Wystąpienie Wiceprezesa Rady Ministrów, Ministra Finansów prof. Grzegorza W. Kołodko (Sejm RP, 20 grudnia 2002 r.)

       

 

Panie Marszałku!
Panie i Panowie Posłowie!

Nie pierwsza i nie ostatnia to debata w Wysokiej Izbie o procesie bezsprzecznie historycznym, jakim jest pogłębianie i poszerzanie się integracji europejskiej. Jesteśmy uczestnikiem tego procesu, z własnego wyboru przytłaczającej większości Polaków, co w moim przekonaniu zostanie raz jeszcze potwierdzone w ogólnonarodowym referendum za niespełna pół roku. Trudno nawet wyobrazić sobie sytuację, w której Unia Europejska mogłaby się poszerzać bez naszej ukochanej Polski.
Pan poseł Ujazdowski cytował wybiórczo fragment artykułu, komentarza w znanym międzynarodowym dzienniku "International Herald Tribune". Może kiedyś doczekamy także czasów, kiedy "International Herald Tribune" będzie miał powód, żeby zacytować pana posła Ujazdowskiego, choć przyjdzie jeszcze trochę poczekać. W rzeczy samej, trzeba interesować się tym, co inni mówią, piszą i jak widzą naszą Polskę, także w kontekście procesu integracji europejskiej. W tym też kontekście, odpowiadając na pytanie innego pisma, znanego na świecie, brytyjskiego tygodnika "The Economist", czy możliwe jest, czy wyobrażam sobie, jako polski wicepremier i minister finansów, poszerzenie Unii Europejskiej bez Polski, powiedziałem: poszerzanie Unii Europejskiej, integracja to Polska. Polska jest głównym elementem tego procesu z tego też względu, że zajmujemy centralne miejsce w Europie i z pewnością wszyscy nasi partnerzy, sąsiedzi bliżsi i dalsi, są zainteresowani sukcesami polskiej gospodarki.To było widać , gdy uczestniczyliśmy w końcowej fazie niezwykle trudnych i jakże owocnych negocjacji na szczycie kopenhaskim. W zasadzie, może poza krótkowzrocznymi, nierozumiejącymi istoty rzeczy grupami interesów, nie ma większych grup społecznoekonomicznych, ugrupowań politycznych, także wśród obecnych członków Unii Europejskiej, które nie byłyby zainteresowane sukcesem polskiej gospodarki. Polska bowiem , przystępować będzie do Unii jako kraj rozpędzającej się gospodarki. Polska bowiem dzięki członkostwu w Unii Europejskiej będzie miała zdecydowanie większe szanse, niż gdyby dokonała fatalnego, historycznego błędu i z tej szansy nie skorzystała i pozostawała poza Unią.
Pan poseł Pęk ma też rację, jeśli zwraca uwagę na to, że są regiony świata, które w obecnej fazie globalizacji, liberalizacji, integracji, ewolucji systemu gospodarki rynkowej rozwijają się szybciej niż nasza Europa, w tym jej zachodnia część, a jeszcze dokładniej Unia Europejska. Pan poseł Pęk pewnie ma rację, bo taka jest wymowa danych statystycznych - kraje Azji Południowo-Wschodniej rozwijają się prężnie. Czy zatem z tego by wynikał wniosek, panie pośle, że powinniśmy aspirować i zamiast integrować się z Unią Europejską ubiegać się o członkostwo w ASEAN-ie, w Stowarzyszeniu Państw Azji Południowo-Wschodniej? Nasze miejsce na świecie wyznacza przede wszystkim polska racja stanu, autentyczna troska o interes państwa polskiego, podbudowana patriotyzmem, a nie zaściankowością i nacjonalizmem.
