Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Wywiady

 

Publikacje

Książki

Eseje

Working Papers

Artykuły

Wywiady

CV

Kontakt

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

"Gazeta Studencka", Tarnów, luty 2001 r.

 

Jestem długodystansowcem

 

Rozmowa prof. zw. dr hab. Grzegorzem W. Kołodko

Dyrektorem TIGER - Centrum Badawczego Transformacji, Integracji i Globalizacji przy WSPiZ im. Leona Koźmińskiego w Warszawie, ekspertem organizacji międzynarodowych, autorem "Strategii dla Polski", wicepremierem i ministrem finansów RP w latach 1994-97

 

- Jak Pan wspomina wizytę w MWSE w kwietniu 1999?

Było to ciekawe i pożyteczne spotkanie. Sądzę, że żywa dyskusja była interesująca nie tylko dla mnie, czego dowodzą także późniejsze echa prasowe. Fakt zaś, że aula nie mogła pomieścić chętnych - pomimo że było to niedziela - dowodzi, jak ogromna jest także w tym środowisku potrzeba profesjonalnej dyskusji o kwestiach transformacji i uwarunkowaniach rozwoju społeczno-gospodarczego. Ze swej strony przeto wspominam tamto spotkanie jak najlepiej i tym chętniej skorzystałem z kolejnego zaproszenia oraz możliwości odwiedzenia tej młodej i obiecującej uczelni. Jest to także dobra sposobność do kolejnego spotkania się z miejscowymi przedsiębiorcami i działaczami samorządowymi, z którymi wymiana poglądów zawsze jest kształcąca.    

 

- Jak bardzo system kształcenia w czasach, kiedy Pan kończył studia, różni się od aktualnego?

Przede wszystkim teraz jest duża większa swoboda w wyborze dyscyplin i przedmiotów, które można studiować. Większa zatem jest doza indywidualizacji toku studiów. Większy jest też zakres związków z praktyką gospodarczą, a nade wszystko z orientacją już podczas studiów na przyszłą pracę - jeśli nie co do jej konkretnego miejsca, to z pewnością co do charakteru przyszłych profesjonalnych zajęć. No i, oczywiście, pojawiły się zupełnie nowe formy przekazywanie treści oraz dyskusji związane z powszechną komputeryzacją oraz rewolucją internetową. To wielka zmiana i warto ją jak najlepiej zdyskontować dla siebie, gdyż niepomiernie zwiększa to możliwości kształcenia. Wszędzie. Także tu, w Małopolsce, w MWSE.

 

- Odszedł Pan z rządu w 1997 roku. Czym zajmował się Pan w tym czasie?

Dużo podróżowałem, cztery razy objechałem świat dookoła, odwiedzając zarówno państwa dobrze prosperujące pod względem gospodarczym, jak i te mające poważne problemy rozwojowe. W sumie podczas tych ostatnich lat byłem w 40 krajach. Poznałem "od kuchni" działania Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, gdzie przygotowałem kilka opracowań na temat globalizacji i posocjalistycznej transformacji, współuczestnicząc przy okazji w wypracowywaniu tzw. konsensusu postwaszyngtońskiego. Zapoznałem się bliżej z działalnością wielu ważnych organizacji związanych z procesami rozwoju globalnej gospodarki i zmianami gospodarczymi zachodzącymi we współczesnym świecie, sam przy okazji dzieląc się swoimi doświadczeniami i doradzając niektórym rządom oraz organizacjom międzynarodowym w kwestiach reform strukturalnych i polityki rozwoju.  

Napisałem wiele prac naukowych, które zostały opublikowane w 20 językach - od Chile i Brazylii poprzez USA i całą Europę po Indie i Chiny. Najważniejsza z nich - książka pt. "From Shock to Therapy. The Political Economy of Postsocialist Transformation" wydana przez Oxford University Press w 2000 roku - ukazała się również po polsku, rosyjsku i chińsku, a teraz tłumaczona jest na język japoński. Ostatnią natomiast książką po angielsku jest praca pt. "Post-Communist Transition. The Thorny Road", którą wydał w końcu minionego roku University of Rochester Press. Wiele z moich naukowych opracowań przygotowanych w ostatnich latach można znaleźć w Internecie pod http://papers.ssrn.com lub też na mojej stronie internetowe. Zapraszam.

