma 38,7 mld zł, a więc 4,9% w stosunku do produktu krajowego brutto, który ma wynieść 784 mld 100 mln zł, liczony metodą z Maastricht. Jeśli ktoś chce porównywać nasz deficyt z deficytem we Francji, czy w Portugalii, gdzie on wynosił w rym roku 4,1, to deficyt w Polsce w roku przyszłym wzniesie 3.9. Tak. Wiem co mówię.

Otóż mówię Wysokiej Izbie, że jeśli zrealizujemy te ambitne zamiary to mamy w roku przyszłym niższy deficyt budżetu państwa niż Portugalia, członek Unii Europejskiej, w którym to kraju te zasady już obowiązują w roku bieżącym. Ale to oznacza, bo to kryterium mówi, że ten deficyt nie powinien być wyższy niż 3 proc., że w ciągu następnych dwóch lat, jeśli chcielibyśmy spełnić te kryteria w roku 2005, a uważam, że to jest słuszna linia strategiczna, trzeba będzie zmniejszyć deficyt o ok. 1 pkt procentowego w stosunku do tego, co planujemy na rok przyszły. Czy to będzie możliwe? Tak, pod warunkiem, że linia stabilizacji rozwoju - Rządu Leszka Millera będzie kontynuowana. Tak, pod warunkiem, że nie tylko wzrost wyniesie w roku przyszłym przynajmniej 3,5 proc. realnie, ale że w roku kolejnym przekroczymy 5%, a w latach następnych trwać będzie nadal przyspieszenie. I to wysokie tempo wzrostu gospodarczego uda nam się utrzymać przez lat wiele, tak jak przez lat 4, 1994 -1997 kroczyliśmy do przodu bardzo dynamicznie zwiększając dochód narodowy aż o 6,4% na jednego mieszkańca.

Jeśli chodzi o kolejne kryterium, mianowicie stopy procentowe, powiada ono, że długoterminowe stopy procentowe nie mogą być wyższe o więcej niż 2 pkt procentowe w porównaniu z trzema krajami członkowskimi w okresie przeszłym, w którym odnotowujemy najniższą inflację. Gdyby to już w tej chwili miało nas obowiązywać, to taka stopa procentowa długoterminowa obligacji 10-letnich w państwach Unii Europejskiej, trzech o najniższej inflacji, wynosi 6,76 pkt procentowego. Natomiast tzw. stopa referencyjna, długoterminowa w Polsce w sierpniu br. wynosiła 7,4, a więc ta różnica jest mniejsza niż 2 pkt procentowe.

I wreszcie ostatnie kryterium. Dotyczy ono zachowania się kursu walutowego przez okres dwu lat poprzedzających wejście do Eurolandu i wahania w określonym paśmie plus minus 15 proc. My tego kryterium nie musimy jeszcze spełniać. Nie jesteśmy w systemie europejskim, systemie monetarnym. Natomiast, jak widzimy, w ostatnim okresie wahania kursu walutowego są stosunkowo niewielkie, choć pewne relacje się zmieniają przede wszystkim w skutek istotnych zmian kursu krzyżowego pomiędzy dwiema podstawowymi walutami świata, mianowicie amerykańskim dolarem oraz euro.

Czy są zagrożenia, Panie Marszałku, Panie Premierze, Wysoka Izbo, jeśli chodzi o realizację budżetu? Pełno. 365 dni zagrożeń, a jeszcze zanim nadejdzie te 365 dni, to nam jeszcze zostało kilkadziesiąt dni zagrożeń w tym roku. Ale mamy ich świadomość. Wiemy bowiem, co od czego zależy, i prowadzimy odpowiedzialną politykę gospodarczą, a na pewno także finansową, która stanowi jej trzon i jest tak ważna.

Zagrożenia polegają na tym, że trzeba jednak tak rozkołysać polską gospodarkę i tak poszerzyć bazę podatkową, aby te ambitne, ale realistyczne, prognozy odnośnie dochodów mogły być zrealizowane. I to nasz rząd zamierza czynić.