W kontekście globalnego rozwoju gospodarki, nie powinniśmy się bać. Nie ma to nic wspólnego z kosmopolityzmem. Brak strachu przed otwarciem się na konkurencję ze strony innych gospodarek narodowych,jest przede wszystkim wyrazem naszej odwagi, wiary i przekonania, co do naszych własnych sił. Także poszanowania tych, którzy pod pewnymi względami wciąż jeszcze - tak będzie długo - będą od Polaków bardziej wydajni, będą funkcjonować na wyższym poziomie rozwoju czy też odnotowywać wyższe tempo wzrostu gospodarczego. I jeśli nawet podzielam pogląd, że Unia Europejska jako instytucja międzynarodowa jest nadmiernie zbiurokratyzowana, to mogę to samo powiedzieć o naszym państwie. O uwikłaniu naszej polityki. Tak, też jesteśmy nadmiernie zbiurokratyzowani. I z tego wynikać powinien wniosek, przynajmniej w parlamencie, który ma tak wielki wpływ na legislację i na ustawodawstwo, że należy umożliwiać działanie twórcze w tym zakresie. I z pewnością Polska, wchodząc wraz z innymi nowymi członkami do Unii Europejskiej, musi starać się wpływać na sposób funkcjonowania tej instytucji, która staje się wobec tego już naszą instytucją, tak, by była jak najbardziej efektywna i sprawna, a więc w jak najmniejszym stopniu zbiurokratyzowana. Ale trzeba także widzieć proces integracji europejskiej, powtórzę, w szerszym kontekście. Można być zapyziałym i zapatrzonym poprzez swoją zaściankowość i nacjonalizm w to, co się dzieje we własnej zagrodzie, na grzędzie, poletku, w miasteczku. Można też dbać o to gospodarstwo rolne, o swoje miasto, o swoją dzielnicę, swoje przedsiębiorstwo, jeśli się jest jego pracownikiem, albo się nim zarządza, o rozwój swojej ojczyzny w szerszym kontekście, nie odwracając się plecami, jak niektórzy proponowaliby i proponują swoim wyborcom, od świata i nie pozostawiając siebie tym samym w tyle, za tym światem pędzącym, choć w różnym tempie - a Unia Europejska też się będzie rozwijała szybciej w najbliższych latach, niż w ostatnich - do przodu.
Ale przecież proces integracji europejskiej - a jest to coś dużo więcej, niż tylko wynegocjowane zasady przyszłego członkostwa dla nowych 10 państw - dokonuje się w epoce globalizacji. I pamiętać trzeba, Panie Marszałku, Wysoka Izbo - i aż żal, że musimy sobie wciąż o tym przypominać, ale jest taka potrzeba - iż przedmiotem negocjacji nie są reguły funkcjonowania tego wielkiego ugrupowania ekonomicznego, jednej z potęg współczesnego świata, do której Polska ma szansę dołączyć, tylko wyjątki od tych reguł. To, co my negocjowaliśmy, a co zainicjowały także poprzednie rządy - i za to, co zrobiły dobrze, należy im się podziękowanie i uznanie - to było negocjowanie odstępstw w wielu istotnych dla nas sprawach, na pewne okresy, od powszechnie obowiązujących zasad i regulacji. Te zasady i regulacje wynikają z wielkiego dotychczasowego dorobku Unii Europejskiej, natomiast w dalszej przyszłości - nad tym się już pracuje - także z udziałem Polski, także z udziałem naszych parlamentarzystów, będą modyfikowane m.in. po to, żeby zwiększać sprawność i funkcjonalność gospodarki całej Unii Europejskiej, w tym 10 nowych państw . Ponad polowa mieszkańców tych nowych państw zamieszkuje w naszej Polsce. I w tym kontekście dyskutując dzisiaj o warunkach, na jakich mamy wchodzić do Unii Europejskiej, warto i trzeba mówić o sprawach konkretnych, o czym też za chwilę.Warto pamiętać, że 2 lata temu na szczycie w Lizbonie, to właśnie przywódcy Unii Europejskiej podjęli amerykańskie wyzwanie, mierząc ambitnie, żeby w roku 2010 - Unia Europejska była najbardziej konkurencyjną, nowoczesną gospodarką opartą o wiedzę. I trzeba pamiętać o tym roku 2000, a nie widzieć tylko własne, partykularne interesy, czasami także polityczne i korzystać z kolejnej okazji, żeby wystąpić przeciwko temu, co nowoczesne i postępowe. Z pewnością taki charakter ma historyczny proces integracji europejskiej. Jest on pogłębiany poprzez koordynację polityk, także polityki międzynarodowej, polityki bezpieczeństwa, stopniową harmonizację w ramach polityki fiskalnej, wspólną jednolitą politykę finansową, monetarną, konkretnie wprowadzenie euro, poprzez właśnie Wspólną Politykę Rolną, która w takim stopniu nas interesuje. Także z tego względu, że wciąż tak znacząca częścią naszego społeczeństwa są polscy rolnicy, polscy chłopi, polscy przedsiębiorcy sektora rolno-spożywczego, gdzie zatrudniamy wciąż ponad 20% ludności, a na wsi zamieszkuje ok. 1/3 naszego narodu. Dlatego w sposób naturalny kwestie wsi i rolnictwa są dla nas ważniejsze, niż dla niektórych innych społeczeństw i gospodarek. Z tego rząd premiera Millera przez cały czas świetnie zdaje sobie sprawę i, jak sądzę, także poprzednie rządy prowadzące te negocjacje. Ale oprócz tego pogłębiania następuje proces poszerzania i w sumie to wzmacnianie międzynarodowej pozycji Unii Europejskiej trzeba odbierać jako odpowiedź europejską na wyzwanie amerykańskie, najpotężniejszej gospodarki świata. Tam, choć w inny sposób, także przebiegają procesy otwarcia, liberalizacji, a w ślad za tym integracji, wpierw w postaci NAFTY, a z czasem także wolnej strefy handlu, obejmującej całą Amerykę.