 

- A co Pan Profesor robi obecnie?

Prowadzę badania i publikuję. Dużo wykładam. Regularne zajęcia prowadzę w warszawskiej SGH oraz WSPiZ. Na tej drugiej uczelni - przyjmując zaproszenie rektora, profesora Andrzeja K. Koźmińskiego - założyłem Centrum Badawcze Transformacji, Integracji i Globalizacji - TIGER. To skrót od angielskiej nazwy: Transformation, Integration and Globalization Economic Reserach. Przewodniczącym Rady Naukowej jest laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii z 1999 roku - profesor Robert A. Mundell.

TIGER zajmuje się badaniami transformacji systemów gospodarczych w krajach posocjalistycznych oraz ich interakcją z gospodarką światową. Studiujemy też problemy integracji wyłaniających się rynków z gospodarką światową, a także regionalne procesy integracyjne, w tym też postęp w zbliżaniu gospodarek wschodnioeuropejskich do Unii Europejskiej. Jeden z obecnie realizowanych międzynarodowych projektów badawczych dotyczy tzw. nowej gospodarki i jej roli w stymulowaniu długoterminowego wzrostu w krajach naszego regionu. Informacje o pracach TIGER-a można znaleźć (a także w ten sposób być z nami w kontakcie) w naszej witrynie internetowej pod adresem www.tiger.edu.pl

Wyszła też moja najnowsza książka zatytułowana "Moja globalizacja, czyli dookoła świata i z powrotem". Wydawcą jest toruński TNOiK (www.tnoik.torun.pl). To zbiór przemyśleń i doświadczeń nie tylko z lat pracy w polskim rządzie, ale przede wszystkim z tych licznych i jakże inspirujących podróży, z wielu dyskusji naukowych i politycznych. To również refleksje i obserwacje wyniesione z Banku Światowego, MFW, ONZ-u, a także z kilku amerykańskich uniwersytetów - Yale, UCLA, Rochester - gdzie w międzyczasie wykładałem. Ta książka zawiera zatem opis wielu frapujących doświadczeń z szerokiego świata. Jednakże przede wszystkim jest to praca o wielu jego obliczach oraz szansach i wyzwaniach rozwojowych, jakie niesie nam era globalizacji. Fragmenty książki można przejrzeć również na mojej stronie internetowej.

       

- Jak Polska traktowana jest na arenie międzynarodowej? Z jakimi opiniami na ten temat Pan się spotyka?

        Polska ma dobrą opinię w świecie, bo sobie na to zasłużyliśmy dorobkiem naszej kultury i gospodarki. Jednakże ostatnio to dobre zdanie o naszej ojczyźnie staje się jakby mniej wyraźne. Pogorszenie koniunktury gospodarczej, spadek tempa wzrostu, nierozwiązane problemy społeczne, słaby budżet, przyspieszenie inflacji w latach 1998-2000, ponowne narastanie dużego zadłużenia zagranicznego - to czynniki, które zmniejszają skalę uznania dla polskiej gospodarki. Jednakże na tle innych krajów regionu jest ona wciąż jeszcze oceniana najwyżej. Wciąż procentuje imponujący wzrost gospodarczy osiągnięty w latach 1994-97, kiedy to PKB zwiększył się realnie aż o 28 procent, podczas gdy w latach 1990-92 i 1998-2000 w sumie wzrost  był zerowy. Polska jest także wszędzie postrzegana jako kraj ważny, choć nie tyle wynika to z naszego potencjału ekonomicznego - gdyż ten, przy wkładzie ledwie około 0,6 procent do światowego PKB, jest nader znikomy - ale z naszego położenie geopolitycznego. Świat przeto z dużym zainteresowaniem - a także z niemałą życzliwością, co trzeba wykorzystywać na naszą korzyść - obserwuje Polskę i nasze zmagania o lepsze jutro.        

 

- Był Pan doradca prezesa  NBP w latach 1982- 1988. Co sądzi Pan o aktualnych zmianach w tej instytucji?