I liczy na światłe, życzliwe i krytyczne wsparcie Wysokiej Izby. Zagrożeniem oczywiście jest to, że nieustannie jesteśmy pod wielkim ciśnieniem, pod presją oczekiwań, życzeń, pragnień, niekiedy wręcz żądań, w różnych postaciach się przejawiających co do tego, żeby zwiększyć wydatki. Zwiększyć wydatki, a z drugiej strony ktoś powiada, że te wydatki podobno są o miliard za duże, bo miały być inne. To ja bardzo bym prosił tych, którzy to będą mówić, żeby pokazali, który to miliard w tym budżecie skreślić. Czy skreślić ten miliard, o który w wyniku decyzji naszych partnerów społecznych, podjętych w komisji trójstronnej, dodatkowo zwiększamy wypłaty dla naszych emerytów i rencistów, którzy dzięki temu dostają istotną podwyżkę rent i emerytur już w marcu roku przyszłego? I w przypadku rent i emerytur pracowniczych nie będzie to jakieś 4 zł, tylko będzie to 44 zł przeciętnie. No to zaproponujcie i skreślcie. I powiedzcie tym emerytom, że chcecie skreślić należny im miliard złotych. A może ten miliard skreślić narodowej kulturze? Może narodowej kulturze się nie należy? Może ten miliard skreślić kancelarii Sejmu? Tam nawet tyle nie ma. Natomiast, jeśli chodzi o pewne instytucje i pewne możliwości, to Rząd nie będzie protestował, jeśli Wysoka Izba skreśli pewne typy wydatków. Rząd w ogóle nie protestuje. Rząd myśli i pracuje. I efekty widać.

Przedkładam Wysokiej Izbie projekt budżetu, w którym są nie tylko propozycje Rządu, gdyż ustawodawstwo obowiązuje nas takie, że minister Finansów musi przedstawić Rządowi, a Rząd Parlamentowi, wydatki 14 instytucji pozarządowych, organów władzy i sądownictwa takie, jakie zostały przesłane ministrowi finansów. Tak też czynię. Wydatki te rosną na daleko większą skalę w tej chwili, w fazie projektowania, niż to, co proponujemy odnośnie całej sfery budżetowej, do całego budżetu.

To samo nas dotyczy, jeśli chodzi o sądy powszechne. W sumie, gdyby wydatki w tych 14 instytucjach oraz sądownictwie powszechnym wzrosły o tyle, o ile proponujemy aby wzrosły wydatki w całym naszym budżecie, to wydatki byłyby o 1.141 mln mniejsze. I to może zrobić tylko Wysoka Izba.

Pytam wobec tego, czy Wysoka Izba zechce to zrobić? A jeśli tak, to czy o tyle obniżą się te wydatki, które podobno są o miliard za wysokie, czy też Wysoka Izba zechce przeznaczyć te środki na inne piętrzące się cele: na zaspokajanie różnych potrzeb społecznych, a to w zakresie infrastruktury, jeśli chodzi o dofinansowanie kolejnictwa regionalnego, czy też wspierania trudnej sytuacji mieszkaniowej części polskich rodzin - jeśli chodzi o dodatki mieszkaniowe. A może właśnie na rzecz restrukturyzacji, modernizacji naszego rolnictwa. To są trudne wybory. I teraz tych trudnych wyborów będzie musiała dokonać Wysoka Izba, Rząd Pana Premiera Millera, bowiem nasze wybory przedstawiam w prezentowanym dzisiaj Wysokiej Izbie projekcie budżetu.

Ale ten budżet przyjmiemy i go zrealizujemy, bo koniec końców górę zawsze bierze rozsądek, choć, jak powiadam, trzeba będzie ciężko pracować przez cały następny rok. Ale niezwykle trudno, jeszcze trudniej niż tym razem, będzie przygotować projekt ustawy budżetowej na rok 2004, a także następne, o czym dzisiaj pragnę poinformować Wysoką Izbę.