Jest oczywiste, że będziemy konkurować ze sobą w ramach Unii Europejskiej, tak samo jak przedsiębiorcy Suwalszczyzny konkurują z przedsiębiorcami z Jeleniej Góry. Ale z tego względu, że ze sobą konkurują, chyba jeszcze nikomu nie przyszło do głowy, żeby żądać niepodległości dla Dolnego Śląska, albo dla Warmii i Mazur. Kiedyś nastąpił proces polonizacji i powstał jeden organizm gospodarczy, kiedyś nastąpił - i stąd się bierze dzisiaj amerykańska potęga - proces amerykanizacji.
Najpierw było 13 stanów, potem następowały określone historyczne procesy integracji, potem nawet była straszliwa wojna secesyjna, która uratowała ten kraj przed dezintegracją. Z czasem powstała najpotężniejsza gospodarka, dlatego że dokonały się najwyższej klasy procesy integracyjne. Nie tylko ten sam język, który oczywiście jednoczy - a my swój język zawsze zachowamy, niezależnie od tego, jak bardzo Europa byłaby zjednoczona - ale to sama gospodarka, te same regulacje, te same reguły gry, ten sam pieniądz, to samo prawo gospodarcze. Dzięki temu USA jest taką potęgą, czego nie można powiedzieć o pozostającej w rozsypce - kilkanaście państw - Ameryce Łacińskiej. I dzisiaj przed podobnym wyzwaniem stoi Europa, która właśnie, szanując tożsamość narodową, kulturową, cywilizacyjną wszystkich narodów i narodowości, które naszą wspólną Europę tworzą, podejmuje to historyczne wyzwanie.
Dzisiaj ma nie być granic, dzisiaj ma być uczciwa konkurencja, dzisiaj mają przepływać idee, ludzie, technologie, kapitały, także do i z Polski. I z tego trzeba umieć korzystać, a nie bać się, tak jak np. niektórzy z przedstawicieli Samoobrony, którzy, na dobrą sprawę, nie wiadomo przed czym chcą się tak sami obronić, chyba najbardziej przed własnymi błędami i przed pomyłkami swojego myślenia. Przecież bronić się trzeba przed własnymi słabościami, przed tym, że wciąż w wielu sprawach za mało potrafimy, za mało jeszcze wiemy. A więc uczmy się, pracujmy, rywalizujmy, Polska na integracji, na otwarciu korzysta, to już widać, zwłaszcza, że część kosztów związanych z integracją, bo one są nieuniknione, większość tych kosztów już ponieśliśmy, natomiast przytłaczająca większość korzyści dopiero będzie osiągnięta. I nie mylmy, tak jak czyni to nie po raz pierwszy, i nie mam najmniejszych wątpliwości, że nie po raz ostatni, pan poseł Lepper - kosztów integracji europejskiej z kosztami w ogóle funkcjonowania gospodarki, reform strukturalnych, zmian instytucjonalnych albo, szerzej, transformacji systemowej prowadzącej do, oby pełnokrwistej, oby w jak największym stopniu społecznej gospodarki rynkowej.