 

        Bank centralny to ważna instytucja. Profesor Baka - Prezes NBP w latach 1986-90 - przypomniał ostatnio podczas jednej z debat publicznych moją determinację w zabiegach o stabilizację finansową, przeciwdziałanie inflacji i umacnianie pieniądza w tamtym okresie. Piszę o tym sporo w swoich wcześniejszych pracach, o których informacje także można znaleźć na mojej stronie internetowej (http://kolodko.tiger.edu.pl). Teraz - od wielu już lat - NBP ma pełną niezależność, a w ramach reform strukturalnych wprowadzonych "Strategią dla Polski" stworzyliśmy też Radę Polityki Pieniężnej, która powinna - miejmy nadzieję - dobrze koordynować politykę pieniężną. Niestety, ostatnie lata nie są tego najlepszym przykładem, co dużo kosztuje polskiego podatnika i przedsiębiorcę, a więc - nas wszystkich.

Ogólnie jednak niezależny NBP to ważne i bardzo potrzebne ogniwo w całym łańcuchu nowych powiązań instytucjonalnych sprzyjających wzmacnianiu gospodarki rynkowej.

 

- Co Pan sądzi o wyborze L. Balcerowicza na szefa NBP? Jaki byłby najlepszy wybór według Pana?

Podzielam pogląd tych, którzy twierdzą, że lepiej by było, gdyby to stanowisko zostało powierzone bezpartyjnemu fachowcowi, a fakt jego objęcia w wyniku układu politycznego pomiędzy UW a AWS - poparcie dla złego budżetu za poparcie kandydatury na szefa NBP - już zawsze będzie ciążył. Trudno w takiej sytuacji właściwie pełnić funkcję. Ale pamiętajmy, że Prezes NBP to tylko primus inter pares, a kluczowe decyzje podejmuje cała RPP. Trzeba zatem mieć nadzieję, że wraz z prezesem będzie prowadziła dobrą politykę pieniężną.  

 

- Nie szczędził Pan Profesor krytyki wobec błędnej polityki byłej prezes NBP, co także czasami można dostrzec w Pańskich cotygodniowych artykułach publikowanych na łamach "Nowego Życia Gospodarczego". Czy sądzi Pan, że nagłe odejście Pani H. Gronkiewicz-Waltz to ucieczka od odpowiedzialności za błędne decyzje NBP?

 

        Tak, nie można nie dostrzec i takiego - obok potrzeby stworzenia wakatu - aspektu tych zmian kadrowych. Wszystkich przecież polityków gospodarczych - także poprzedniego i obecnego szefa NBP - trzeba oceniać wyłącznie przez pryzmat faktów, do których ich działania (i zaniechania) doprowadziły. A fakty te przecież z całą jaskrawością obnażają małą skuteczność prowadzonej polityki. Żaden z zakładanych celów - tak w sferze finansowej, jak i realnej - nie został osiągnięty, a koszty społeczne drastycznie poszły w górę.

Inflacja jest dużo większa niż zapowiadana, deficyt budżetowy wymyka się spod kontroli, przedsiębiorstwa zadłużyły się ponad miarę, dług publiczny nadal rośnie, deficyt na rachunku obrotów bieżących po roku 1997 z górą się podwoił, i to przy równoczesnym wyraźnym pogorszeniu struktury jego finansowania na rzecz nadmiernego udziału krótkoterminowego kapitału spekulacyjnego. W sferze realnej zaś dalszemu pogorszeniu uległa mikroekonomiczna efektywność, bezrobocie wzrosło o około 800 tysięcy osób i przekracza 15 procent, a tempo wzrostu PKB spadło z 7,2 procent w pierwszym kwartale 1997 roku, kiedy to kończyłem swoją misję w rządzie, do ledwie 3,9 procent obecnie. Wymowa tych twardych faktów jest bezlitosna i pokazuje nam, jak kompromitująca jest polityka finansowa lat 1998-2000.    

 

- Co Pan sądzi na temat przyszłości Warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych? Czy powinna ona szukać aliansu z którąś z zachodnich giełd, czy może powinna starać się budować pozycje najmocniejszej giełdy w Europie Środkowowschodniej. A może wchodzić w alians z giełdą w Pradze lub Budapeszcie?