Otóż w przedkładanym Wysokiej Izbie projekcie budżetu tzw. wydatki sztywne, albo zdeterminowane wynoszą aż 68,7%. Ponad 2/3 wydatków to są wydatki zdeterminowane, określone ustawami i sytuacją demograficzną, gdzie Rząd nie może niczego zmienić. Wysoka Izba przyjęła wiele bardzo ciekawych ustaw, które nakładają na Rząd obowiązek zapisania i preliminowania odpowiedniej kwoty wydatków na dofinansowanie systemu ubezpieczeń społecznych, na dofinansowanie kasy Rolniczych Ubezpieczeń Społecznych, na finansowanie naszej obronności narodowej, na różne osłony socjalne, a także mamy sztywną płatność zasadniczą w postaci długu publicznego i, jak ktoś pyta kto za to będzie płacił - no właśnie, my za to będziemy płacić i za zadłużanie się w przeszłości będziemy płacić częściowo. W roku przyszłym jest to jedna z podstawowych pozycji budżetu państwa, bo jest to dług państwa, a państwo to my, a państwo to wy - Panie i Panowie Posłowie.

Dlatego też te wydatki są takie duże, ponieważ również są tam subwencje dla gmin. Decentralizujemy finanse publiczne, wzmacniamy pozycję naszych samorządów. Chcemy, aby coraz więcej władzy, odpowiedzialności, ale i pieniędzy było tam, gdzie one są wydatkowane i wykorzystywane. Jest wiele sygnałów, że nie zawsze najlepiej. Wczoraj nawet słyszałem takie postulaty, aby wręcz renacjonalizować, recentralizować dlatego, że na szczeblu lokalnym niekiedy środki są mniej efektywnie wykorzystywane, niż było to wcześniej, gdy dysponowali tymi środkami dysponenci budżetu na szczeblu centralnym.

To nie jest kierunek działania naszego To nie jest kierunek działania naszego rządu. My wspieramy reformę finansów publicznych zmierzającą w kierunku ich decentralizacji i odsyłania, delegowania pieniędzy, środków, ale także odpowiedzialności i możliwości działania i odpowiadania na trudne pytania, jak rozwiązywać dylematy - czy wydać na to, czy na tamto; czy na oświetlenie ulic, czy na budowę sportowego boiska; czy na dofinansowanie lokalnej filharmonii, czy też na jakieś programy kształcące młodzież w większym zakresie, niż wynika to z tego, co finansujemy w ramach programów państwowych z naszego budżetu centralnego. I to jest kierunek naszych działań reformatorskich, gdyż to również będzie sprzyjało, i już sprzyja, lepszemu zaspokajaniu potrzeb społecznych. Będzie stwarzało także, lepsze przesłanki do przyspieszania tempa wzrostu gospodarczego. Ale te subwencje są bardzo duże. Więc widzicie państwo w projekcie naszego budżetu, że to są wydatki sztywne.

Wobec tego to, co podlega w zasadzie podziałowi, negocjacjom i dyskusjom, także z partnerami społecznymi, którzy mieli szanse obejrzeć projekt tego budżetu jeszcze zanim trafił on nawet do Wysokiej Izby, a których postulaty, cenne uwagi w takim stopniu, w jakim mogły być one na gruncie realiów ekonomicznych do przyjęcia, są skonsumowane w przedłożonym dzisiaj projekcie, są uwzględnione. I mamy do podziału wobec tego tylko 31,3% tej kwoty zracjonalizowanych, choć bardzo napiętych, dochodów na poziomie 154 760 mln zł i tu dopiero mogliśmy wsłuchując się w preferencje społeczne, zaproponować takie, a nie inne proporcje. Natomiast w latach następnych tak się już budżetować nie da, nie tylko z tego względu, że przy zachowaniu tego systemu w finansach publicznych narastać będzie część sztywna i wobec tego zawężać będzie się część, która podlega wyborowi. I jeśli ktoś to krytykuje, to ja się dołączam do tej krytyki. Tak jest źle, tak być nie powinno, tak być nie może i oświadczam Wysokiej Izbie: tak nie będzie. Ale żeby tak nie było, to Wysoka Izba będzie musiała podjąć decyzję o daleko idących konsekwencjach, jeśli chodzi o restrukturyzację finansów publicznych i zmiany finansów publicznych. I nasz reformatorski Rząd takie propozycje reform zaproponuje licząc, że w wyniku debaty parlamentarnej, a także politycznej, która się wokół tego będzie toczyła, a chcemy wyjść z tymi propozycjami na początku przyszłego roku, ten system zostanie uelastyczniony. Większe będzie pole manewru, większe będzie pole swobody. Trzeba "odsztywnić" pewne wydatki. Ale co to oznacza? To oznacza, że nie może być automatyzmu dofinansowywania Funduszu Ubezpieczeń Społecznych tak, jak to działa teraz. Że nie może być tak finansowana Kasa Rolniczych Ubezpieczeń Społecznych, jak finansowana jest teraz, choć w tym ostatnim przypadku chcę podkreślić, że jest to pierwszy przypadek, pierwsza okoliczność od wielu lat, jeśli nie w ogóle kiedykolwiek w historii, gdzie spadają nominalnie, nie tylko realnie, subwencje, dotacje z budżetu państwa do Kasy Rolniczych Ubezpieczeń Społecznych. A więc Pan Premier Kalinowski, cały Rząd, służby KRUS wychodzą naprzeciw konieczności, która tutaj występuje, ale będziemy musieli pójść dalej. Będziemy musieli pójść dalej także i z tego względu, że trzeba uelastycznić system finansów publicznych, gdyż to jest budżet ostatni, który Wysoka Izba rozpatruje( i przyjmie, mam nadzieję) kiedy Polska nie jest jeszcze pełnoprawnym, formalnym członkiem Unii Europejskiej.