Pan poseł Lepper w sposób błędny, o czym wie, a jak nie wie, to mu to wyjaśniam, po raz kolejny, myli różne etapy, jakie mamy za sobą w ciągu minionych 13 lat polskiej transformacji, gdyż wyraźnie były okresy lepsze i gorsze. Był okres początkowy lat 90., wielu niepotrzebnych szoków przy bardzo niskiej dozie transformacji. Był okres, kiedy polska gospodarka rozwijała się najszybciej, nie tylko spośród krajów postsocjalistycznych, ale wszystkich krajów europejskich. I taki okres może przyjść również wkrótce, m.in. dzięki mądremu wykorzystaniu procesu integracji europejskiej. Potem zaczęto bez sensu schładzać przechłodzone. Teraz wchodzimy w fazę czwartą, ożywienia i przyspieszenia tempa produkcji. Także ze względu na zmiany strukturalne, na tzw. konwergencję, na fakt, że członkostwo Polski w Unii Europejskiej jest już antycypowane przede wszystkim przez polskich przedsiębiorców, których większość potrafi się dostosować, ale także przez przedsiębiorców z innych części gospodarki światowej. Na gospodarkę światową trzeba coraz częściej patrzeć jak na różne części tej gospodarki światowej, a nie ksenofobicznie, nacjonalistycznie, co nic wspólnego z patriotyzmem nie ma. Patriotyzm bowiem służy rozwojowi ojczyzny, a nie hamowaniu jej postępu. Trzeba patrzeć na to tak, że integrujemy się z innymi narodami, z innymi gospodarkami, bo chcemy z nimi współpracować. A co do warunków tej współpracy to tam, gdzie one podlegają negocjacjom, twardo negocjujemy.
Pan poseł Lepper podaje różne przykłady, o ile spadła produkcja tego czy tamtego. Oczywiście w sposób zamierzony i świadomy. Zapomniał pan, panie pośle, nie wymienia pan produkcji żadnego artykułu, gdzie ona się zwielokrotniła, nie mówi pan o żadnych nowościach produkcyjnych, dziwi się pan, że spadła produkcja telewizorów czarno-białych, nie może pan wyjść ze zdumienia, że spadła produkcja pralki Frania. A ja się nie dziwię, bo pojawiły się nowe produkty i się pojawiają coraz częściej. Dzięki otwarciu polskiej gospodarki, dzięki wdrażaniu mechanizmów rynkowych. Natomiast łączyć się trzeba z panem posłem Lepperem w jego czasami może zbyt kolorowo przedstawionej krytyce różnych błędów polityki, ale nie można wsadzić wszystkich kotów do tego samego worka, gdyż były różne okresy. Nie można także nie dostrzegać, że już następuje wyraźne przyspieszenie tempa wzrostu gospodarczego, że coraz poważniej rysuje się szansa, że w roku przyszłym dochód narodowy brutto PKB zwiększy się o około 3,5%, a w pierwszym roku członkostwa Polski w Unii Europejskiej, w roku 2004, będzie sięgał czy oscylował wokół 5%. Dziś wypada powtórzyć: jeśli mówimy o kosztach i korzyściach płynących z integracji europejskiej, w szczególności w kontekście tego, jak do minimalizacji tych kosztów i maksymalizacji tych korzyści przyczynia się pakiet wynegocjowany tydzień temu w Kopenhadze, pod kierunkiem pana premiera Millera, przez zespół negocjacyjny i polityczny naszego rządu, trzeba powiedzieć, że dopływ kapitału do Polski, awans techniczny i technologiczny, lepsza jakość zarządzania, szerszy dostęp do rynków zewnętrznych, w stosunku do naszego narodowego, dla polskich przedsiębiorców, szersza możliwość wymiany informacji, kultury, przypływu siły roboczej, wyższe notowania Polski, które już widać, nazajutrz po ogłoszeniu dwa miesiące temu, 13 października, raportu Unii Europejskiej o gotowości jeszcze tylko 10 państw do zwieńczenia negocjacji, a dwa miesiące później już po zwieńczeniu tych negocjacji... W tej sprawie jest zgodność wszystkich analityków i ekonomistów. Bez względu na to, jak bardzo różnią się w innych sprawach, da nam to, bo to się jeszcze musi stać, także poprzez poprawę przedsiębiorczości i zarządzania mikroekonomicznego oraz jak najlepszą politykę makroekonomiczną, dodatkowo od 1 %, niektórzy twierdzą nawet, że do 2% więcej tempa wzrostu produktu krajowego brutto. Czy patriotyzmem byłoby rezygnowanie z historycznej możliwości przyspieszenia na trwałe tempa rozwoju własnej społeczności, własnego narodu, z którego będą korzystały wszystkie polskie rodziny i wszyscy polscy przedsiębiorcy?