 

WGPW wydaje się mieć dobre perspektywy. Jest to instytucja ważna i potrzebna, a mijające właśnie pierwsze dziesięciolecie jej funkcjonowania trzeba ocenić pozytywnie. To jedna z solidniejszych instytucji naszej młodej gospodarki rynkowej. Powinna ona zatem kontynuować swój samodzielny byt, gdyż jest to organizacja potrzebna polskiej gospodarce i sprzyjająca formowaniu się rodzimego kapitału. A bez jego istotnego przyrostu trudno byłoby z optymizmem patrzeć w przyszłość. Myślę, że nasza giełda już jest najbardziej rozwinięta i dojrzałą - albo jak Państwo mówicie w pytaniu "najmocniejszą" - giełdą w naszej części kontynentu. I to jest naturalne, jesteśmy bowiem tutaj największą gospodarką. Być może, alians z giełdą w Pradze lub Budapeszcie też rozwojowi naszego krajowego i regionalnego rynku kapitałowego by nie zaszkodził, ale związek taki nie jest bynajmniej konieczny. Najważniejsze, aby giełda nadal sprzyjała funkcjonalnej i efektywnej alokacji kapitału, którego nam przecież wciąż nie starcza.

 

- Kiedy i Czy i kiedy przewiduje Pan połączenie dolara i euro, o czym napomyka  Pan w swoim artykule opublikowanym w "NZG" pt. "Po drugiej stronie lustra" (22.X.00; zob. też strona internetowa www.kolodko.tiger.edu)?

 

        Nie jest to z pewnością kwestią najbliższych lat. Jeśli w ogóle do tego kiedykolwiek dojdzie - a dobrze byłoby, gdyż zmniejszyłoby to koszty transakcyjne oraz wyeliminowało wciąż nadmierne ryzyko kursowe pomiędzy różnymi obszarami walutowymi - to z pewnością nie jest to realne w perspektywie tej dekady, a nawet tego pokolenia. Warto jednak ten aspekt funkcjonowania światowej gospodarki dostrzegać i o tym profesjonalnie dyskutować. Być może, że kiedyś - w dalszej perspektywie - na bazie integracji obszaru walutowego dolara, jena i euro dojdzie do daleko posuniętej integracji gospodarki światowej i powstanie jeden światowy pieniądz, na przykład jakiś "global". Byłaby to naturalna konsekwencja daleko zaawansowanej globalizacji, która przecież jest wciąż w powijakach.  

   

- Jakie widzi Pan recepty, aby polska gospodarka wyszła z dołka?

 

        Dziś już chyba dla każdego światłego ekonomisty i polityka jest oczywiste, że trzeba powrócić do linii programowej "Strategii dla Polski". Potrzebna jest nam orientacja bardziej na wzrost gospodarczy w oparciu o preferencje dla formowania się rodzimego kapitału, a zagraniczne oszczędności i ich wartki dopływ w formie inwestycji bezpośrednich mogą stanowić tylko uzupełnienie krajowych inwestycji. Potrzebna jest nam dobrze ukierunkowana polityka przemysłowa posługująca się instrumentami tak fiskalnymi, jak i kredytowymi. Silnego wsparcia ze strony polityki handlowej rządu potrzebuje zbyt słaby sektor eksportowy. Niezbędna jest poprawa zarządzania na szczeblu mikroekonomicznym i rozwój autentycznej, ukierunkowanej na akumulację i ekspansję przedsiębiorczości. Potrzebna jest zatem kompleksowa "Strategia dla Polski. Wiek XXI". Zręby takiego programu istnieją, a rozwinąć i uszczegółowić trzeba go wokół czterech filarów:

-       szybki wzrost;

-       sprawiedliwy podział;

-       korzystna integracja;

-       sprawne państwo.

Polskę stać na powrót na ścieżkę szybkiego tempa wzrostu rzędu 5-7 procent rocznie i to nie przez cztery lata, jak to się już działo, ale prze dłuższy okres. Ton jest trudne, ale możliwe i warto wspólnie do tego zmierzać.   

 

- Czy wynik wyborów prezydenckich ( w tym drugie miejsce A. Olechowskiego) był dla Pana zaskoczeniem?