Następny budżet to będzie już budżet roku 2004, kiedy będziemy członkiem Unii Europejskiej, kiedy będą obowiązywały inne zasady gry. My je znamy i dobra wiadomość jest taka, że będąc członkiem Unii Europejskiej Polska będzie beneficjentem netto transferów finansowych, co nie ulega dla mnie wątpliwości. Będziemy absorbować pewne środki płynące do nas z innych części naszej wspólnej Europy. Jakie, to się jeszcze okaże. Jakie, to będzie skutkiem negocjacji, które prowadzimy w trosce o interesy polskiej gospodarki i polskiego społeczeństwa i także nasze finanse publiczne, co się zresztą zbiega, gdyż nasze finanse publiczne to jest nasze społeczeństwo. Ale żeby móc absorbować te środki, częstokroć my musimy dołożyć z naszego budżetu państwa. To jest tak, jak by ktoś chciał dać komuś 1000 zł teraz pod warunkiem, że ten ktoś ma swoje własne 1000 zł. Jak nie ma, nie dostaje. Zatem trudno mieć pretensje, że się z tego nie skorzystało. Wiedząc o tym, trzeba się do przygotować. Wtedy te 1000 zł będzie można wziąć i będą dwa tysiące. I łatwiej będzie rozwiązywać pewne problemy.

Ale musimy, nie tylko w budżecie centralnym, ale także na szczeblu regionów, samorządów, wypracować zdolność do tego, aby mieć pewną większą płynność, pewną rezerwę finansową. Aby móc skorzystać z dobrodziejstwa funduszy strukturalnych Unii Europejskiej, które będą współfinansowały nasze działania na rzecz unowocześnienia struktury gospodarczej oraz poprawy konkurencyjności polskiej gospodarki i poprawę warunków życia polskiego społeczeństwa. I ten wysiłek musi być dokonany nie tylko w roku następnym, 2003, jeśli chodzi o ten budżet, ale także w roku następnym pod kątem przygotowania systemu finansów publicznych na rok 2004 i lata następne.

Aby tak było, aby iść w tym kierunku, przedłożeniu rządowemu budżetu na rok 2003 towarzyszy pakiet ustaw okołobudżetowych, które wymienił Pan Marszałek Borowski. Rząd wnosi o uchwalenie tych ustaw okołobudżetowych, gdyż tylko wtedy będzie można realizować, zgodnie z obowiązującą legislacją te proporcje, te strumienie, ten budżet, który dzisiaj Wysokiej Izbie przedkładam.

Pozostawiam budżet stabilizacji i rozwoju w waszych, Panie i Panowie Posłowie, rękach. Proszę nie zepsujcie go.