To by nie było przejawem żadnego patriotyzmu. To by było po prostu wyrazem historycznej głupoty. A Polacy to jest bardzo mądry naród. Z pewnością na tym zakręcie historii dokona swoją wolą, przy okazji referendum, właściwego wyboru, aby można było jeszcze bardziej przyspieszyć tempo rozwoju polskiej gospodarki, jeszcze bardziej ją zdynamizować.
Mowa była tutaj także, jako że każda okazja podobno jest dobra, żeby mówić o tym, o czym się chce, że oto przez lata 90., początek lat bieżącej dekady, niepomiernie rosło zadłużenie. Padła z ust przewodniczącego Samoobrony, wzięta z sufitu Wysokiej Izby, kwota zadłużenia zagranicznego wynosząca 100 mld dolarów. Otóż chciałbym poinformować pana marszałka i Wysoką Izbę, że na koniec trzeciego kwartału br.
zadłużenie Skarbu Państwa wyniosło 27,7 mld dolarów, to jest według kursu niespełna 115 mld zł. Może się myli posłowi Samoobrony złoty z euro, albo z dolarem, choć nie powinien, bo wtedy się myli cztery razy. To jest tylko 35% naszego zadłużenia publicznego. Pozostałe 65%, kwota około 216 mld, to jest dług krajowy skarbu państwa. Czy ten dług się zwiększa? Owszem, zwiększa się, skoro Wysoka Izba rokrocznie uchwala budżety z deficytami, choć na rok przyszły będzie z deficytem o przynajmniej pół punktu procentowego mniejszy, niż rok bieżący, a przy tejże okazji ponownie informuję, że dobrze idzie realizacja tegorocznego budżetu, który Wysoka Izba uchwaliła przed rokiem, i będzie on wykonany. Jeśli wydajemy więcej w państwie polskim, bo taka jest potrzeba, konieczność inwestowania w kapitał ludzki, dofinansowania infrastruktury, a jakże, sowitego wspomagania naszego rolnictwa, rozwoju obszarów wiejskich, to trzeba pożyczać, żeby pokryć różnicę pomiędzy tym, co mamy w naszej wspólnej kasie wolą demokratycznie wybranego parlamentu, a tym, co wolą tegoż demokratycznie wybranego parlamentu musimy wydawać. W roku przyszłym pożyczymy z tego powodu kolejne około 38,7 mld zł, więc dług publiczny nieco wzrośnie. Teraz, w zależności od tego, co nam bardziej będzie się opłacało, będziemy pożyczać, albo na rynku krajowym w złotych, albo na rynku światowym w takiej czy innej walucie, w tym także, niedługo już w naszym wspólnym europejskim pieniądzu - euro, żeby zminimalizować dla podatnika koszty obsługi długu publicznego i jego przyrostu w sposób kontrolowany, gdyż proces ten znajduje się pod kontrolą.
Jeśli ktoś pyta się przy okazji, co my za te pieniądze robimy, co my z tego mamy, to przecież wystarczy się rozejrzeć wokół siebie i zobaczymy, że jednak przybywa nowych, dodatkowych miejsc pracy w nowoczesnych działach przemysłu i usług, że zmienia się oblicze polskiej wsi i polskiego miasta, a także naszego życia, choć, niestety, nie dotyczy to wszystkich i nie w takim stopniu, w jakim byśmy chcieli.
Dlatego też przede wszystkim musimy liczyć na siebie, a na integrację z Unią Europejską patrzeć w pewnym sensie instrumentalnie. I tak też czyni nasz rząd. To jest kolejny sposób na przyspieszenie długofalowo, na miarę pokoleń, a nie kwartałów, tempa rozwoju społeczno-gospodarczego naszego kraju. Jeśli chodzi o konkretne pytania kierowane pod moim adresem, jako wicepremiera i ministra finansów, odniosę się do nich pokrótce, Panie Marszałku.