 

        Nie, tego należało się spodziewać, poczynając od faktu zasłużonego zwycięstwa Aleksandra Kwaśniewskiego już w pierwszej turze. To zaś, że z kretesem przegrał z nim ówczesny lider AWS-u - Marian Krzaklewski - przecież też było do przewidzenia. Przecież w ten sposób społeczeństwo dało wyraz swej narastającej dezaprobaty dla tak marnej polityki gospodarczej całego rządu. Była to więc także negatywna ocena działań Unii Wolności i jej czołowych polityków, którzy odpowiadali za koordynację polityki ekonomiczno-finansowej. Właśnie tak należy odczytywać wyniki tych wyborów.

 

- Co Pan sądzi o czterech wielkich reformach? Które się powiodły, a które nie?

 

Konsekwentne prowadzenie reformy ubezpieczeń społecznych należy ocenić pozytywnie. Oczywiście, tej reformy ani za tego rządu nie zaczęto, ani za tego rządu nie zostanie ona zakończona. Podstawy do jej wdrożenia zostały przygotowane jeszcze przez rząd SLD-PSL i dobrze, że rząd AWS-UW nie zahamował, a wręcz przyspieszył ten proces. Pozostałe zaś tzw. wielkie reformy w ogóle nie powinny być tak określane, gdyż ani to reformy, ani wielkie. Reforma to zespół działań instytucjonalnych, strukturalnych i politycznych, który ma na celu poprawę funkcjonowania danej sfery gospodarki czy też usług publicznych albo organizacji państwowych. Jeśli zaś coś się zmienia na gorsze, to jest destrukcja, dezorganizacja, a nie prawdziwe i społecznie użyteczne reformowanie.

Przy okazji prób zmian w sposobie funkcjonowania ochrony zdrowia czy też przy okazji źle pomyślanych i nienajlepiej wdrażanych zmian w szkolnictwie trzy zasadnicze cele powinny być najważniejsze:

-       po pierwsze, podniesienie jakości świadczonych usług (medycznych, zarówno profilaktycznych, jak i leczniczych, oraz oświatowych i edukacyjnych);

-       po drugie, poprawa warunki pracy i płacy, a więc w efekcie podniesienie standardu życia osób zatrudnionych w służbie zdrowia czy szkolnictwie (a jest to przecież nie bagatelna w skali kraju grupa społeczna, licząca wraz z rodzinami kilka milionów osób);

-       po trzecie, poprawa stanu finansów publicznych;  

W istocie chybiono w osiągnięciu każdego z tych celów, czego dowodzą tak sytuacja, w jakiej znalazły się szpitale i kasy chorych, czy też niedawne protesty pielęgniarek. Poprawy poziomu oświaty także trudno się spodziewać, szczególnie w niedużych miejscowościach i miasteczkach, gdzie miast autentycznego reformowania - a więc zmianą poziomu i warunków kształcenia tamże na lepsze - niekiedy mamy do czynienia z likwidacją istniejących szkół. To, niestety, może prowadzić tylko do osłabienia motywacji do kształcenia, marnowania talentów i erodowania potencjału kapitału ludzkiego w Polsce. A pamiętajmy, że wciąż jeszcze - i to też przyczynia się do względnie dobrej opinii o naszym kraju w świecie - kapitał ten oceniany jest dość wysoko, a jego znaczenie podczas naszej dalszej integracji z Unią Europejską i światowym układem gospodarczym jest nie do przecenienia.

   

- Panie Profesorze, jak Pan ocenia ostatnią decyzję RPP w sprawie stóp procentowych?

 

        Jest to oczywisty - kolejny już, niestety, z całej serii - poważny błąd. Stóp tych pół roku temu nie należało podwyższać, a reakcje typu panikarskiego w przypadku NBP są szczególnie szkodliwe. Teraz zaś - od wielu już miesięcy - występują wszystkie niezbędne przesłanki do ich obniżenia. I to nie o jeden do półtora punktu procentowego, ale o 2,5 do 3 punktów. W innym przypadku NBP nadal będzie nas jako podatników (poprzez relatywne zawyżanie kosztów obsługi długu publicznego, który wszyscy płacimy za pośrednictwem budżetu naszego państwa) oraz konsumentów (gdyż wszyscy płacimy za wysokie oprocentowanie, które producenci i handlowcy przerzucają na ceny) obciążał kosztami swojej nieracjonalnej polityki, zbierając zarazem pochwały ze strony kapitału spekulacyjnego, który na takiej polityce wychodzi najlepiej.

Należało stopy procentowe zatem obniżyć i odwlekanie tej decyzji jest błędne i szkodliwe. Redukcję stóp już od kilku miesięcy sugeruje MFW, oczekuje tego też rynek, a zasadności takiego ruchu dowodzą analitycy zagranicznych banków inwestycyjnych. Utrzymywanie wygórowanych odsetek podnosi niepotrzebnie koszty funkcjonowania całej gospodarki, gdyż realna stopa jest irracjonalnie wyśrubowana. Ważna jest relacja nominalnych stóp procentowych wobec indeksu cen produkcji, który wyniósł w grudniu tylko 5,7 procent, podczas gdy stopa lombardowa NBP wynosi aż 22,5!

Utrzymuje się przy tam nadal nadwartościowy kurs złotego, gdyż nadmiernie wysokie stopy procentowe, przyciągając krótkoterminowy spekulacyjny kapitał zagraniczny i zwiększając popyt na złotego, ciągną jego cenę w górę. To z kolei obniża konkurencyjność polskich firm w eksporcie. Za wpływy z eksportu uzyskują one dużo mniej licząc przychody w złotych, niektóre przedsiębiorstwa wypadają zatem z rynku, a wiele z nich wręcz bankrutuje. Rośnie bezrobocie, spada popyt wewnętrzny i dalej "psuje się" gospodarka. Stąd z kolei bierze się cała sekwencja dalszych  negatywnych procesów, także patologie społeczne związane z dużym i nadal rosnącym bezrobociem, takie jak przestępczość. Wielu z tych negatywnych następstw słabej aktywności produkcyjnej  można by w jakiejś mierze uniknąć, gdyby tylko obniżyć stopy procentowe we właściwym czasie i na właściwą skalę. W niczym nie zagroziłoby to skuteczności polityki antyinflacyjnej, która skądinąd przy obecnej polityce jest przecież bardzo mizerna.  

 

- Co według Pana jest największym zagrożeniem dla Polski w 2001 roku?

 

        Rok 2001. To jest rok na przeżycie. Do jego końca nie należy się już niczego szczególnie dobrego spodziewać od strony polityki gospodarczej. Teraz trzeba spokojnie poczekać, aż powstaną warunki do posprzątania po bałaganie, jaki powstał ostatnio i do usuwania zgubnych następstw polityki "schładzania bez sensu" lat 1998-200. Wciąż przy tym istnieje ryzyko załamania się kursu złotego i wybuchu kryzysu finansowego, ale sądzę, że - antycypując nadchodzące w dłuższej niż roczna perspektywie zmiany na lepsze - uda się tego uniknąć. Damy więc sobie radę z tym rokiem 2001, choć szkoda, że polityka miast rozwiązać, tyle dodatkowych problemów nam stworzyła.

 

- Jak Pan postrzega szansę Polski w procesie globalizacji?

 

        Globalizacja stwarza nam zdecydowanie więcej dodatkowych szans niż przysparza dodatkowych zagrożeń. Dotyczy to liberalizacji handlu, a zwłaszcza przepływów kapitału i inwestycji na skalę międzynarodowej. Trzeba tylko umiejętnie z tego korzystać prowadząc odpowiednie działania od szczebla przedsiębiorstwa poprzez region do rządu. O tym jak wypadnie saldo tych dodatkowych możliwości i nowych ryzyk, zadecyduje polityka. Globalizacja nie wyklucza bowiem możliwości prowadzenia dobrej, prorozwojowej, służącej naszym narodowym interesom polityki finansowej czy - szerzej - gospodarczo-społecznej. Trudno z tego punktu widzenie ocenić tę politykę w trakcie kilku ostatnich lat bezkrytycznie, aczkolwiek wiele przecież zmienia się na lepsze. Wszędzie - w Małopolsce i w Tarnowie też. A i ten region musi widzieć swoje perspektywy rozwojowe w kontekście nieubłaganie toczącej się globalizacji, a więc kształtowania się jednego, w coraz większym stopniu zintegrowanego światowego rynku kapitału i towarów. Na wyzwania płynące z globalizacji trzeba zatem umieć właściwie zareagować i odpowiedzieć tak w Warszawie, jak i w Tarnowie. Trzeba umieć wygrywać ten proces dla siebie, korzystając z transferów technologii, dopływu nowych inwestycji z zagranicy, dostępu do innych rozwiniętych i wyłaniających się rynków. Trzeba nieustannie zaglądać do Internetu i uczyć się szybko od innych, jak wykorzystać szybko przepływające ogromne zasoby informacji po to, aby usprawnić funkcjonowanie własnej organizacji, podnieść konkurencyjność własnego przedsiębiorstwa, pogłębić i poszerzyć własną wiedzą.