Wyzwanie roku 2004, budżet, łącznie z pytaniem zadanym wprost, czy mogę zagwarantować, że wejście do Unii Europejskiej, i w tym kontekście nasze zobowiązania finansowe wobec naszego już wspólnego, europejskiego budżetu oraz transfer z budżetu europejskiego do budżetu państwa polskiego, nie doprowadzi do kryzysu finansów publicznych. Na dobrą sprawę nie można dawać tego typu gwarancji, bo to oznacza stwierdzenie stuprocentowe. Natomiast nam się nie powinny zdarzać, dlatego że mamy dobrą strategię rozwoju polskiej gospodarki, która albo się nie podoba, dlatego że jest może taka dobra, iż zagraża osłabieniem prawicowej opozycji, albo jest niezrozumiała, więc chętnie będę dalej wyjaśniał, zwłaszcza tym wszystkim, którzy przysłuchują się tej dyskusji i chcą wiedzieć, dlaczego to, co proponujemy, jest lepsze niż to, co potrafi zaproponować inny, z prawej strony.
Otóż polska gospodarka dzięki temu będzie rozwijała się szybciej, co już jest dla nas korzystne. Ponadto z naszych szacunków wynika, że każdy dodatkowy punkt procentowy wzrostu gospodarczego, znowu w kategoriach przyrostu tzw. produktu krajowego brutto, przy obecnym systemie fiskalnym, jego strukturze i rozwarstwieniu, daje per saldo, netto dodatkowo około 1 mld zł. Wobec tego, jeśli w zeszłym roku, w wyniku bezsensownego schładzania pod prawicowymi rządami, ta dynamika wynosiła marny 1%, a w roku wejścia do Unii Europejskiej może wynosić już około 5%, to różnica z tego tytułu przemnożona przez około 1 mld zł daje nam dodatkowo około 4 mld zł do budżetu państwa.
Z tego też punktu widzenia sytuacja będzie się poprawiała. Ale jest problem i o tym rząd mówił cały czas otwarcie, niczego nigdy nie ukrywał, nie ma tutaj żadnych niespodzianek. Z punktu widzenia całej gry finansowej, operacja jest dla nas zdecydowanie korzystna dlatego, że suma transferów finansowych do Polski będzie przewyższała zasadniczo to, co z Polski będziemy musieli wnieść do budżetu Unii Europejskiej. Tylko gra finansowa polega teraz na tym, że oto składkę będzie płacił budżet państwa polskiego, a korzyści będzie czerpała polska gospodarka i polskie społeczeństwo. I większość środków nie będzie przechodziła przez ten budżet. Wobec tego powstaje konieczność poniesienia dodatkowego wysiłku z budżetu państwa. I powstaje pytanie, w jaki sposób ten dodatkowy wysiłek będzie musiał być sfinansowany i czy grozi to kryzysem finansów publicznych? Nie, nie grozi.
Groziłoby, gdyby była kontynuowana polityka poprzednich lat stagnacji i schładzania koniunktury, gdybyśmy nie potrafili przyspieszyć tempa rozwoju polskiej gospodarki, a to się dzieje nawet, gdyby nie było procesu integracji, ten zaś dokłada do tej dynamiki jeszcze swój twórczy element. Nie będzie tego kryzysu, jeśli przeprowadzimy niezbędne zmiany w strukturze naszych finansów publicznych, o które dopytują się panie i panowie posłowie również z prawej, a nie tylko z lewej strony tej sali, co zrozumiałe. I liczę na to, że gdy te propozycje przyjdą, a w niektórych punktach okażą się trudne do przeprowadzenia, to wtedy będziemy mieli to samo wsparcie, które teraz tak łatwo jest deklarowane. I że te słowa nie są rzucane na wiatr, tylko mają służyć poparciu tego, co robimy. Co zaś do samych faktów.
Po pierwsze, będziemy zwiększać dochody do budżetu państwa i według naszych projekcji w latach 2002-2005 powinny one się zwiększyć o ok. 20 mld zł w wyniku rozkręcania koniunktury gospodarczej, a także wynegocjowanych bardzo twardo i skutecznie w Kopenhadze transferów bezpośrednich do budżetu państwa, które w sumie w latach 2004-2006 przekraczają 6,5 mld zł. Proszę sobie wyobrazić, jak musiałyby na przykład zwiększyć się podatki, albo jak mocno trzeba byłoby obciąć wydatki, aby wygospodarować kwotę 6,5 mld zł, która w sumie wcześniej i jeszcze przy pewnych twardych, dalszych negocjacjach w końcówce, w Kopenhadze została uzyskana.