 

- Czy jeśliby SLD wystąpiło do Pana z propozycją ponownego objęcia stanowiska Wicepremiera ds. Gospodarczych i Ministra Finansów RP, to przyjąłby Pan taką propozycję?

 

Uważam, że odpowiedzialne zajmowanie się polityką - a przecież tylko to mogłoby wchodzić w rachubę - ma sens jedynie wtedy, gdy spełnione są równocześnie dwa warunki.  Po pierwsze, trzeba mieć dobry program strategii rozwoju społeczno-gospodarczego. Po drugie, istnieć muszą niezbędne warunki polityczne, aby urzeczywistnienie takiej strategii było możliwe. Tak było po roku 1993, wtedy więc podjąłem się tego trudnego zadania. Z jakimi rezultatami - to niech już inni osądzą. Jak będzie tym razem - zobaczymy. Jak już wspomniałem, zręby takiego programu - takiej strategii dla Polski na początek XXI wieku - istnieją i są znane nie tylko zainteresowanym politykom, ale także szerszej opinii z cyklu moich publikacji. Co do warunków politycznych zaś, trzeba poczekać i się temu przyjrzeć. Generalnie jednak, powrót do polityki nie jest moim ani moim marzeniem, ani dążeniem.

 

-Jakie są zatem Pana plany na przyszłość i czym Pan będzie się teraz zajmował?

 

Po kilkuletnim okresie pracy zagranicą albo - jak raczej dziś, w epoce globalizacji, wypadałoby powiedzieć: "w innych częściach współczesnej gospodarki światowej" - wróciłem do ojczyzny, a zarazem do pracy akademickiej. Czytam, myślę, mówię, piszę... Miast zajmować się polityką, o powrót do której nieustannie wszędzie jestem pytany, wolę wykładać i uczyć studentów, gdyż wydają mi się dużo bardziej pojętni niż niektórzy politycy.

 

- Jest Pan człowiekiem bardzo zajętym i rozchwytywanym jako znany i szanowany ekonomista, ale posiada Pan na pewno wolny czas. W związku z powyższym chcielibyśmy się dowiedzieć jakie są Pańskie zainteresowania oraz hobby, które wypełniają Pana Profesora wolny czas?

 

        Otóż tego wolnego czasu to już w zasadzie nie ma. Pracuję dużo, nawet bardzo dużo; jakieś 120 godzin tygodniowo. Bo lubię i warto, gdyż jest o co zabiegać. A czas "wolny"? Cóż, zawsze staram się go trochę znaleźć, aby słuchać muzyki. Zaglądam do wielu sal koncertowych - tak w Polsce, jak i na świecie. Staram się czytać; nie prasę, ale współczesną literaturę piękną. Aktywnie uprawiam sport - codziennie biegam po kilkanaście kilometrów, pływam. Ale wtedy też pracuję; zawsze rodzi się jakaś nowa myśl, a najciekawsze przy pokonywaniu -następnych kilometrów. W ogóle jestem długodystansowcem. Nie tylko w sporcie... A jak czasu znajdzie się nieco więcej, na jakiś urlop, to jestem zawziętym podróżnikiem.  Świat zawsze mnie pociągał i z tego już nigdy się nie wyleczę, bo to akurat zdrowe. Odwiedziłem w sumie już ponad 90 krajów, a tyle jeszcze pięknych i interesujących miejsc zostało do zobaczenia...     

 

 

Rozmawiali: Marcin Budzyński i Paweł Wójtowicz