Po drugie, nie ulega wątpliwości, że trzeba będzie zracjonalizować pewne grupy wydatków, aby na określonym poziomie nie równowagi, bo będzie pozostawał deficyt budżetowy, domknąć finanse publiczne w 2004 r. i następnym.
Po trzecie, nie ulega także wątpliwości, że będziemy musieli kontynuować, a nawet zintensyfikować i właściwie ukierunkować pewne działania odnośnie do zreformowania systemu podatkowego, zwłaszcza pod kątem jego większej przejrzystości, uproszczenia, większej dozy wspierania przedsiębiorczości i odbiurokratyzowania gospodarki, ale także zwiększenia strumienia dopływu do budżetu państwa. Po czwarte, zastosujemy specjalne, wyjątkowe, unikatowe przygotowywane na tę właśnie okoliczność, którą jest wyzwanie roku 2004 dla finansów publicznych, instrumenty finansowe, o których Wysoka Izba będzie poinformowana, kiedy tylko w tej sprawie gotowe będą projekty, łącznie z właściwymi projektami ustaw, gdyż wymagać to będzie tutaj debaty i akceptacji Wysokiej Izby.
Po piąte, pracujemy razem, spokojnie, stopniowo, konsekwentnie z niezależnym Narodowym Bankiem Polskim, nad znalezieniem takich rozwiązań, które umożliwią odpowiednie wykorzystanie zasobów finansowych, będących do dyspozycji państwa polskiego, aby rozładować nieco ten dodatkowy obowiązek finansowy. Trzeba znaleźć środki, które umożliwią tę dodatkową redystrybucję, aby budżet państwa polskiego mógł się nieco bardziej wysilić po to, żeby polska gospodarka dużo więcej mogła z tego skorzystać poprzez wejście w mechanizm redystrybucyjny Unii Europejskiej, który jest korzystny dla rozwoju polskiej gospodarki. A saldo w sumie transferów tego, co z Polski wyjdzie, to nawet na prawicy powinniście państwo umieć liczyć, w stosunku do tego, co do Polski wejdzie, to jest plus 28 mld zł. I niektórzy z panów posłów mówią, że chcą proponować swoim wyborcom, aby zrezygnować w ciągu 3 lat z 28 mld zł, będąc gospodarką, społeczeństwem na dorobku, które chce ścigać się i doganiać tych, którzy z przyczyn historycznych są od nas bardziej rozwinięci. To ja się zwracam do młodzieży siedzącej tutaj na galerii - to dla was ta Unia Europejska. Tak, dla następnego pokolenia. I dzięki temu, że będziemy dostawać w tych latach o 28 mld zł per saldo więcej, będzie wyższy poziom kształcenia, lepsza będzie infrastruktura, wyższy będzie poziom produkcji, jak również konsumpcji. Czego będzie mniej? Mniej będzie powodów do demagogii, mniej będzie argumentów, na które można będzie się powoływać, bo są to pseudoargumenty. Twardych faktów będziemy dokonywać urzeczywistnianiem idei integracji europejskiej na korzyść, a nie na koszt polskiej gospodarki, gdyż jest to przedsięwzięcie dla nas absolutnie korzystne. Ale nigdy nie ukrywaliśmy tego, że pociąga za sobą koszty, że są trudne kwestie, które są wciąż przed nami. Na razie skończyły się tylko negocjacje. Teraz trzeba wykonać jeszcze całą masę prac, także w obrębie finansów publicznych, aby to dodatkowe korzyści zmaksymalizować, a nieuchronnie temu towarzyszące koszty zracjonalizować czy zminimalizować.
I z tego też punktu widzenia, Panie Marszałku, Wysoka Izbo, chcę to wyraźnie podkreślić tutaj, z tej mównicy: największym beneficjentem integracji europejskiej, ze względu także na strukturę polskiej gospodarki i polskiego społeczeństwa, będzie polskie rolnictwo. Czy wynegocjowaliśmy tyle, ile było można? No, chyba nikt, nawet przy złej woli, nie może wątpić w to, że gdyby można było wynegocjować więcej, to byśmy wynegocjowali. To jest tak proste i tak logiczne. I tę logikę także trzeba stosować, jeśli nie zawsze, to przynajmniej od czasu do czasu, na polskiej prawicy.
Co do dopłat bezpośrednich dla rolnictwa, w pracach, które teraz prowadzimy. Oczywiście są one uwzględnione. Przyglądamy się, jakie bezpośrednie konsekwencje finansowe dla budżetu państwa polskiego mogłyby mieć dopłaty do dopłat, a więc ewentualne wyrównywanie do wynegocjowanych podwyższonych progów (już po transferach ze środków strukturalnych) drugiego filara według określonych zasad. Wymagają one kofinansowania na poziomie 20 % z budżetu państwa, a więc mają konsekwencje dla budżetu państwa polskiego, który i w ten sposób będzie dodatkowo jeszcze pomagał naszym rolnikom. Otóż co do tych podwyższonych 65%, to dopłaty do dopłat byłyby dalszym dodatkowym obciążeniem dla budżetu. To co wynegocjowaliśmy dotychczas, co już jest faktem, jeśli wszystkie procesy będą przebiegać tak, jak przebiegają, to jest możliwość, natomiast teraz trzeba ją wypełnić finansową treścią. I to, jaki ostatecznie będzie poziom finansowania tych i innych konkurencyjnych potrzeb ostatecznie, zawsze będzie rozstrzygała Wysoka Izba, po demokratycznych dyskusjach, po wysłuchaniu wszystkich argumentów, przyjmując określone ustawy budżetowe. Przecież to jest element wydatków budżetowych i dzisiaj wołamy, a na pewno ja i tutaj liczę na poparcie pań i panów posłów, o jak najdalej idące odsztywnianie wydatków, a nie o ich dalsze usztywnianie. Dzisiaj nie ma miejsca i nie pora na żądanie jakiegokolwiek dalszego usztywniania wydatków budżetowych poprzez jednoznaczne polityczne deklaracje bądź gwarancje ustawowe. Parlament polski ma prawo i musi mieć swobodę wyboru na co wydawać publiczne pieniądze. Zadanem rządu jest to, żeby to pole wyboru poszerzać. I nad tym m.in. pracujemy przy równoczesnym zwiększeniu maksymalnych zdolności do absorpcji funduszy strukturalnych, przygotowując reformę finansów publicznych. Wobec tego, jeśli środki na to pozwolą, Wysoka Izba będzie je alokowała tak, jak uzna to za stosowne. My wynegocjowaliśmy to na korzyść polskich rolników, którzy w przytłaczającej większości z tego się cieszą, bez względu na to, co by im ktoś tutaj próbował wmówić, bardzo dobry układ. A jeśli chodzi o pieniądze, to zaręczam państwu jako minister finansów, że zawsze lepiej jest mieć ich więcej niż mniej , zwłaszcza jeżeli są własne.
A co do wyjątków, panie i panowie posłowie pokrzykujący to na mnie od czasu do czasu z prawej strony, to cóż, prawem każdego posła, prawem każdego obywatela w demokratycznym państwie prawa, którym jest nasza piękna ojczyzna, mieć takie poglądy i głosić takie poglądy w taki sposób, jaki uznaje to za stosowne, nawet jeśli fundamentalnie się myli, rozmija z faktami, nie potrafi zatroszczyć się o interes polskiej gospodarki, polskich rodzin, polskich przedsiębiorców. Jeśli ktoś chce pójść śladem wezwań Ligi Polskich Rodzin albo Samoobrony, żeby głosować przeciwko wykorzystaniu tej wielkiej historycznej szansy, to oczywiście takie jego czy jej prawo. Ale to będzie zdecydowana mniejszość polskiego społeczeństwa, bo zdecydowana większość polskiego społeczeństwa chce dobrze.
My w tej lidze nie gramy, w Lidze Polskich Rodzin, która tak formułuje cele, nie gramy.
My nie gramy w trzeciej lidze, my gramy w lidze europejskiej......w lidze światowej. Jeślibyśmy grali tak, jak proponujecie to państwo tutaj, w pseudotrosce o nasz interes nie popierając tego, że polska gospodarka może się szybciej rozwijać-w takim razie, idąc śladem postulatów niektórych posłów Samoobrony (niektórych, podkreślam) i niektórych posłów Ligi Polskich Rodzin oraz Prawa i Sprawiedliwości, poszlibyśmy bardzo szybko z torbami. A ja nawet państwu życzę, żebyście poszli z torbami, z jakimi "politycznie" pójdziemy, jeśli to przegramy, tylko z torbami pełnymi świątecznych prezentów. Wesołych Świąt